[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Właśnie, ale skąd to wiecie?.Zresztą, wybaczcie, zapomniałem, że możecie wiedzieć znacznie więcej.- Geret popatrzył na nich z rosnącym szacunkiem.- Nie przyszli ci, których wzywaliśmy z Minhiriathu i Enedwaithu; podłe ludziki, mówię wam, ciągle jeszcze wierzą w elfijskie brednie.A wiecie, kto nie zawiódł? Nie zawiedli nasi ludzie z Arnoru i orkowie.Tak, wybaczcie, szlachetne krasnoludy, wiem, że ich nie lubicie, ale bili się wspaniale i poddali się ostatni.Wódz nie dzieli tych, którzy mu służą, bierze pod uwagę tylko zasługi i przewinienia.Ale niewielu jest karanych, wszyscy słuchają Wodza, zresztą, jak można go nie posłuchać? Dołączyli do nas również ci, którzy czczą Mogilniki, te z okolic Przygórza.- Co nieco o nich słyszeliśmy - rzucił Torin.- Ciekawy lud.- Tak, ciekawy i straszliwie nienawidzący elfów - podchwycił z zapałem Geret.- Wojownicy z nich, szczerze mówiąc, niespecjalnie zręczni, ale odwagi im nie brakuje.Kiedyś ich przodkowie dali popalić tym rycerzom z Zamorza, pohulali po Arnorze, co się zowie! Mieli takiego wspaniałego wodza.lecz zginął, to wielkie nieszczęście.Ale naszego Wodza uznali od pierwszej chwili i przyznali, że jest Wodzem prawdziwym.Od tej pory idą za nim w ogień i wodę.Nie dogadaliśmy się jeszcze z Morskim Ludem.- Wiemy, ze Skilludrem - wtrącił się znowu Malec.- Właśnie.- Geret skinął głową.- Jego wojownicy powinni byli napaść na ujście Brandywiny i odciągnąć na siebie część sił Namiestnika, podczas gdy my byśmy szli prosto na stolicę.Folko drgnął.Stary mag słusznie przewidywał cele angmarskiego uderzenia.- Łatwo przeszliśmy przez angmarską straż na przełęczy - ciągnął Geret.- Jazda zasypała ich strzałami, a orkowie w nocy podpełzli do samego rowu i o świcie ruszyli na ściany.Te gapy nawet nie mrugnęły okiem, gdy orkowie już przystawili drabiny i opanowali wieżę.Dalej poszło łatwiej.Przebiliśmy się przez nadgraniczne zasieki i ruszyliśmy na Fornost; nie można było zostawiać go za plecami, ryzykowaliśmy wiele, ale udało się.Wódz miał wiernych sobie ludzi w mieście.Kim są, nie wiem, ale potrafili wybić straże przy kilku bramach i opanować kawałek murów.Strażników Fornostu zaskoczyliśmy.- Geret marzycielsko zmrużył oczy, w których rozbłysnął tak krwawy ognik, że hobbita aż przeszedł dreszcz.- Nieźle się zabawiliśmy! A potem Wódz zebrał nas przed wrotami, miasto płonęło, a on wskoczył na siodło i powiedział: „Pierwsze drzwi zostały otwarte, naprzód, na Annuminas, skończymy z elfijski-mi pachołkami, pomścimy poległych, zachód będzie nasz, a potem skończymy z Gondorem!”.I ruszyliśmy na stolicę.- Geret westchnął z goryczą.- Ech, wszak wszystko było obliczone! Wszystko! Spodziewaliśmy się, że Namiestnik rzuci nam na spotkanie ciężką jazdę i nawet wiedzieliśmy, gdzie będzie na nas czekał.Wódz chciał skończyć ze wszystkimi naraz, i tak się cieszyliśmy, gdy wywiad doniósł, że wróg jest o dzień marszu od nas.Pamiętam, że wyjechaliśmy na brzeg, była tam rzeczka, na polu, a przed nami jazda Namiestnika.Myślałem, że serce wyskoczy mi z piersi.Wszyscy wierzyliśmy, że to będzie ostatni bój.A potem? - Uśmiechnął się niemal niezauważalnie.- A potem się okazało, że ten przeklęty Namiestnik jest o wiele sprytniejszy, niż sądziliśmy! Zrozumiał co i jak, po czym wezwał krasnoludy! Nie wiem, czym ich przekupił.- Dlaczego przekupił? - cicho zapytał Malec.- Dlaczego, dlaczego - rzucił ze złością Geret.- Ci elfijscy sługusi wszystko sprzedają i wszystko kupują.Strażnicy Arnoru służą za pieniądze, i krasnoludy, tak rozumiem, też kupili za jakąś cenę! A przecież nikt z nas nie stykał się dotychczas z hirdem.Zresztą najpierw się nie niepokoiliśmy.Postanowiliśmy: szybko stłamsimy krasnoludy, tym bardziej że oni zostawili swoje skrzydło otwarte.Wyobrażacie sobie, uderzyli od czoła! Ale orzech okazał się zbyt twardy! Tego hirdu nie dało się niczym skubnąć.Wspaniale posługują się włóczniami! Tarcze nie zostawiały szczelin większych niż dłoń! Musieliśmy ratować naszą piechotę, rzucać najlepszą jazdę.Pierwszy atak krasnoludy łatwo odbiły, sam w nim uczestniczyłem.Atakujesz, a przed tobą ściana stali i dwa rzędy pik! Co można poradzić? Nie żałowaliśmy strzał, ale i tak nie zrobiły im krzywdy.Widocznie nie da się nimi przebić krasnoludzkich pancerzy.Ze strażnikami byśmy sobie poradzili, ale ci spryciarze podsunęli nam hird, a sami zabrali się za orków i lud Mogilników.No a ci, rzecz jasna, nie wytrzymali.A kiedy hird dobrał się do naszej piechoty - Geret zakrył twarz przejęty grozą wspomnienia - czegoś takiego nie widziałem w życiu! Tymi swoimi pikami przebijali na wylot naszych mieczników.A nasi kopijnicy tłukli, tłukli, ale na próżno.Krasnoludy nikogo do siebie nie dopuściły, tylko raz.Tylko raz Dunlandczycy rzucili się też zwartym szykiem, tarcza przy tarczy, nawet udało im się minąć piki, ale z boku ich dostali! Wybili prawie wszystkich.Wtedy Wódz zarządził drugi atak, postanowił rozerwać hird arkanami.Sandello też poszedł, chociaż zazwyczaj nie odstępuje Wodza ani na krok.Udało im się wyrwać jednego z szeregu, Sandello rzucił się w wyrwę, powiadają, że zarąbał dwóch, ale wypchnęli go.No i wtedy zrozumiałem, że to koniec, nie wytrzymamy.Strażnicy tymczasem złamali i orków, i ludzi Mogilników, zaczęli nas okrążać.A Hazgów było zbyt mało.Chociaż widziałem, że nawet hird drgnął pod ich strzałami!- No to jak wytrzymał? - Ponury uśmiech na twarzy Torina był już dobrze widoczny.- Nie wiem - wzruszył ramionami Geret.- Sam się dziwię.Twoi współplemieńcy okazali się bardzo sprytni i nie czekali pod gradem strzał.Mieliśmy nadzieję, że Hazgowie powstrzymają hird i uda nam się wyprowadzić resztki piechoty, ale.krasnoludy same rzuciły się na Hazgów, ci nie oczekiwali tego, drgnęli.Wielu zakłuto pikami.A jak my walczyliśmy z hirdem, strażnicy podeszli bliżej i uderzyli w ulubionej formacji: klinem, krótko trzymanymi kopiami w zwartym konnym szyku.Potrafią to świetnie, przeklęci! Nie zdążyliśmy ich wystrzelać z kusz, porządnie nas przetrzepali, ale to już smutna opowieść.- Geret opuścił głowę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]