[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko dlaczego były podzielone, jakby na dwa przeciwne obozy? Andrews rzekł niecierpliwie:- Muszę cię zapytać, jakie masz zamiary.- Nic teraz nie zamierzam robić.Wszystko już się zaczęło.- Co masz na myśli? - Dorthy poczuła lekkie mrowienie budzącego się talentu.Migotliwa aura wokół samicy zdawała się jaśnieć i odsłaniać szczegóły, tak jak oglądana przez teleskop mgieł­ka po wyostrzeniu obrazu zmienia się w gwiaździstą galaktyczną spiralę.Nie uzyskawszy odpowiedzi, Dorthy dodała: - No cóż, jeśli nie chcesz mi powiedzieć, to wyjaśnij czego dowiedziałaś się o nas na podstawie tgj książki.Wyjęła książkę z kieszeni kombinezonu i rzuciła ją Andrewsowi, który obrócił tom w dłoniach, przeczytał tytuł i ze zdumieniem popatrzył na Dorthy.Samica, najwyraźniej zadowolona z siebie, powiedziała za po­średnictwem tłumacza:- To opowieść o suplikacji i objawieniu.Jak proszące mnie o pomoc dziecko, tak narrator zwraca się do swego mistrza i, wyko­rzystując swoje literackie umiejętności, namawia go do wyjawienia religijnych tajemnic, obiecując unieśmiertelnić go w piśmie, aby przyszłe pokolenia podziwiały jego wiedzę.- Dopóki człek oddycha i patrzeć jest sposobien - mruknęła Dorthy.- Dopóty uczucie żyje i daje życie tobie.- Wasz gatunek jest ograniczony przez czasoprzestrzeń - powiedziała samica - niezwykle ambitny, lecz bezradny wobec śmiertelności osobników.W tych pismach raz po raz wzywa się mroczną boginię, ciemność niebytu.To z nią walczycie.Otaczające ją światło wydawało się teraz jaśniejsze: osobowości przodków wirowały jak iskry w tej poświacie.Pośród nich najjaśniej błyszczał intelekt samicy.Dorthy stwierdziła, że nie był przytłacza­jący, jeśli nie stawiała oporu i pozwalała, by przepływał przez nią, jak światło przez szklaną szybę.Już nie czuła lęku, tylko współczu­cie.Wiedziała, że jeśli zdoła rozwikłać ciemny węzeł w centrum tej poświaty, może uratować ich wszystkich, uporać się z wrogością nowych samców, uspokoić obawy Floty.- A co z tobą? - zapytał Andrews samicę.- Co twoi.krewni, stadniki, chcą osiągnąć, pozostając tutaj?Z rękami na biodrach zrobił krok naprzód.Otaczające samicę stadniki poruszyły się niespokojnie, a te za Andrewsem stanęły po jego bokach.Dorlhy zauważyła, że z czubków ich palców wysuwają się ostre pazury.Andrews zerknął na nich, lecz ogarnięty gniewem zapomniał o lęku.Samica milczała przez długą chwilę.W końcu tłumacz poruszył się i rzekł bezbłędną portugalszczyzną:- Przetrwają.- Ach tak, przetrwają.I nic poza tym.- Jedynym celem życia, jeśli ma ono jakiś cel, jest przetrwanie.Moi bracia i siostry, pasący dzieci na równinach, znajdują cel w swo­im prostym życiu i niczego więcej nie potrzebują.Są częścią tego świata: wszyscy są jednym.Oto ich religia.Nie szukają innego sensu.Tymczasem wasza rasa wierzy, że ekspansja jest wszystkim.Chcecie uciec przed waszym mrocznym przeznaczeniem i wierzy­cie, że cały wszechświat należy do was, chociaż w tak niewielkim stopniu go rozumiecie.- A ty - zapytała Dorthy.- W co ty wierzysz?- Służę mojej rodzinie - odparła tamta i chociaż powiedziała to spokojnie, Dorthy wyczuła nagły zamęt w podwójnej chmurze, w której iskry dawnych jaźni wirowały jak muszki na wietrze, wal­cząc o dominację w umyśle samicy, jak niegdyś dwie frakcje Alea walczyły o dominację zanim poszły własnymi drogami.- Ukrywacie się przed tymi z waszego ludu - rzekł Andrews - którzy wykradli technologię jakiejś wymarłej cywilizacji, praw­da? Czy oni nadal są w jądrze?- Należy założyć, że tak.- Jest tylko jeden sposób, żeby to sprawdzić: stawić im czoło.Gdybyście sprzymierzyli się z Federacją.- Brakuje ci wyobraźni i niczego nie próbujesz zrozumieć.Broń używana przez napastników atakujących inne rodziny przekra­cza twoje zdolności pojmowania.Ja posiadam urządzenie, które może zmieniać aktywność słońca - w ten sposób stymulowałam przemianę dzieci w nowych samców - ale rodzina wykorzystująca starożytne technologie uznałaby tę broń za śmieszną.Oni potrafią zatrzymać zachodzące w gwiazdach procesy fuzji równie łatwo, jak wy gasicie palcami płomień świecy.To wspomnienie przekazali mi moi przodkowie, tak więc ja również pamiętam, że uciekając z jądra galaktyki, widzieliśmy orbitujące tam ogromne statki, pozostałoś­ci dawnej cywilizacji, której technologie wykorzystali napastnicy.Wielkość tych pojazdów mierzono w miesiącach świetlnych, a ich wieku mogę się tylko domyślać.My jesteśmy powolnym, konserwa­tywnym ludem.Może nawet głupim, w porównaniu z innymi, które błyskawicznie sięgają gwiazd.Opuściliśmy nasz rodzinny świat, ponieważ zostaliśmy do tego zmuszeni.Zamieszkiwaliśmy go przez miliony lat.Nie wiadomo jak długo, gdyż dzieci nie interesuje historia.Oczywiście, jeśli nie zachodzi taka potrzeba, niewielu z nas korzysta z jakichkolwiek technologii, ale może dlatego przetrwali­śmy tyle wieków.Postęp destabilizuje.Często w wyniku zwiększo­nej aktywności słońca dzieci różnych rodzin toczyły między sobą wojny, usiłując powiększyć swoje terytorium, tak samo jak tamta rodzina wykorzystując zdobycze dawnych cywilizacji.Jednak przez cały ten czas, jaki zajęła nam podróż z jądra na obrzeża galaktyki, nie odkryliśmy napędu, który wy nazywacie rozszczepraczem fazo­wym.Dopóki nie udowodnili nam tego napastnicy, nie wiedzieli­śmy, że podróż z prędkością nadświetlną jest możliwa.Szkoda, ale może mieliśmy szczęście, gdyż rozszczepiacz fazowy zostawia w czasoprzestrzeni ślad, po którym można dotrzeć do jego źródła.Dorthy zrozumiała, że to jest właśnie ten problem i słaby punkt samicy.- Ci napastnicy, jak ich nazywasz - zapytał Andrews - potrafią wytropić ślad rozszczepiacza fazowego? Chcesz powie­dzieć, że mogą o nas wiedzieć?- Zdradziliście waszą obecność, więc przylecą do was.Zajmie im to trochę czasu, ale tak się stanie.To oko na niebie.Dorthy przypomniała sobie strach związany z pierwszym snem o rodzinnej planecie Alea i dostrzegła go teraz w jądrze, wokół którego krążyły iskierki dawnych jaźni.- Jeżeli to nieuniknione - rzekł z uporem Andrews, nadal niezupełnie jej wierząc - tym bardziej powinniście się z nami sprzymierzyć.- Nie.Kiedy po raz pierwszy nawiązałam kontakt z umysłem tej samicy - mówiący to tłumacz jak marionetka wskazał ręką na Dorthy - zobaczyłam jacy jesteście.Później, gdy jeden z moich braci zdobył tę książkę, moje podejrzenia potwierdziły się.Jesteście zamknięci w sobie.Nie macie poczucia przynależności, lojalności.- Tłumacz potrząsnął głową i zaskomlił.Potem dodał: - Mój sługa nie potrafi znaleźć odpowiedniego określenia.Wszystko wskazuje na to, że ono nie istnieje w waszym języku.- Uchi - podpowiedziała Dorthy.Andrews odwrócił się do niej i uniósł brew.Dorthy wyjaśniła, mówiąc nie tylko do niego, ale i do samicy:- W języku ludu mojego ojca to oznacza domostwo, poczucie przynależności do miejsca, gdzie się żyje.Przywiązania do rodziny.Nie mogę żyć wśród obcych.Tak.- Posłuchaj - rzekł Andrews.- Nie różnimy się aż tak bardzo.Ty jesteś lojalna wobec twojej rodziny.Ja wobec całego ludzkiego rodzaju.Zarazem jestem przywiązany do miejsca, gdzie się urodziłem, do ziemi mojej rodziny.Do mojej ostoi, jeśli wolisz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl