[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale mimo tych wszystkich walecznych wysiłków.Skrzydlate Hełmy wciąż przybywają - zauważył Archais.- Przybywają i giną.- Kai osunął się od stołu.- Zawsze przybywają - takie jest życie.- Ale czy tak być musi? - głos Paulusa był cichy, brzmiał jak szept po tubalnych słowach Kai.- Jest sposób na utrzymanie pokoju i sprawienie, że ludzie będą żyli w przyjaźni.Kai się zaśmiał.- Krzyknij “pax” do Skrzydlatego Hełmu, który właśnie zastukał do twych drzwi, Ojcze - do tego, który ma już naszykowany topór, żeby cię zabić.Dla takich jest tylko jeden pax.- odwrócił głowę do Artosa, który stał cicho i myślał, że o nim zapomnieli.Młodzieńcze, idź się położyć.Przed pianiem koguta znów będziesz potrzebny w polu.Jeśli szczęście będzie nam sprzyjać, zdołamy zebrać resztę jęczmienia przed zapadnięciem nocy.- Z łaską boską - poprawił Paulus.Ale Kai nie zwracał uwagi na kapłana, rozciągając swe umięśnione ramiona.Tylko że Artos nigdy nie miał już pracować na polu jęczmienia.A wszystko dlatego, że chciał się napić.Był zbyt zmęczony, żeby spać spokojnie.Obudził się z dziwnego snu, którego nie pamiętał; wiedział tylko, że się bał.Usiadł na sienniku, który był jego łożem, i poczuł pragnienie.Wokół niego rozlegały się ciężkie, równe oddechy pozostałych śpiących.Pomieszczenie oświetlały srebrne promienie księżyca.Kiedyś ten labirynt pokojów, korytarzy i podwórców stanowił dom i kwaterę główną rzymskiego gubernatora.Teraz był to raczej źle utrzymany pałac, który niewielu z jego mieszkańców kiedykolwiek zwiedziło do końca.Najbliższym miejscem, gdzie znajdowała się woda, był wielki hali.Artos zastanawiał się, czy tam iść.Przesunął suchym językiem po spierzchniętych wargach i poczuł, że musi.Spał w spodniach i rajtuzach, był bardzo zmęczony i nie chciał tracić czasu na wkładanie tuniki.Przeszedł przez komnatę, uważając, żeby nie potknąć się o sienniki innych.Hali oświetlały wpadające przez okno promienie księżyca.Było też drugie źródło światła, niewyraźny blask w innej komnacie.Artos zaciekawił się.Kto tam był? Strażnicy stali daleko stąd.Wiedziony ciekawością, ostrożnie podkradł się w stronę uchylonych drzwi.Minął zamknięte drzwi komnaty Kai.Za komnatą tą były dwa puste pokoje, zwykle zajmowane przez ludzi, którzy teraz jechali na północ z królem.Pozostawała więc tylko zbrojownia.Ale dlaczego?Artos szedł blisko ściany.Słyszał bardzo cichy pomruk głosów i odgłosy poruszających się ludzi.Dotarł do drzwi, ukrył się za nimi i zajrzał przez szczelinę.Modred - nie mógł nie poznać młodego człowieka, siedzącego przy stole, na którym zbrojarz trzymał listy broni.Ale za nim stali trzej mężczyźni w zbrojach Towarzyszy - młodzi mężczyźni.Dwóch Artos znał z imienia, byli to członkowie klanu wprowadzeni parę lat temu.Trzecim był Argwain, który chełpił się, że jest spokrewniony z Modredem przez jakieś skomplikowane klanowe więzy.Artos nie wierzył własnym oczom.Otworzyli Skrzynię Smoka.Zamek został wyłamany - przecież klucz miał Kai.Teraz wyciągnęli zwoje Czerwonego Smoka, złożyli je, raczej pośpiesznie niż ostrożnie, i wcisnęli proporzec do worka, który trzymał Argwain.Kiedy Modred zmienił pozycję, pochodnia oświetliła jego ramię.Artos zobaczył, że się nie mylił.To była królewska opaska, bliźniacza z tą, którą nosił Cezar.Smok, opaska, Modred - chłopak nie wiedział, jak te rzeczy się wiążą.Ale czaiło się tu zło, jak czarny dym wijący się w kominku.- … na zachód.Pokaż mu to i każ jechać tam, gdzie cztery pochodnie przesuwają się z lewa na prawo przed wschodem księżyca.- mówił Modred.- Ty - książę odwrócił się potem do Argwaina - zawieź wiadomość Maegwinowi, Caldorowi.W ten sposób odetniemy tę ziemię, zanim ruszą się z pól i sięgną po miecze.A dzięki temu… - kiwnął głową w stronę spakowanego smoczego proporca - i wiadomościom, jakie możemy rozgłosić, zostanie im niewielu żołnierzy.Ludzie nie będą pewni, co jest prawdą, a co fałszem, dopóki nie będzie za późno!- Nikt nie powie, że nie planujesz dobrze, Panie Królu.- Argwain się skłonił.Artos miał tylko chwilę, żeby odsunąć się od drzwi i wskoczyć do jednego z pustych pokojów.Stanął w ciemności, z bijącym sercem i wytarł spocone dłonie o spodnie, próbując zrozumieć to, co usłyszał.Modred miał opaskę i proporzec, a Argwain nazywał go królem.Mówił o pochodniach, które miały wskazać miejsce.I te rozmowy ó zawarciu pokoju ze Skrzydlatymi Hennami, których statki podobno dobijały już do brzegów - wszystko było tak okropne, iż Artos nie mógł uwierzyć, że mogłoby się wydarzyć.Musi powiedzieć Kai! Mężczyźni na pewno wyszli już ze zbrojowni.Artos przeszedł przez hali do zamkniętych drzwi komnaty dowódcy i uchylił je na tyle, żeby się wsunąć do środka.Księżyc świecił przez okno, ukazując niskie łoże.Chłopak słyszał chrapanie leżącego w nim człowieka.Położył dłoń na nagim ramieniu.Kai, jak każdy dobry wojownik, budził się natychmiast i był od razu przytomny.Uniósł się na łokciach, a Artos ukucnął przy łóżku i powtórzył, co widział i słyszał.Kai wydał zduszony krzyk i usiadł, a jego stopy z hukiem opadły na posadzkę.- Co to może znaczyć? - rzekł.- Nie powinniśmy osądzać pośpiesznie, ale na pewno musi się o tym dowiedzieć Wysoki Król.Potarł pięścią o pięść.W świetle księżyca Artos widział gniewny wyraz jego twarzy.- Słuchaj - powiedział do chłopca.- Tego nie można zrobić otwarcie.Gdyby w drogę ruszył znany posłaniec, zorientowaliby się, że ich odkryto, więc mogliby go śledzić i zabić.- Jeżdżę lekko, jak uczył Marius - ośmielił się wtrącić Artos.- Tak, a Wysoki Król jest w obozie na wzgórzach, w pobliżu Fenters Hold.Rzymski trakt biegnie na północ, do Wall, przecinają szlak kupiecki prowadzący nad morze.Droga jest prosta.- Przejechałem już kiedyś jej część - powiedział z dumą Artos.- Byłem w Wall dwa lata temu, gdy mój ojciec spotkał się z Malowanymi Ludźmi, by doprowadzić do zawieszenia broni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]