[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydaje mi się, że kiedy cumowali­śmy w Mieście Wolnego Handlu, zawsze spał na jej pokładzie.- No cóż, może i tak, ale przedtem.Przedtem i teraz.- Mimo woli wypowiedział swoją następną myśl głośno: - Dla ślepej i sa­motnej istoty czas biegnie inaczej.- Zapewne masz rację.- Dziewczyna odchyliła głowę i głęboko westchnęła.- No cóż, wejdę zatem i zanim zrobi się zupełnie ciem­no, poszukam sobie miejsca do spania.- Zanim zrobi się zupełnie ciemno - powtórzył powoli “Para­gon”.- Aha, więc nie jest jeszcze ciemno?- Nie.Wiesz przecież, jak długo zapada latem zmierzch.We­wnątrz zapewne jest mroczno jak w worku, więc nie denerwuj się, je­śli usłyszysz, że na coś wpadłam.- Skrępowana przerwała, potem podeszła, stanęła przed nim i z łatwością dosięgnęła ręki pochylone­go galionu.Poklepała jego dłoń, później ją uścisnęła.- Dobranoc, “Paragonie”.I dziękuję.- Dobranoc - odparł.- Och.Brashen śpi w kwaterze kapitań­skiej.- Rozumiem.Dziękuję.Niezgrabnie wspięła się na burtę statku.“Paragon” usłyszał sze­lest jej spódnicy.Najwyraźniej strój utrudniał Althei drogę po uko­śnym pokładzie, w końcu jednak dotarła do ładowni.Pamiętał, że jako dziewczynka była zwinniejsza.Prawie codziennie go odwiedza­ła.Jej dom znajdował się gdzieś na stoku ponad plażą; mówiła, że idąc do niego, musi przejść przez las za budynkiem, potem zejść po klifie.Tamtego lata poznała go dobrze, w kajutach i wokół statku bawiła się we wszystkie możliwe gry, udawała, że “Paragon” jest jej żaglowcem, a ona jego kapitanem.Trwało to przez jakiś czas, aż o wszystkim dowiedział się ojciec.Przyszedł tu za nią któregoś dnia, a kiedy zobaczył, jak córka rozmawia z przeklętym statkiem, solid­nie skrzyczał oboje, po czym (z rózgą w ręku) zapędził Altheę do domu.Później nie przychodziła przez długi czas.Kiedy wreszcie za­częła go odwiedzać, były to krótkie wizyty o wczesnym świcie albo wieczorem.Jednak w ciągu tamtego lata świetnie go poznała.Najwidoczniej nadal pamiętała rozkład jego pomieszczeń, po­nieważ czuł, że bez trudu posuwa się po korytarzach, najwyraźniej zmierzając do części rufowej, gdzie kiedyś załoga zawieszała swoje hamaki.“Paragon” zdziwił się, że dziewczyna swoim przybyciem przywołała tak wiele wspomnień.Crenshaw miał rude włosy i za­wsze narzekał na jedzenie.Umarł.Topór, który zakończył jego ży­cie, pozostawił też głęboką skazę w deskach “Paragona”.Krew chłopaka poplamiła drewno.Althea zwinęła się w kłębek przy grodzi.Statek uświadomił so­bie, że dziewczyna zmarznie dzisiejszej nocy.Kadłub był wpraw­dzie mocny, ale wilgoć wciskała się wszędzie.“Paragon” wyczuwał ciało Althei, nieruchome i maleńkie w stosunku do jego.Nie spa­ła, oczy miała prawdopodobnie otwarte i zapewne wpatrywała się w mrok.Minęło trochę czasu.Może minuta, może spora część nocy.Trudno powiedzieć.Po plaży szedł Brashen.“Paragon” znał odgłos jego kroków i pijackie szemranie.Dziś głos przyjaciela był ponury ze zmartwienia i statek osądził, że młodzieńcowi kończą się pieniądze.Jutro zacznie się skarżyć na swoją lekkomyślność, a później odej­dzie i wyda resztę.Potem znowu wypłynie w morze.“Paragon” tęsknił za Brashenem.Posiadanie towarzystwa było interesujące i ekscytujące, choć także kłopotliwe i niepokojące.Obecność chłopaka i dziewczyny skłaniała statek do myślenia o rze­czach, których nie powinien rozpamiętywać.- “Paragonie” - pozdrowił go Brashen z bliskiej odległości.- Proszę o pozwolenie wejścia na pokład.- Zezwalam.Althea Vestrit jest tutaj.Zapadło milczenie.“Paragon” niemal widział, jak Brashen wy­trzeszcza na niego oczy.- Szukała mnie? - spytał wreszcie niskim głosem.- Nie ciebie.Mnie.- Odpowiedź sprawiła “Paragonowi” przy­jemność.- Rodzina ją wyrzuciła i nie miała się gdzie podziać, więc przyszła tutaj.- Ach tak.- Kolejna pauza.- Nie jestem zaskoczony.No cóż, im szybciej dziewczyna się podda i wróci do domu, tym mądrzejszą podejmie decyzję.Chociaż pewnie dojdzie do takiego wniosku do­piero po dłuższym zastanowieniu.- Brashen ziewnął potężnie.- Czy Althea wie, że mieszkam na pokładzie? - Ostrożne pytanie, niemal z błaganiem o negatywną odpowiedź.- Oczywiście, że tak - odparł gładko “Paragon”.- Powiedzia­łem jej, że wybrałeś kajutę kapitańską i że musi sobie poszukać in­nego miejsca.- Aha.No cóż, to miło z twojej strony.Naprawdę miło.Dobra­noc, zatem.Ledwie się trzymam na nogach.- Dobrej nocy, Brashenie.Śpij słodko.W kilka chwil później młodzieniec znalazł się w kwaterach ka­pitańskich.W następnej minucie “Paragon” poczuł, że Althea się podnosi.Próbowała się zachowywać cicho, ale wrażliwe uszy statku odbierały nawet najdelikatniejsze odgłosy.Kiedy w końcu dotarła do drzwi kajuty, w której Brashen rozwiesił hamak, zatrzymała się, potem bardzo lekko zastukała.- Brash? - spytała spokojnie.- Co? - odparł ochoczo.Nie spał, nawet nie starał się zasnąć.Czyżby czekał na dziewczynę? Skąd mógł wiedzieć, że Althea do niego przyjdzie?Dziewczyna głęboko zaczerpnęła oddechu.- Mogę z tobą porozmawiać?- A zdołam cię powstrzymać? - rzucił gderliwie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl