[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następne inkubatory otwierano już z mniejszym przejęciem.Przy numerze dwadzieścia cztery - chłopiec - Hildor zawahał się.Razem z Howardem przyglądali się noworodkowi niepewnie.Chłopak miał twarz czarną i strupowatą.Sonorov przydzielił sobie rolę urzędnika i zajmował się jedynie wypełnianiem aktów narodzin, kilka razy wymyślając imiona, gdy jego towarzyszom zabrakło inwencji.- To tylko krew! - odetchnął z ulgą Hildor.Widząc zdziwione spojrzenie prezydenta uznał za stosowne wyjaśnić.Pękło któreś z naczyń krwionośnych na głowie.Musiało się to zdarzyć kilkanaście godzin temu i stąd ta zakrzepła krew.Wystarczy umyć go porządnie.- Wygląda jak niedopałek papierosa - mruknął nieprzekonany Howard.- Pet - skomentował Sonorov.- Pasuje na imię.Mam dla niego równie krótkie nazwisko: Hol.- Też któryś z twoich umarłych przyjaciół? - zapytał Hildor, lekko rozdrażniony tym procederem.Choć musiał przyznać, że sam powinien zadbać o to, żeby jego dzieci miały ładne nazwiska i imiona.Ze wstydem musiał przyznać, że dotąd traktował wszystkie zarodniki jako numery laboratoryjne.- Tym razem, nie - odparł lekko zmieszany Sonorov.- Kobieta! - zawyrokował Howard, którego humor ulegał poprawie z każdym nowo otwartym inkubatorem.- To przecież bez znaczenia bronił się admirał.- Wpisz lepiej Peter - wtrącił Hildor.- Nie chcę, żeby potem miał do nas pretensje.Dzieci bardzo przeżywają takie rzeczy, jak śmieszne imiona.- Słusznie! Lepiej nie ryzykować poparł go Howard.Sonorov odniósł przykre wrażenie, że prezydent pomyślał o pieniądzach, które wydano na ten eksperyment i o tym, że taka drobnostka mogłaby zakłócić prawidłowy rozwój któregoś z jego uczestników.- I tak będą mieli dość kłopotów - dodał zdając sobie sprawę z niezręczności poprzedniej wypowiedzi.- A więc numer dwadzieścia cztery to pan Peter Hol - oznajmił z namaszczeniem Sonorov.Kupka wypełnionych formularzy wzrosła do trzydziestu.W sumie dziesięć inkubatorów wyhodowało potworki.Hildor być może zaryzykowałby utrzymanie ich przy życiu, ale nawet on zdawał sobie sprawę z granic elastyczności prezydenta.Kiedy noworodki umyto i ubrano, automaty odsunęły się pod ścianę i zamarły w bezruchu.Od tej pory sprawami trzydziestu nowo narodzonych obywateli mieli się zajmować ich bracia - ludzie.Kiedy Hildor z Sonorovem układali niemowlęta w specjalnych pojemnikach po pięcioro w każdym, prezydent popadł w zamyślenie.Najwidoczniej on również zdał sobie sprawę, że teoretyczne rozważania i spekulacje nabrały od tej chwili całkiem fizycznego wymiaru.Howard osobiście pomagał przenieść pojemniki do sąsiedniego pomieszczenia, skąd miały je odbierać pielęgniarki.Sonorov natychmiast po zaniknięciu laboratorium wezwał je wyczytując numery porządkowe.Dziesięć dostało polecenie wyjazdu na urlop.Ku jego zdumieniu, prezydent przez cały czas osobiście dopilnowywał, żeby nie nastąpiły żadne nieprzewidziane kłopoty.Operacja trwała piętnaście minut, w czasie których Howard siedział w specjalnie dla Hildora urządzonym mieszkaniu łączącym się z laboratorium.Tam też wszyscy zebrali się po oddaniu ostatniego niemowlęcia w ręce pielęgniarki.- Teraz trzeba czekać dwadzieścia lat, albo i więcej - Howard nie był z tego zadowolony.- Wystarczy jakieś piętnaście - pocieszył go Hildor, doskonale wiedząc o czym tamten myśli.- W tym wieku powinniśmy już dostać odpowiedź na nasze wątpliwości.Osobiście jestem przekonany już teraz, że eksperyment się powiódł.- Czy zrobiliśmy wszystko, żeby zapewnić im spokojny rozwój - niepokoił się dalej Howard.- Może trzeba jednak wszystko przemyśleć wszystko od nowa.To przecież dzieci.- To już są mutanci - stwierdził poważnie Hildor.- Uprzedzam pana.Są to tacy sami mutanci, jak te potworki, które musieliśmy zabić.Mają tylko normalny wygląd.Będą inni najprawdopodobniej już za kilka lat.Właśnie dlatego postanowiłem stworzyć ich jako przedstawicieli rasy białej.Wie pan zapewne, że dwa tysiące lat temu rasa ta była bardzo liczna.Potem, w wyniku wojen, mutacji i zwykłych praw reprodukcji biologicznej wtopiła się ona między czarnych i żółtych, tworząc ten odcień skóry, który znamy na co dzień i uważamy za jedyny.Dzięki temu będą od początku inni niż ich rówieśnicy, ale jednocześnie zmieszczą się w granicach tolerancji społecznej.Potem, kiedy dorosną, będzie im łatwiej przywyknąć do swoich nadnaturalnych zdolności.Poza tym, jak pan wie, biali mają wielkie powodzenie wśród kobiet i mężczyzn.To jest mój prywatny prezent na urodziny dla nich.Profesorze! Howard spojrzał na niego bacznie swymi przenikliwymi oczyma.- Pan wiedział, że pewien procent zarodników może się zdegenerować, prawda?- To ryzyko każdego eksperymentu w tej dziedzinie.Spodziewałem się, prawdę mówiąc, odrobinę gorszych wyników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]