[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ono daje pogodę w nędzy i radość codzienną tym, którzy w oczach przeciętnych śmiertelni-ków uchodzą za najbardziej pokrzywdzonych.Myślę zaś, że takie szczęście można osiągnąćtylko przez wyrzeczenie się siebie.Przez poświęcenie swoich aspiracji, upodobań, nadziei.Przez ofiarę.Przez ofiarę złożoną z siebie samego Bogu czy ludziom.Oczywiście nie wszyst-kim ten stopień doskonałości jest dostępny, ale mam głęboką cześć dla tych, którzy ku niemudążą.Znowu siedzieli w milczeniu.Murek zrozumiał, ku czemu zmierzały te abstrakcyjne wy-wody Lipczyńskiego i bał się, by oni tego nie poznali.Na szczęście do pokoju wbiegły dziecii zaraz wpakowały się na kolana swego przyjaciela.O powrocie do niebezpiecznego tematunie mogło już być mowy.140Przy kolacji chirurg opowiadał o swoim nowym pacjencie, jednym z najwyższych dygnita-rzy państwowych, który podczas uczenia się pilotażu spadł tak niefortunnie wraz z samolo-tem, że roztrzaskał sobie obie szczęki.Lipczyński podjął się przeprowadzenia niezwykletrudnej operacji, połączonej nawet z transplantacją kości.W związku z tym studiował facho-wą literaturę i wprost od stołu poszedł do gabinetu.Wkrótce i Murek zaczął się żegnać.Doprzedpokoju odprowadziła go pani Lipczyńska i tu przytrzymała jego rękę, i patrząc mu woczy powiedziała:Niech się pan żeni z Miką.Uszczęśliwi pan najlepszą, najzacniejszą kobietę, a i dla siebiezdobędzie pan żonę, której przecie brak panu tak bardzo. Cóż za pomysł! żachnął się Murek. Wydobędzie pan ją z tragicznej sytuacji.Pan jeden może to zrobić. Ale to jest niedorzeczne! Dlaczego? Czy pan ją potępia? Bynajmniej. No właśnie.Kamień nam wszystkim spadnie z serca.Niech pan nie udaje małodusznego.Wiemy, co sądzić o panu, i dlatego wszyscy pragnęlibyśmy waszego małżeństwa.Wybiegł od Lipczyńskich, wstrząśnięty tym projektem.Przez całą drogę powtarzał sobie: Nonsens, niepodobieństwo, absurd!Jednakże nazajutrz myśl ta nie dawała mu spokoju.Ostatecznie był żonaty pod fałszywymnazwiskiem.W swoich prawdziwych dokumentach figurował jako kawaler.Zatem rzecz for-malnie była do przeprowadzenia.Jednak popełniłby szaleństwo, pakując się w tak poważnekomplikacje.Czyż nie po to wyrzekł się najbliższej sobie istoty, czyż nie postąpił z nią naj-plugawiej, w tym jedynie celu, by zapewnić sobie beztroskie, proste i wygodne życie! Czyżpo to brnął z jednego łajdactwa w drugie, by teraz narażać się na nowe trudności, by zasta-wiać nowe pułapki na siebie?.I po co?.Podeptał własne uczucia, a teraz ma roztkliwiać sięnad cudzymi?. Nie, nie! Nonsens! Przekonywał siebie.Gdy jednak wieczorem znalazł się u Miki, gdy patrzył na jej wychudłą twarz, na bezkrwi-ste wargi, na bolesny uśmiech niebieskich oczu, ściskało mu się serce i mimo woli raz po razwracał do niedorzecznej koncepcji.W dwa dni potem spotkał u Miki panią Lipczyńską i doktora Boruckiego, ginekologa, któ-ry wstąpił tu zarówno jako lekarz, jak i po przyjazni.Wyszli razem.Borucki bez ogródek po-wiedział im, że stan Miki bardzo mu się nie podoba.Poród może być katastrofą zarówno dlamatki, jak i dla dziecka.Szukać ratunku jego zdaniem należało tylko w doprowadzeniu psy-chiki pacjentki do jakiegoś, bodaj względnego spokoju, do równowagi. Brak snu, apetytu, migrena, nerwica żołądka mówił wszystko to wycieńcza jej orga-nizm i staje się coraz grozniejsze.A wszystko ma zródło w stanie jej nerwów.No, nie dziwięsię.Ale gdybym dostał w ręce tamtego łobuza.Do stu diabłów!Zatrzymał się, wybałuszył oczy i potrząsnął wielkimi pięściami.Gdy już siedzieli w tram-waju, westchnął: Zresztą może to i lepiej.Ciężki jest w naszym społeczeństwie los nieślubnej matki inieślubnego dziecka.Murek odprowadził panią Lipczyńską do domu.Nie rozmawiali ze sobą po drodze.Przypożegnaniu też nie odezwała się ani słowem.Przy świetle latarni dostrzegł tylko, że w oczachmiała łzy. Proszę pani powiedział prędko, nie patrząc na nią pani jutro rano będzie u niej.Niechpani jej zakomunikuje, że.że przyjdę wieczorem.I że chcę ją prosić o rękę.Tak.A dziec-ko w każdym razie uznam za swoje.To wszystko.Uchylił kapelusza i nie czekając na odpowiedz, szybko poszedł z powrotem.141O, bynajmniej nie pod wpływem impulsu, nie pod naciskiem nagłego wzruszenia powziąłtę decyzję.Przemyślał ją gruntownie i jeżeli nie całkiem na zimno, to w każdym razie rze-czowo.O co chodziło?.O uratowanie życia Mice.Poród miał odbyć się za sześć tygodni.Jeżeliw ciągu tego czasu jej nerwy pod wpływem nowych perspektyw życiowych dojdą do równo-wagi, poprawi się stan jej zdrowia i poród przejdzie bezpiecznie.Wtedy można będzie zna-lezć jakiś przekonywujący pretekst do zerwania zaręczyn.Zaręczyny to jeszcze nie ślub.Adziecko adoptuje w każdym razie. Nowe oszustwo mignęła mu w głowie refleksja. Czyż ja nawet przy dobrych uczyn-kach muszę już zawsze popełniać oszustwa?.A jednak to konieczne.Ożenić się z nią niemogę i dlatego, że kiedyś przecie moja przeszłość może wyjść na jaw.A dla niej byłaby tonowa tragedia.Z tak ułożonym planem, z pierścionkiem i z bukietem kwiatów zadzwonił nazajutrz wie-czorem do mieszkania Miki.Od razu poznał, że musiała już słyszeć o wszystkim od pani Lipczyńskiej.Była śmiertelnieblada, patrzyła nań szeroko otwartymi, jakby przymrużonymi oczyma, dygotała tak, że niemogła wydobyć z krtani ani słowa.Usiadł przy niej i powiedział: Przyniosłem pani te kwiaty, bo jeżeli pani zechce przyjąć przychylnie moją prośbę, dziśbędzie wspólna uroczystość.Nasze zaręczyny.Oto właśnie.Nie wiem, czy pani się podoba.Z dziwnym trudem wymuszał na sobie wyraz po wyrazie.Niezręcznie odłożył zawinięty wbibułkę bukiet na stojące obok krzesło i wydobył z kieszeni pierścionek z brylancikiem i zdwiema niedużymi perłami.Niezgrabnie wziął jej bezwładną rękę, wsunął pierścionek naserdeczny palec (za luzny stwierdził w myśli), pocałował w rękę i bezradnie chrząknął.Bał się podnieść oczy i spotkać jej wzrok, by w jego spojrzeniu nie odczytała kłamstwa.Mika jednak siedziała nieruchoma, z zamkniętymi powiekami i tylko nierówny, spazma-tyczny oddech, który poruszał jej wątłymi piersiami świadczył jak silne, jak głębokie przeży-wa wzruszenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]