[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo bólu w prawym ramieniu, odrzuciwszy miecz chwyciłem przewrócony stół za blat ł przytłoczyłem nim owiniętego gobelinem Gurboriana do ściany.Dopiero wtedy mogłem pomóc Mereth.Nie było już czasu na okrążanie płomieni.Sięgając między językami ognia chwyciłem Kobietę z Dolin i przeniosłem ją w bezpieczne miejsce.Opończą Gratcha zdusiłem ogień, a następnie rozrzuciłem resztę węgli i niedopalone szczątki.MerethKasarian pomknął mi na ratunek, gołymi rękami sięgnął w płomienie, chwycił moje buty i odciągnął mnie na bok.Uwolniwszy się od stołu, Gurborian wynurzył się spod gobelinu jak rozwścieczony niedźwiedź.Patrzył dzikim wzrokiem, z zadrapań na jego czole płynęła krew.Podniósł sztylet i ciężko stąpając szedł ku nam.Zamierzał od tyłu zadać cios Kasarianowi, który właśnie mnie ratował.Usłyszawszy jego kroki, młody baron przetoczył się po podłodze jak akrobata, chwycił swój miecz i odskoczył na bok.Pochłonięty tylko jedną myślą: jak przeniknąć przez obronę Kasariana, Gurborian rzucił się na nas, ale potknął o zrzucony kielich.Kasarian natychmiast skoczył ku niemu i ciął wyciągniętą rękę przeciwnika.Nie mogąc dłużej kontrolować swoich ruchów, Gurborian upadł ciężko.Przez chwilę leżał nieruchomo na posadzce, potem wydał mrożący krew w żyłach okrzyk.Kiedy się przewrócił na plecy, zobaczyliśmy, iż nie tylko otrzymał ranę w ramię, lecz także nadział się na swój własny sztylet.Wijąc się z bólu, Gurborian wykrztusił:— Błagam cię, zabij mnie! Ten sztylet zatruto zgniliźnicą: nie chcę zgnić za życia!Kasarian ostrożnie zbliżył się do przeciwnika, ale nie na tyle, by znaleźć się w zasięgu jego sztyletu.To, co zobaczył, sprawiło, że szybko zrobił trzy kroki do przodu i przebił mieczem serce Gurboriana.Wyciągnąwszy z rany i oczyściwszy brzeszczot z krwi, młodzieniec przykląkł przy ciele zabitego.Kiedy wstał, dostrzegłam w jego dłoni srebrzysty błysk jakiegoś przedmiotu, który wsadził do kieszeni kaftana, i pośpiesznie wrócił do mnie.Gdyby lewa noga tak bardzo mnie nie bolała, uśmiechnęłabym się widząc wyraz wstrętu na twarzy Kasariana.Po tym gwałtownym starciu w komnacie panował ubolewania godny bałagan.Widziałam sypialnię młodego barona, zdawałam więc sobie sprawę, że lubił, by w jego otoczeniu wszystko było na swoim miejscu.Teraz znacznie bardziej irytował go nieporządek i szkody wyrządzone w sali audiencyjnej niż własne rany.Podniósł mnie.Podczas przejścia przez magiczny portal poznałam siłę dłoni Kasariana, potem zaś energię, z jaką walczył, zdumiałam się więc teraz jego delikatnym dotknięciem.Posadził mnie na jedynym ocalałym krześle, a potem odwrócił się w stronę zamkniętych drzwi.Otarłam ręką łzy z policzków i patrzyłam z drżeniem serca.Wprawdzie nie słyszeliśmy już odgłosów walki w sieni, ale nie mogliśmy wiedzieć, czyj oddział zwyciężył — gwardziści Domu Kasariana czy Domu Reptura.KasarianW sieni ucichł już szczęk broni, uznałem jednak, że muszę zachować ostrożność.Podniosłem belkę zamykającą drzwi.Potem, z mieczem w dłoni, otwarłem je powoli.Dobrze się stało, że nie wypadłem biegiem, gdyż tuż za drzwiami czaił się Bordik z berdyszem, gotów zaatakować naszych wrogów, gdyby to oni zwyciężyli.Pogratulowałem mu gotowości do walki.Zameldował, że wszyscy gwardziści Gurboriana zginęli; poległo też dwóch naszych żołnierzy.— Wejdź do środka! — rozkazałem.— Musimy pośpiesznie pozbyć się naszych ważnych „gości”.Baron Gurborian nierozważnie wybrał zgniliźnicę do swojego sztyletu, zachowaj więc niezbędne środki ostrożności.Fechtmistrz spojrzał na to, co pozostało z Gurboriana, i zły uśmiech rozchylił jego wargi.— Najbezpieczniej przetransportować to ścierwo do rzeki owinięte w któryś z zerwanych ze ścian gobelinów — rzekł.Zmierzywszy wzrokiem panujący w komnacie chaos, dodał: — Gennard naprawdę się zdenerwuje.Nie lubi plam.Zakład, że będzie ubolewał nad zniszczeniami.— Gennard może zarządzić sprzątanie jutro rano — zauważyłem.— Upewnij się, czy trucizna nie przesiąkła przez gobelin, kiedy podniesiesz… szczątki.Ciało Gratcha nie wymaga szczególnej ostrożności: jego strzałki były najwyraźniej nasączone wywarem z duszących korzeni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]