[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ale ja nawet nie wiedziałam, co ja ro.- nie potrafiła powstrzymać łez.Zaszlochała i pochyliła się w przód.Złapał ją i objął, podtrzymał z delikatnością, zrodzoną z wielkiej siły.Jego pierś była jak najtwardsza muszla, a ciało dwa razy gorętsze od ludzkiego.Szlochając, oburzona na siebie, Kora myślała: „Jest bogiem! Bogiem!” Ale pomógł jej żyć dalej.- Dziękuję, dziękuję, panie.- Nie ma za co - odparł cicho.Jego głos stwardniał.- Ale nie mów do mnie w ten sposób.Nie, jeśli mnie kochasz.Spojrzała na niego.Potrząsnął głową:- Nie używaj słowa „bóg”, gdy chcesz mi się przypodobać.Po prostu.Przestraszyła się.- Dlaczego nie mam nazywać cię bogiem? Przecież nim jesteś.- Westchnął smutno.- Przepraszam, Panie.- Skło­niła głowę, uczona od dziecka posłuszeństwa.- Nie mnie zada­wać pytania.Już cię nie nazwę bogiem.- Cholera! Na Moc, wy śmiertelni, jesteście niemożliwi! - wybuchnął.Podniosła oczy.- Niemożliwi! - Wziął głęboki oddech, jego ramiona drżały od powstrzymywanego śmiechu.- W porządku, Pokoro.Nie będę cię zmuszał.Nazywaj mnie, jak ci się żywnie podoba.- I zniknął.***Później Kora obserwowała Godę obchodzącą ducha, stukają­cą obcasami, dotykającą przejrzystej powieki.Miała szarą, zim­ną, zamkniętą twarz.Kora opierała się o parapet.Nad Zaułkiem wstawał świt.Oczywiście, Kora pragnęła aprobaty Gody, ale nie liczyło się to tak bardzo jeśli tylko Goda widziała jej dzieło.Czuła się lekka jak piórko.Teraz, gdy Miło Następca, najlepszy znawca piękna, zaakceptował jej ducha, nic nie mogło zmącić szczęścia Kory.- Nie jesteś mistrzynią - rzekła w końcu Goda.- Jakżebym mogła?- Gdyby ktoś się dowiedział o tym duchu, byłabyś surowo osądzona.Kora potrząsnęła głową.- Nie, Godo.- Nie zaczynaj ze mną, mała! Nie chodzi mi o twórców! - Goda odwróciła się do niej.- Chodzi mi o szlachtę, szczególnie Goquisite! Zapewniam cię, że wszyscy nauczyli się reguł tworze­nia, aby mieć broń przeciw nam! I myślę, że nie zdziwisz się, jeśli ci powiem, że Goquisite bardzo by się ucieszyła z twojego niepo­wodzenia.Kora przełknęła.Może jednak była głupia.- Wiesz co? Powiemy, że on jest mój.- Goda dotknęła diamentowej piersi ducha.- Sprezentuję go Dywinarsze.To miły gest ze strony twórcy.A tym razem zaciągnęłam u Dywinarchy wyjątkowy dług i do tej pory nie wiedziałam, jak go spłacić.- Ale.- Wspomnienie tworzenia tkwiło w palcach Kory.Trzymanie duszy, dopóki nie wskoczyła do Sadzawki Eftów, było jak wsadzenie dłoni w kosz pełen noży.Tyle bólu włożyła w tego ducha.Chciała, aby ją ceniono! Zawstydzona swym egoizmem, spojrzała na ulicę.- Chciałam go dać Miło.- Co?Kora odwróciła się do Gody.- Nic.Ale, ale, Godo, a jeśli stworzę kolejnego? Co wtedy?Goda ściągnęła brwi:- Czy nie powiedziałam wyraźnie, ile ten nam sprawi kło­potu? Chcesz nam obu zagrozić? Na litość boską, Koro! To wbrew zasadom!„Jak to powiedzieć, nie będąc niegrzeczną?” Pokój wypełnił słony zapach mżawki.- Godo, ty i ja złamałyśmy już tyle zasad.Czy to ma zna­czenie? Przecież chcesz, żebym była jak najlepszą twórczynią.A poza tym.- pamiętała poczucie władzy.Świadomość, że potrafiła stworzyć piękno, ważące więcej od życia na Boskiej Wadze.- Gdybym ci obiecała, że nigdy więcej tego nie zrobię, skłamałabym.Goda potarła twarz.Na jej dłoniach został srebrny pył, a na policzkach pojawiły się ciemne plamy.- Koro - zdobyła się na uśmiech.- Chyba zapomniałam powiedzieć, jaka jestem z ciebie dumna.To cudowny duch.Każdy spośród imrchim byłby z niego dumny.Kora wypuściła powietrze, chociaż nie wiedziała, że wstrzy­mała oddech.- Musisz zrozumieć, jak mi teraz trudno.Belstem nie ustąpi w sprawie podatków za zboże z Królewca - głos Gody stał się ostry.- Słyszałaś kiedyś coś takiego? Nie wiem, co zamierza zrobić z pieniędzmi, ale twierdzi, że Summerowie powinni mieć podwójny udział, bo mają w rodzinie dwoje doradców.- umilkła.- Nieważne.Ja zeszłej nocy nie stworzyłam ducha, ty tak.- Lata miną, zanim będę taka dobra, jak ty - przyznała Kora lojalnie, czując śmierć między nimi.Powietrze w pokoju drżało jak woda w potoku.Pociągnął ją jego prąd, jednak odsko­czyła w panice.Goda nie zauważyła napięcia.- Kochanie, przerosłaś moje najśmielsze oczekiwania - wyciągnęła ramiona.Kora cofnęła się, spojrzała na jedwabną suknię Gody i oceniła swoją upaćkaną kieckę.- Pobrudzę cię.- Głuptas - zaśmiała się Goda.- I tak muszę to zdjąć.Całą noc spędziłam na dworze.Uczcimy twojego pierwszego ducha całodniowym snem.Kora przytuliła się do mistrzyni, kładąc policzek na jej ramie­niu.Poczuła metaliczny zapach pudru Gody.„ Beau nie obchodził mnie tak bardzo, jak Goda”, pomyślała.„Skłamałam, przestałabym tworzyć, gdyby mnie poprosiła”.Nie mogła zapomnieć ciała Miło: gorącego, pustego, twarde­go jak kamień.ROZDZIAŁ SZESNASTYMiesiące rozciągnęły się w lata.Zimy i lata zatapiały Miasto Delta w soli.Kora natomiast, miała uczucie rozdarcia przy pró­bach zachowania lojalności wobec Zaułka Tellury, i Placu Antyproroka.Na początku wracała do twórców tak często, jak tylko mogła, ale trudno było oprzeć się dworskim pokusom.Goquisite, Marasthizinith, Belstem, Aneisneida, Pietimazar i krąg ich wspa­niałych, nieszczerych przyjaciół wciągał ją jak bagno.Tak napraw­dę wcale im na niej nie zależało, była wszak tylko uczennicą, ale i tak ją zdobyli.Szła na jedno spotkanie i następnego dnia znaj­dowała na poduszce sześć innych zaproszeń, a każdy z nadawców byłby śmiertelnie obrażony, gdyby się nie pojawiła.Wybrała stopniowe wycofywanie się z życia towarzyskiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl