[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy z nich tworzyÅ‚ ze swym odbiciem ideal-ne koÅ‚o.Pod mostem przepÅ‚ynęła barka wyÅ‚adowana jakimiÅ› skrzyniami.Vasli, podnie-siony przez ojca, żeby mógÅ‚ na niÄ… popatrzeć nad kamiennÄ… balustradÄ…, napluÅ‚ na jed-nÄ… ze skrzyÅ„. Wstydz siÄ™ powiedziaÅ‚ Ladislas Gaye bez gniewu.ByÅ‚ szczęśliwy.Nie przejmo-waÅ‚ siÄ™, że przy wielkim impresario Egorinie rozpÅ‚akaÅ‚ siÄ™ jak dziecko.Nie przejmowaÅ‚siÄ™, że jest zmÄ™czony, że to jeden z gorszych dni żony i że już jest spózniony.Nie przej-mowaÅ‚ siÄ™ niczym z wyjÄ…tkiem maÅ‚ej rÄ…czki dziecka w swojej dÅ‚oni i tym, jak wiatr namoÅ›cie, miÄ™dzy jednym miastem i drugim, porywa wszelkie dzwiÄ™ki i zostawia czÅ‚owie-ka skÄ…panego w ciepÅ‚ym, milczÄ…cym blasku sÅ‚oÅ„ca, oraz tym, że Otto Egorin wie, kimon jest: muzykiem.DziÄ™ki temu jednemu faktowi byÅ‚ silny i wolny.Jego siÅ‚a i wolnośćnie wykraczaÅ‚y poza to, lecz jemu to wystarczaÅ‚o.W gÅ‚owie rozbrzmiewaÅ‚a mu linia me-lodyczna trÄ…bki z jego Sanctus. Tato, dlaczego ta duża pani miaÅ‚a coÅ› w uszach i pytaÅ‚a, czy lubiÄ™ czekoladki? Czyludzie nie lubiÄ… czekoladek?118 To byÅ‚y klejnoty, Vasli.Nie wiem. TrÄ…bka Å›piewaÅ‚a dalej.Gdyby tylko mógÅ‚ tujeszcze chwilÄ™ zostać z tym maÅ‚ym czÅ‚owiekiem, w blasku sÅ‚oÅ„ca i ciszy, miÄ™dzy mia-stem i miastem, miÄ™dzy chwilÄ… i chwilÄ….Poszli na Stare Miasto, mijajÄ…c nabrzeża, po-rzucone kamienne domy, weszli na wzgórze i dotarli na podwórko ich kamienicy.VasliwyrwaÅ‚ siÄ™ ojcu i zniknÄ…Å‚ w tÅ‚umie dzieci bijÄ…cych siÄ™, krzyczÄ…cych i biegajÄ…cych po po-dwórku.Ladislas Gaye zawoÅ‚aÅ‚ na syna, zrezygnowaÅ‚, wspiÄ…Å‚ siÄ™ po ciemnych schodachi ruszyÅ‚ ciemnym korytarzem na trzecim piÄ™trze, wszedÅ‚ do ciemnej kuchni, pierwszegopomieszczenia ich dwupokojowego mieszkania.%7Å‚ona obieraÅ‚a ziemniaki przy kuchen-nym stole.MiaÅ‚a na sobie brudny biaÅ‚y szlafrok, a na goÅ‚e stopy wÅ‚ożyÅ‚a brudne klapkiz różowego kordonka. Jest szósta, Ladis odezwaÅ‚a siÄ™, nawet na niego nie patrzÄ…c. ByÅ‚em na Nowym MieÅ›cie. Dlaczego ciÄ…gnÄ…Å‚eÅ› dziecko tak daleko? Gdzie on jest? Gdzie jest ToniÄ… i Givana?WoÅ‚aÅ‚am je kilka razy.Na pewno nie ma ich na podwórku.Dlaczego poszedÅ‚eÅ› z dziec-kiem tak daleko? ByÅ‚em u. Plecy mnie bolÄ… bardziej niż zwykle, to pewnie przez ten upaÅ‚, dlaczego lato jesttu takie gorÄ…ce? Daj, ja obiorÄ™. Nie, już skoÅ„czÄ™.MógÅ‚byÅ› wreszcie przeczyÅ›cić te odpowietrzniki w kuchence, La-dis, prosiÅ‚am ciÄ™ o to chyba z pięćdziesiÄ…t razy.Teraz już zupeÅ‚nie nie mogÄ™ jej zapalić,jest obrzydliwie brudna, a z moimi plecami nie mogÄ™ siÄ™ wziąć za jej szorowanie. Dobrze.Tylko zmieniÄ™ koszulÄ™. PosÅ‚uchaj, Ladis.Ladis! Czy Vasli jest na podwórku w dobrym ubraniu? Zejdzna dół i zaraz go tu przyprowadz, jak twoim zdaniem możemy sobie pozwolić na pra-nie jego dobrego ubrania za każdym razem, kiedy je wkÅ‚ada? Ladis? Przyprowadz go tu!Czy ty nigdy nie możesz sam pomyÅ›leć o takich rzeczach? Pewnie już jest obrzydliwiebrudny od zabawy z tymi chÅ‚opaczyskami! IdÄ™, daj mi trochÄ™ czasu, dobrze?We wrzeÅ›niu zerwaÅ‚ siÄ™ wschodni jesienny wiatr, który wiaÅ‚ wzdÅ‚uż pustych, kamien-nych domów i jasnej, wzburzonej rzeki, pÄ™dziÅ‚ ulicami miasta niezliczone Å›mieci, wpy-chaÅ‚ pyÅ‚ do oczu i ust ludzi wracajÄ…cych z pracy do domu.Ladislas Gaye minÄ…Å‚ ulicz-nego mówcÄ™, dziewczynkÄ™, która zbiegaÅ‚a stromÄ… ulicÄ…, gÅ‚oÅ›no pÅ‚aczÄ…c, kiosk z gazeta-mi, których nagłówki oznajmiaÅ‚y, że Pan Neville Chamberlain w Monachium , dużyunieruchomiony samochód, wokół którego zebraÅ‚ siÄ™ spory tÅ‚umek, grupÄ™ mÅ‚odzieÅ„-ców przypatrujÄ…cych siÄ™ walce na pięści, dwie kobiety rozmawiajÄ…ce ze sobÄ… przez ulicÄ™ jedna staÅ‚a na krawężniku, a druga, ubrana w bÅ‚Ä™kitnoszkarÅ‚atny atÅ‚asowy szlafrok,wychylaÅ‚a siÄ™ do poÅ‚owy z okna mieszkania; widziaÅ‚ i sÅ‚yszaÅ‚ to wszystko i nie widziaÅ‚119ani nie sÅ‚yszaÅ‚ niczego.ByÅ‚ bardzo zmÄ™czony.DotarÅ‚ do domu.Jego córeczki bawiÅ‚y siÄ™na podwórku, w studni cienia gÅ‚Ä™bokiej na trzy piÄ™tra.ZobaczyÅ‚ je w grupie piszczÄ…cychdziewczynek, ale nie zatrzymaÅ‚ siÄ™.WszedÅ‚ po ciemnych schodach, przeszedÅ‚ przez ko-rytarz i wszedÅ‚ do kuchni.Jego żona nabraÅ‚a ostatnio siÅ‚, bo nieco siÄ™ ochÅ‚odziÅ‚o, ale te-raz byÅ‚a w zÅ‚ym nastroju, gotowa do pÅ‚aczu; Vasli i kilku innych chÅ‚opców zostaÅ‚o przy-Å‚apanych na mÄ™czeniu kota, którego oblewali na5àÄ…, żeby go potem podpalić. To niedobre dziecko, maÅ‚y potwór, jak to możliwe, żeby dziecko chciaÅ‚o zrobić coÅ›tak strasznego? Vasli byÅ‚ zamkniÄ™ty w Å›rodkowym pokoju i wrzeszczaÅ‚ ze zÅ‚oÅ›ci.La-dislas Gaye usiadÅ‚ przy kuchennym stole i objÄ…Å‚ gÅ‚owÄ™ rÄ™kami.ByÅ‚o mu niedobrze.%7Å‚onadalej coÅ› mówiÅ‚a o dziecku, o innych dzieciach na podwórku. Ta pani Rasse, żeby takwetknąć gÅ‚owÄ™ bez pukania i pytać, czy wiem, co wymyÅ›liÅ‚ mój maÅ‚y Vasli, jakby j ej ba-chory byÅ‚y powodem do dumy, z tymi brudnymi twarzami i różowymi oczyma jak sta-do królików.Zamierzasz coÅ› z tym zrobić, czy bÄ™dziesz tak tu siedziaÅ‚? Uważasz, że po-trafiÄ™ sobie dać z nim radÄ™? Czy takiego syna chcesz? A co ja mogÄ™ na to poradzić? BÄ™dziemy dzisiaj coÅ› jedli? O ósmej mam lekcjÄ™ gryna fortepianie.Na litość boskÄ…, daj mi przez chwilÄ™ spokojnie posiedzieć. Spokojnie! Chcesz spokoju i nic ciÄ™ nie obchodzi, że dziecko zmienia ci siÄ™ w ta-kie samo zwierzÄ™, jak wszyscy inni! Dobrze, co mnie to obchodzi, jeÅ›li ty tego chcesz. ChodziÅ‚a po kuchni, stukajÄ…c swoimi różowymi klapkami.RobiÅ‚a kolacjÄ™. MaÅ‚e dzieci sÄ… okrutne rzekÅ‚ Ladis. Nie wiedzÄ…, co to znaczy.DowiadujÄ… siÄ™pózniej.WzruszyÅ‚a ramionami.Vasli teraz szlochaÅ‚ za drzwiami; wiedziaÅ‚, że ojciec jestjuż w domu.Ladislas Gaye poszedÅ‚ do tego pokoju i usiadÅ‚ z dzieckiem w półmroku.W drugim pokoju, gdzie w łóżku leżaÅ‚a babka, z radia grzmiaÅ‚a muzyka taneczna; Ladi-slas kupiÅ‚ je dla niej z drugiej rÄ™ki.ByÅ‚o ono jej jedynÄ… rozrywkÄ… i babka mówiÅ‚a tylkoo tym, co usÅ‚yszaÅ‚a w radiu.Vasli przytuliÅ‚ siÄ™ do ojca.Nie pÅ‚akaÅ‚ już, wycieÅ„czony. Nie wolno ci robić takich rzeczy z innymi chÅ‚opcami, Vasli mruknÄ…Å‚ w koÅ„cuojciec. Biedne zwierzÄ…tko jest sÅ‚absze od ciebie i samo sobie nie poradzi.Dziecko milczaÅ‚o.W tym pokoju zebraÅ‚y siÄ™ wokół nich cale terazniejsze i przy-szÅ‚e okrucieÅ„stwo, bieda i ciemność.W sÄ…siednim pokoju puzony grzmiaÅ‚y walca.Vasliw milczeniu przywarÅ‚ do ojca.W natarczywym haÅ‚asie puzonów, zawiesistym jak sÅ‚odki syrop od kaszlu, Gaye przezchwilÄ™ sÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚Ä™boki, czysty grzmot swego Sanctus, niczym grzmot wÅ›ród gwiazd nadkrawÄ™dziÄ… wszechÅ›wiata przez jednÄ… chwilÄ™, jakby zniknÄ…Å‚ gdzieÅ› dach budynku,a on sam spojrzaÅ‚ wysoko w caÅ‚kowitÄ…, trwaÅ‚Ä… ciemność, tylko przez jednÄ… chwilÄ™.Spi-ker beÅ‚kotaÅ‚ gÅ‚adko, z ożywieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]