[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy tak cofaliśmy się razem z Wallonami, książę zbliżył się domnie i rzekł:– Kochany Val Florida, wiem, że liczba dwa najlepiej przystoiprzyjaźni i nie można przekroczyć jej bez narażenia świętych praw tego uczucia.Sądzę jednak, że ważna przysługa, jaką van Berg nam wy-świadczył, zasługuje na wyjątek.Zdaje mi się, że wdzięczność nakazu-je nam ofiarować mu naszą przyjaźń i przypuścić go jako trzeciego do węzła, który nas łączy.Podzieliłem, zdanie księcia, który udał się do van Berga i złożył mu ofiarę naszej przyjaźni z powagą odpowiadającą znaczeniu, jakieNASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG297przywiązywał do miana przyjaciela.Van Berg zdziwił się niepomału i rzekł:– Wasza książęca mość wyświadczasz mi zbyt wielki zaszczyt.Muszę cię uprzedzić, że mam zwyczaj co dzień się upijać; gdy zaśprzypadkiem nie jestem pijany, gram w grę jak można najgrubszą.Je-żeli zatem wasza książęca mość masz wstręt do podobnych zwyczajów,nie sądzę, aby nasz związek mógł być długotrwały.Odpowiedź ta zmieszała księcia, po chwili jednak roześmiał się,zapewnił van Berga o swoim szacunku i obiecał mu, że użyje na dwo-rze całego kredytu, aby go jak na j świetnie j wynagrodzono.Van Berg jednak nade wszystko przekładał nagrody pieniężne.Król obdarzył go baronią Deulen, położoną w okręgu Malines; van Berg tego samegodnia sprzedał ją Walterowi van Dydkowi, mieszczaninowi z Antwerpiii liwerantowi armii.Rozłożyliśmy się na leże zimowe w Coimbrze, jednym z na jznacznie j szych miast portugalskich.Pani de Val Florida przyjechała do mnie; lubiła żyć w świecie, otworzyłem więc dom dla znaczniej-szych oficerów armii.Wszelako książę i ja mało oddawaliśmy sięzgiełkliwym przyjemnościom towarzystwa; ważne zatrudnienia całynasz czas zajmowały.Cnota była bożyszczem młodego Sidonii, dobro ogółu – Jsgo ma-rzeniem.Zagłębialiśmy się razem nad położeniem Hiszpanii i układali-śmy plany zapewnienia jej pomyślności na przyszłość.Dla uszczęśli-wienia Hiszpanów pragnęliśmy naprzód wpoić w nich miłość cnoty iodciągnąć od niepomiarkowanej chęci zysku, co bynajmniej nie wyda-wało się nam trudne.Chcieliśmy także wskrzesić tradycje dawnegorycerstwa.Każdy Hiszpan miał być równie wierny małżonce jak kró-lowi i każdy powinien był mieć towarzysza broni.Ja połączyłem się już z księciem; byliśmy przekonani.że świat będzie kiedyś mówił o naszym związku i że szlachetne umysły, postępując w nasze ślady, uczy-nią drogę cnoty bardziej przystępną.Wstyd mi, kochana Eleonoro, mówić ci o podobnych szaleństwach,ale od dawna już zauważono, że młodzież, zapuszczająca się w marze-nia, wychodzi z czasem na pożytecznych, a nawet wielkich ludzi.Przeciwnie, młode katony, wystudzone jeszcze przed wiekiem, nie mogąnigdy wznieść się nad wyrachowanie własnej korzyści.Brak serca ście-śnia ich umysł i czyni ich niezdolnymi tak na ludzi stanu, jak też na użytecznych obywateli.Prawidło to nader mało ma wyjątków.NASK IFPUG298Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGTak więc, puszczając wyobraźnię na manowce cnoty łudziliśmy sięnadzieją, że urzeczywistnimy kiedyś w Hiszpanii wiek Saturna i Rei.Przez ten czas van Berg, o ile możności, zaprowadzał wiek złoty.Sprzedał baronię Deulen za osiemkroć sto tysięcy liwrów i przysiągł na słowo honoru, że nie tylko wyda te pieniądze przez dwa miesiące leż zimowych, ale nadto zaciągnie jeszcze sto tysięcy franków długu.Mar-notrawny nasz Flamandczyk obliczył następnie, że dla dotrzymaniasłowa należy mu wydawać dziennie tysiąc czterysta pistolów, co było dość trudne w takim mieście jak Coimbra.Uląkł się myśląc, że zbyt lekkomyślnie dał słowo, gdy mu zaś przedkładano, że może użyć część pieniędzy na wspomożenie biednych i uszczęśliwienie tylu ludzi, odpowiedział, że przysiągł wydawać, nie zaś rozdawać, i że poczuciewłasnej godności nie pozwala mu najmniejszej części tych pieniędzyobrócić na dobre uczynki; gra nawet w to nie wchodzi, gdyż mógł wy-grać, a pieniądze przegrane nie były wydanymi.Tak trudne położenie zdawało się mocno trapić van Berga; przezkilka dni był roztargniony, nareszcie wpadł na sposób, który miał ocalić jego honor.Zebrał, ile tylko mógł znaleźć kucharzy, muzyków,skoczków, komediantów i innych osób wesołego rzemiosła.Rano wy-prawiał sutą biesiadę, wieczorem bal i widowisko, stawiał maszty obfitości, a jeżeli pomimo wszelkich usiłowań nie udało mu się wydać ty-siąca czterechset pistolów, kazał resztę wyrzucać oknem, mówiąc, że podobny postępek wchodzi w zakres marnotrawstwa.Uspokajając w ten sposób sumienie, van Berg odzyskał dawną we-sołość.W istocie, był to nader dowcipny człowiek i zręcznie umiałbronić swych dziwacznych wad, o które go wszędzie napastowano.Terozumowania, w których się biegle wyćwiczył, nadawały błyskotliwo-ści jego rozmowie i odróżniały go od nas, Hiszpanów, zwykle poważ-nych i milczących.Van Berg często u mnie bywał wraz ze znaczniejszymi oficeramiarmii, wszelako przychodził także w chwilach, gdy mnie w domu niebyło.Wiedziałem o tym i bynajmniej się nie gniewałem, wyobrażałemsobie bowiem, że nieograniczone zaufanie przekona go, aż wszędzie i o każdej godzinie dobrze jest widziany.Ogół tymczasem innego był zdania i niebawem zaczęły krążyć wie-ści ubliżające mojej sławie.Do mnie żadna z nich nie doszła, książę posłyszał je jednak, a wiedząc, jak kocham moją żonę, przez przyjaźń cierpiał za mnie.Pewnego dnia udał się do pani de Val Florida i padłjej do nóg, zaklinając, aby nie zapominała swoich obowiązków i nieNASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG299widywała van Berga sam na sam.Nie wiem, co mu na to odpowiedzia-no.Następnie książę poszedł do van Berga z zamiarem przełożenia muw podobnym sposobie całego stanu rzeczy i zwrócenia go na drogęcnoty.Nie zastał go w domu.Powrócił po południu, w pokoju pełnobyło ludzi, ale van Berg sam siedział na uboczu; ponury i zapewne nieco pijany potrząsał kubkiem z kośćmi.Książę zbliżył się do niego przyjaźnie i śmiejąc się zapytał, jak mu idą wydatki.Van Berg rzucił nań zagniewane spojrzenie i odpowiedział :– Wydatki moje przeznaczone są dla przyjemności mych przyja-ciół, nie zaś niegodziwców, którzy mieszają się do tego, co do nich nie należy.Kilka osób słyszało te słowa.– Czy to do mnie ma się stosować? – rzekł książę.– Van Berg, racznatychmiast odwołać te lekkomyślne wyrazy.– Nigdy niczego nie odwołuję – odparł van Berg.Książę ukląkł najedno kolano, mówiąc:– Van Berg, wyświadczyłeś mi znakomitą przysługę, dlaczegóż te-raz chcesz mnie zbezcześcić? Zaklinam cię, uznaj mnie za człowieka z honorem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]