[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby ta zapadka została zniszczona, tryby zaczęłyby obracać się swobodnie, zwalniając uchwyt utrzymujący stutonową przeciwwagę, która jak wielki stalowy kloc wisiała dwieście stóp pod nimi.Tebulot oparł maszynę na ramieniu.Kasyx stanął za nim i położył obie ręce na jego barkach, przekazując mu ma­ksymalną ilość energii Ashapoli.Skala rozjarzyła się biało, przekraczając pełny ładunek.Broń mruczała głośno, goto­wa do użycia.Samena i Xaxxa przyglądali się temu z dwóch końców balkonu, czuwając, by nikt im nie przeszkodził.- Gotowy? - spytał Kasyx.- A zatem, w święte i mroczne unię Wojowników Nocy: Zabij go!Tebulot wystrzelił.Rozległo się świdrujące w uszach „zzhhhwaaappp” i długi strumień skondensowanej energii wystrzelił z lufy maszyny.Nie wzięli jednak pod uwagę siły i przebiegłości Yaomauitla ani tego, że przecież spodziewał się ataku.W chwili, gdy strumień energii podążał w kierun­ku masywnego mechanizmu zegara, rozległ się metaliczny szczęk i ze środka zostały wyrzucone w powietrze roie kawałków metalu, zasłaniając sam, mechanizm jak stado gołębi lub kłębowisko pszczół.Strumień energii uderzył jeden z kawałków, płytka jednak odbiła go w eksplozji iskier, potem następna i następna, i jeszcze jedna, wszystko przy akompaniamencie syku i trzasku, jakiego nigdy dotąd nie słyszeli.Gdy strumień uderzył w rykoszetowych fajerwerkach w ostatnią płytkę metalu, skierowany został nieszkodliwie w niebo i zniknął w podstawie gnanych wiatrem chmur.Same płytki, dymiące i pokiereszowane, opadły w głębię, ku mechanicznemu miastu, odbijając po drodze promyki świa­tła.W końcu osypały się z grzechotem na tory i rusztowania.Wojownicy Nocy byli tym kompletnie zaskoczeni.Stali na balkonie, spoglądając na gargantuiczny zegar, który nie przerwał swego „ka-czug, ka-czug.”, i tym razem wiedzieli, że przegrali.- No tak - oznajmił Kasyx.- Nie mamy już prawie mocy! Wyrywajmy z tego snu, najszybciej jak się da!W tym momencie drapacz chmur, na którym stali, zaczął się zniżać, podczas gdy pozostałe budynki i wieże rosły.Spojrzeli w dół.Budynek gładko i szybko chował się w grun­cie, oświetlone okna znikały piętro za piętrem; biała, wysoka wieża tuż obok zaczęła rosnąć ku niebu tym samym jedno­stajnym ruchem.Wszędzie dokoła mosty i wiadukty kołysały się, łączyły bez najmniejszej nawet przerwy w ruchu mechani­cznych pociągów i samochodów.Między budynkami spływa­ły błyskawice, oświetlając na mgnienie oka chaos montażu, demontażu i odradzania się struktur, zmianę rzeźby terenu.Gdy sześćdziesiąte szóste piętro wieżowca zbliżyło się do ziemi, Wojownicy Nocy cofnęli się do schronienia, którym był teraz tunel.Balkon zniknął we wnętrzu budynku, który cały pogrążył się w dopasowanym, stalowym futerale.Przed ich oczyma przesuwała się teraz rozpędzona płaszczyzna metalu, jakby jechali windą.Potem budynek zwolnił, zasyczał i zatrzymał się drżąc lekko.Balkon wysunął się znowu ku rzędowi schodów.W dole panowała cisza.Byli w głębokiej, metalicznej grocie trochę tylko wyższej niż oni sami.Ostrożnie zeszli po schodkach i rozejrzeli się wokoło.Kasyx użył swego hełmu, by rozświetlić okolicę.Widzieli cieniste przejścia i masywne kolumny; grube, czarne przewody elektryczne zwisały ze sklepienia jak węże boa.Kasyx rozejrzał się po pomieszczeniu.- Nic tu nie ma - powiedział.- Jesteśmy głęboko pod powierzchnią.Powiedziałbym, że to obszar służb konser­wacyjnych tego snu.- Kończymy tę noc? - spytała niepewnie Samena.- Chyba tak - odparł Kasyx.- Tebulocie? Xaxxo?- Powiedzmy to sobie otwarcie - odezwał się Xaxxa.- Tym razem nas załatwił, następnym rąbniemy cwaniaczka w najczulsze miejsce.Tebulot uniósł dłoń na znak zgody.Walczył dzisiaj ciężko, ręce bolały go od szarpnięć maszyny.Wyglądał na zmęczonego.Kasyx cofnął się zatem o krok i uniósł dłonie, by wyrysować w powietrzu ośmiokąt.- Wrócimy jeszcze, by walczyć z Yaomauitlem - po­wiedział.Samena, Tebulot i Xaxxa odpowiedzieli mu odważnie pozdrowieniem Wojowników Nocy.W tej samej chwili usłyszeli dochodzący gdzieś z najciem­niejszej niszy jaskini zgrzytliwy, brzęczący dźwięk.Kasyx rozejrzał się po kątach, rzucając swym hełmem smugi światła.Zmęczony Tebulot uniósł broń.Samena odpięła z podzwaniającej jej u pasa kolekcji jeden grot.- Co u diabła? - spytał zaniepokojony i zdenerwowany Tebulot.Odpowiedź przyszła sama.Z ciemności wyjechało, okrąża­jąc ich ze wszystkich stron, jedenaście gigantycznych machin.Wszystkie skierowały się prosto na nich, z tym samym, wspólnym dla mechanizmów zgrzytem.Każda machina była inna, chociaż zbudowano je z takich samych kółek, zębatek, poruszających się sprężyn, blach i kół wieńcowych.Diabels­ka maszyneria, której jedynym celem było rozszarpać lub okaleczyć każdego, kto znalazłby się na jej drodze.Xaxxa natychmiast odbił od reszty po świetlistej ścieżce, która rozjaśniła całe wnętrze groty.Pochylił tor lotu i za­wrócił trzymając nisko głowę, by nie uderzyć o sklepienie, i wymierzył jednej z maszyn kopnięcie w boczną ściankę.Pierwszy cios nie podziałał, wytrącił jedynie na chwilę maszynę z równowagi.Xaxxa okrążył ją jednak, zniżył lot i obiema stopami rąbnął ją w sarno zwieńczenie.Maszyna zachwiała się na kołach i przez sekundę Kasyx był przekonany, że zaraz wróci do równowagi i ruszy do przodu.Po chwili jednak pęd jej trybów sprawił, że przechy­liła się na bok, by w fontannie kół zębatych i obracających się wciąż osi roztrzaskać się o podłogę.Samena wybiegła naprzód, przekoziołkowała między dwiema maszynami i wystrzeliła dwugłowicowy grot.Każ­da z głowic ciągnęła za sobą długi, cienki przewód ze splecionej stali.Przewody te, dostawszy się do wnętrza mechanizmów, zablokowały je od razu.Obie machiny stęknęły, ugięły się i zatrzymały z jękiem sprężyn.Tebulot wypuścił kilka drobnych ładunków, niszcząc jedną maszynę.Kolejne celne strzały sprawiły, że inna zaczęła krążyć po grocie, gubiąc przy tym śrubki, sworznie i kawałki konstrukcji nośnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl