[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lecz nie mogła odpowiedzieć, ani też nie chciałaby tego zrobić.Ta walka przestała już być jej walką.Stała się pułapką, w której Tirthę więziono, a pragnęła tylko jednego: wolności.Odgłosy starcia ucichły i znowu cień mężczyzny padł na ciało Tirthy.— Co mamy teraz zrobić z chłopcem.Panie?— Zwiążcie go i dobrze pilnujcie — warknął ponuro tamten.— Za wiele tu się dzieje, żeby można było ponowić próbę.Alona podniesiono i zniknął jej z oczu leżący bezwładnie na rękach dozorcy.Tircie zaś znowu pozwolono podryfować w błogosławioną nicość.Obudził ją ból — raczej wspomnienie bólu — a może tak się jej wydawało.Ból nie był częścią jej samej, lecz znosiła go, zaciskając zęby, jak uprzykrzone brzemię, którego nie można zrzucić.Zobaczyła nad sobą niebo: szare i zachmurzone.Deszcz przestał już padać.Jej głowa podnosiła się i opadała, więc od czasu do czasu widziała przelotnie rozbójników.Jeden jechał obok niej, prowadząc na postronku kucyka, do którego ją przywiązano.Znacznie bardziej niż otoczenie interesowało dziewczynę to, co działo się w niej samej: obudził się nie tylko ból, lecz także myśli.Tym razem nie była to reakcja na wołanie Alona, ale na coś, co sięgało ku niej…Ciepło… ze szkatułki?! Czy skarb strzeżony przez jej klan był żywy?! Nie, to niemożliwe.Szkatułkę przecież zrobiono z metalu.Chyba że kryło się w niej coś, czego wcale się nie spodziewała: jakaś rozumna moc.Po Wielkich Adeptach można wszystkiego oczekiwać, a ta szkatułka już kiedyś do nich należała.Tirtha nie miała co do tego żadnych wątpliwości.Od metalowej skrzynki spoczywającej w pobliżu jej serca, do której tak silnie przywarły jej dłonie, emanowało jakieś uczucie.Tak! Trzymała szkatułkę tak mocno, jak wtedy, gdy podniosła ją z kamiennego stołu w tajemnej komnacie.Sznur przywiązywał ją do grzbietu kucyka, okręcono go też starannie wokół jej rąk, jak gdyby rozbójnicy nie wierzyli do końca, że jest martwa, i obawiali się, iż po odzyskaniu przytomności rzuci szkatułkę w takie miejsce, skąd nie zdołają jej wydobyć.Martwa? Po raz pierwszy obudziło się w niej zwątpienie.Alon dał jej ogromną dawkę lekarstwa sprowadzającego leczniczy sen.Może narkotyk sparaliżował jej ciało i usunął ból, ale pozostawił ją przy życiu? Przypuszczenie, że mogłaby na zawsze pozostać w takim stanie, wydało się jej gorsze niż fizyczny ból i ogarnęło ją potworne przerażenie.Niebo przejaśniło się trochę.Gdy głowa Tirthy znowu się uniosła wraz z ruchem wierzchowca, dziewczyna zobaczyła skrawek błękitu.Dostrzegła też tylną straż — samotnego jeźdźca, który niespokojnie oglądał się za siebie.Nie zauważyła żadnych śladów drogi.Jechali przez rozległe wrzosowisko z rozrzuconymi to tu, to tam okrągłymi pagórkami i wzgórzami.Wiosenna roślinność była już wysoka i miała świeżą, miłą dla oka barwę.Tirtha zobaczyła też sokoła kołującego na niebie i stado jakichś ptaków,Była to bardzo spokojna kompania.Nikt nic nie mówił i tylko od czasu do czasu ciszę przerywał szczęk wędzideł i parskanie koni.Tirtha bez trudu odbierała uczucia jadących: mieszaninę niepokoju i strachu.Przypomniała sobie, że Gerik nie chciał przekroczyć granicy.Legendarne Escore dzieliło od Karstenu pasmo wzgórz, a nie ponure góry stanowiące zachodnią Zaporę Estcarpu.Mimo to podróż przez sporne tereny mogła budzić niepokój i nowi mieszkańcy Karstenu, nienawidzący i obawiający się tego, co Sokolnik nazywał czarostwem, nie chcieli dalej jechać.Sokolnik… Został zastrzelony… Dziewczyna niejasno przypomniała sobie słowa jednego z rozbójników.Przy pomocy Alona wyniósł ją ze zrujnowanej twierdzy tylko po to, żeby znaleźć śmierć.A co się stało z jego magicznym mieczem? Była przekonana, że nie odważyłby się go zabrać żaden rozbójnik.Miecz–sztylet od początku zaakceptował Nirela, a Tirtha słyszała wiele opowieści o broni, która sama wybierała sobie właściciela — lub właścicielkę — i nie służyła nikomu innemu.W jej pamięci ożyło wspomnienie o tym, jak Sokolnik osłonił swoim ciałem ją i Alona przed walącymi się ścianami.Wojownik z czystą tarczą służy swemu panu aż do śmierci — tak nakazywał kodeks honorowy.Tirtha przypuszczała, że pod koniec podróży Nirel nie tylko żył zgodnie z kodeksem, ale ponadto zapomniał o jej płci i traktował ją jak rannego towarzysza broni.Przypomniała sobie jego ogorzałą twarz o zapadłych policzkach i dziwne żółtawe płomyki w głębi oczu, rozpalające się pod wpływem gniewu lub myśli, których nigdy nie poznała.Znalazł spokój i to było wszystko, czego mogła mu była życzyć.A jaki los spotkał jego sokoła, który w tak dziwny sposób w chwili śmierci zamienił się w szaropiórego ptaka? I kim była Ninutra?Nawet bezgłośne wymówienie tego imienia zmieniło tok myślenia dziewczyny.Tym razem nie zobaczyła kobiecej twarzy, lecz poczuła ciepło przenikające całą jej istotę.Tymczasem…Tymczasem powietrze zgęstniało, zawirowało i skręciło się.Czy powietrze mogło tak się zachowywać? W pewnej chwili mimo swojego unieruchomienia i pozycji uniemożliwiającej obserwację otoczenia, zauważyła jakiś ruch nad ich głowami.Pasmo mgły — skąd przy takim jasnym dniu mogła się wziąć mgła?! Wyglądało to bowiem jak mała chmurka, która zawisła tuż nad nimi i razem z nimi podróżowała.Może tylko ona ją widziała? Jadący wokół niej rozbójnicy nie zareagowali.Mgła? Nie, cień! Tylko któż widział w południe cień unoszący się w powietrzu! Cień zawirował, wydłużył się i zmaterializował.Tirtha zobaczyła ten sam miecz, który wisiał nad głowami ich trojga w Sokolim Rogu.Teraz też wydłużał się i poszerzał.Kryła się w nim nieznana groźba.Na pewno nie dla niej, Tirtha nie miała co do tego żadnych wątpliwości.Był to przejaw tej samej mocy, która już raz im pomogła w siedzibie jej przodków.Podobnie jak szaropióry ptak, ten dziwny miecz był zarazem ostrzeżeniem i wyzwaniem.Na poły oczekiwała dzikiego skwiru, imienia – wezwania rzuconego nad ich głowami.Zamiast tego usłyszała głośne wołanie rozbójnika prowadzącego kuca, do którego ją przywiązano.Mężczyzna ściągnął wodze i zatrzymał oba konie.Głowa dziewczyny przechyliła się lekko na bok, widziała więc jego ramię, wskazujące niesamowity miecz.Podniosła się ogólna wrzawa.A później zabrzmiał głos tego, którego jeszcze nie widziała — sługi Zła.— To tylko iluzje.Czyżbyście lękali się cieni?— Są różne cienie — odparł zuchwale Gerik.— Jeśli to Jest iluzja, to czyja, Panie? W dodatku niesamowicie wygląda.Nie sądzę, żeby to i twój kompan od kielicha zgadzali się ze sobą.Powiedziałeś, że w Escore będą tacy, którzy nam pogratulują, gdyż wieziemy tego trupa z jego piekielną skrzynką i wyrostka, którego ciągniesz ze sobą, mimo że i on zaczyna przypominać umarlaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]