[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Jak to – zawołałem zdziwiony – ta dziewczyna nie jest narzę-dziem Gomelezów, a jednak znaleziono ją pod szubienicą? Miałyżby te harce piekielnych duchów być prawdziwe?– Kto wie, może się nie mylisz – odparł Cygan.– Trzeba by koniecznie – rzekła Rebeka – przez kilka dni zatrzy-mać tu tych podróżnych.– Myślałem już o tym – odpowiedział Cygan – i tej jeszcze nocykażę im skraść połowę ich wigoni.NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG415DZIEŃ CZTERDZIESTY PIERWSZYTaki sposób zatrzymywania podróżnych wydał mi się nieco dzi-wacznym, chciałem nawet przedłożyć w tym względzie naczelnikowipewne moje uwagi; ale Cygan o wschodzie słońca kazał zwinąć obóz ipoznałem po głosie, jakim wydawał rozkazy, że rady moje pozostałyby bez skutku.Tym razem posunęliśmy się tylko o kilka staj, do miejsca, któremusiało było niegdyś ulec trzęsieniu ziemi, gdyż spostrzegliśmyogromną skalę prawie na dwoje rozłupaną.Zjedliśmy obiad, po czymkażdy odszedł do swego namiotu.Nad wieczorem udałem się do naczelnika, posłyszałem bowiem wjego namiocie nadzwyczajną wrzawę.Zastałem tam dwóch Ameryka-nów i potomka Pizarrów, który z wyniosłą natarczywością dopominałsię o oddanie mu wigoni.Naczelnik słuchał go cierpliwie, a pokora ta ośmieliła senora de Hierro Sangre tak, że jeszcze głośniej zacząłwrzeszczeć, nie szczędząc Cyganowi przydomków łotra, złodzieja,rozbójnika i tym podobnych.Natenczas naczelnik gwizdnął przeraźli-wie i namiot zaczął stopniowo napełniać się uzbrojonymi Cyganami.Wmiarę jak ich było coraz więcej, senor de Hierro Sangre coraz bardziej spuszczał z tonu.wreszcie tak zaczął drżeć, że zaledwie można było dosłyszeć, co mówi.Naczelnik widząc, że się uspokoił, podał mu przyjaźnie rękę i rzekł:– Wybacz, dzielny Peruwianinie, pozory przemawiają przeciwmnie i pojmuję słuszny twój gniew, ale pójdź, proszę, do margrabiego Torres Rovellas i zapytaj go, czy nie przypomina sobie niejakiej pani Dalanosy.której siostrzeniec, powodowany jedynie grzecznością, podjął się zostać wicekrólową Meksyku na miejscu panny Rovellas.Jeżeli nie zapomniał o tym, proś go, aby raczył zaszczycić nas swymi odwiedzinami.NASK IFPUG416Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGDon Gonzalw de Hierro Sangre.zachwycony, że sytuacja, która za-czynała go mocno niepokoić, tak szczęśliwie się zakończyła, przyrzekłco do słowa wypełnić dane mu polecenie.Po jego odejściu Cygan rzekłdo mnie:– Dawnymi czasy margrabia Torres Rovellas miał szczególneupodobanie do romansowości, trzeba zatem przyjąć go w takim miej-scu, które mogłoby mu się podobać.Weszliśmy w rozpadlinę skały, ocienioną z obu stron gęstymi zaro-ślami, i nagle uderzył mnie widok przyrody całkiem odmienny od tych, jakie dotychczas widziałem.Ostre skały – poprzerywane a zarazemozdobione łąkami, na których kunsztownie, ale nie zachowując syme-trii, rozsadzono kępy kwitnących krzewów – otaczały jezioro o wodzie ciemnozielonej, lecz przezroczystej aż do samego dna.Gdzie tylko ska-ły dochodziły do wody.wąskie ścieżki wykute w kamieniu prowadziłyz jednej łąki na drugą.Gdzieniegdzie woda wpływała do jaskiń, po-dobnych do tych, jakie zdobiły wyspę Kalipso.Były to czarowneschronienia, upał nigdy tam nie dochodził, a orzeźwiająca kąpiel zda-wała się wzywać przechodnia.Glebokie milczenie oznaczało, że oddawna żaden człowiek w te miejsca się nic przedarł.Oto jest – rzekł naczelnik – prowincja mego małego państwa, wktórej przepędziłem kilka lat życia, jeżeli nie najszczęśliwszych, to przynajmniej najmniej burzliwych.Ale wkrótce zapewne przybędąobaj Amerykanie; zobaczmy, czy nie ma jakiego schronienia, gdziebyśmy mogli ich oczekiwać.Po tych słowach weszliśmy wszyscy do jednej z najpowabniejszychjaskiń, gdzie złączyli się z nami Rebeka, jej brat i Velasquez.Niebawem spostrzegliśmy zbliżających się obu starców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]