[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Zaczekaj! Nie trzeba! Przywołaj go z powrotem! — powiedziała nagle Eirran.Mężczyźni zwrócili ku niej głowy.— Ja… ja słyszę Jenys!— To niemożliwe — zaprotestował Weldyn, ale przywołał gwizdnięciem sokoła, który znów usiadł mu na pięści.— Jednak ja ją słyszę — upierała się Eirran.— Znam drogę.— Wierzę ci — odrzekł Yareth.— Którędy?— Są w budynku na przeciwległym krańcu dziedzińca.I wysoko, bardzo wysoko.Weszli do pierwszych drzwi i natknęli się na kolejną grupę Psów, którzy zdawali się wędrować czwórkami po zamku.Eirran zgięła się pod ramieniem Alizończyka i zagłębiła sztylet w jego piersi, zanim zdołał zareagować na jej atak.Szybko, w milczeniu, Estcarpianie pokonali pozostałych Psów, dodając ich oręż do tego, który już zdobyli.Eirran oczyściła swój sztylet z krwi i zatknęła go wraz z bronią swego przeciwnika za pas.Potem podniosła jego miecz.Nawet gdyby pozostali gwardziści nie byli jeszcze uzbrojeni, nikt — nawet Weldyn — nie zakwestionowałby jej prawa do tego brzeszczotu.Kiedy tak trzymała go w ręku, sprawiał wrażenie dobrego, solidnego i dodawał jej otuchy.— Chodźmy, zanim ktoś jeszcze nas znajdzie — powiedziała.— Cicho! Posłuchajcie — powstrzymał ją Yareth.Gdzieś z oddali dobiegł ich cichy skwir i odgłosy uderzeń.— Śmiały Wojownik jest zdecydowany na wszystko, prawda? — spytał Weldyn.Eirran patrzyła na niego niedowierzająco.Czyżby ten surowy Sokolnik zdobył się na żart?— On kocha Jenys — odrzekła.— Przebiłby się przez grube drzwi, żeby do niej dotrzeć.— Zdaje się, że właśnie to robi.— Weldyn podniósł zdobyty miecz.— Chodźmy.Na pierwszych krętych schodach spotkali jeszcze dwóch Psów.— Zbiegli więźniowie! Biegnij po pomoc! — krzyknął! ten, który był bliżej.— Zatrzymam ich tutaj!Jego towarzysz odwrócił się i pobiegł w górę co sił w nogach.Weldyn, który przepchnął się na czoło, nie mógł go gonić, gdyż przeszkadzał mu w tym centralny filar.Schody te zostały zbudowane w taki sposób, że obrońca mógł swobodnie robić mieczem.— Podsadź mnie! — krzyknął Yareth.Weldyn natychmiast zbiegł po schodach w dół w stronę przeciwległej ściany.Yareth wskoczył mu na ramiona, a wtedy Weldyn wstał, rzucając swojego współplemieńca prosto na] zaskoczonego obrońcę.Pies upadł i Yareth przeskoczył przez niego w pościgu za drugim Alizończykiem.Po chwili obaj leżeli martwi.W ich sercach tkwiły miecze Sokolników.Weldyn uśmiechając się szeroko spojrzał na Yaretha.— Widzę, że nie zapomniałeś wszystkiego, pomimo… wiesz czego — powiedział lekko zdyszanym głosem.Eirran minęła go.Nigdzie nie widziała Śmiałego Wojownika.Później usłyszała gniewny syk, skwir sokoła i odgłos szponów drapiących drewno.Pobiegła w stronę, skąd dobiegały te dźwięki.Korytarz kończył się parą drzwi — jedne, jak przypuszczała, prowadziły na zewnętrzny mur i dróżkę wartownika.Drugie zaś — do kolejnych, krótkich i krętych schodów, nieco węższych niż pierwsze.Kończyły się zamykanymi na sztabę drzwiami na samym szczycie wieży.Śmiały wojownik rzucał się na te drzwi, uderzając a w nie raz po raz.Stos wiórów na małym podeście świadczył o zaciekłości jego ataków.— Śmiały Wojowniku! — Sokół niechętnie wrócił na pięść Yaretha.— Weź klucze — powiedział Sokolnik do Eirran podając jej pierścień z kluczami, który zabrał zabitemu dozorcy.Wolną ręką niezdarnie spróbował podnieść sztabę i Eirran podbiegła, by mu pomóc.— Myślisz, że któryś klucz będzie pasował? — spytała.Dunnis stał na schodach tuż za Yarethem.Podest był taki maleńki, że nie mogli się na nim zmieścić.Uśmiechnął się szeroko,— Czemu nie? — odrzekł.— Jest tylko tyle kluczy i nie może być więcej zamków.Wypróbuj je.Eirran już spróbowała wsadzić pierwszy klucz do zamka.Nie pasował.Wsadziła drugi, a potem trzeci.Dopiero czwarty klucz przekręcił się z lekkim zgrzytem i zamek otworzył się niechętnie.Eirran szarpnęła drzwi.Gromadka szarych, widmowych dzieci kuliła się na kupie słomy w rogu pomieszczenia.Były śmiertelnie przerażone.Śmiały Wojownik wleciał do celi, skwirząc triumfująco.Obdarte szare istotki uchyliły się, pisnęły, i rozpierzchły jak kurczęta.Śmiały Wojownik wzleciał nad ich głowami, a potem usiadł na oparciu kulawego krzesła i zaczął gładzić dziobem pióra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl