[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przygotowywałam środki, które Gelina podawała mu bez jego wiedzy, ale i to nie pomogło.Stało się na odwrót.Priap w końcu odmówił mu swych łask całkowicie.Lucjusz stał się seksualnym kaleką, bezsilnym tak, jak był bezsilny w kwestii kierowania swym życiem i przeznaczeniem.Wyobraź sobie, że jesteś tworem Krassusa, zmuszonym do wychwalania jego wielkości i do knucia podejrzanych planów wydostania się spod jego dominacji.Na co zresztą Krassus nigdy by nie pozwolił.Trzymanie kuzyna pod butem sprawiało mu perwersyjną przyjemność.A Gelina pragnęła dziecka.Nie chciała się go wyrzec.Widziałeś ją; wiesz, że trudno ją nazwać wymagającą albo skłonną do narzucania innym swej woli.Pod wieloma względami jest bardziej skłonna do ustępstw, niż przystoi kobiecie o jej pozycji.Jednak w tej jednej sprawie postawiła na swoim.Wbrew moim radom, za to za wiedzą i zgodą swego męża, poprosiła Krassusa, by dał jej dziecko.– Kiedy to było?– Podczas ostatniej wizyty Krassusa, wiosną.– Dlaczego Lucjusz na to pozwolił?– Czyż wielu mężów nie pozwala po cichu na przyprawianie im rogów dlatego, że protest tylko by pogłębił ich upokorzenie i wstyd? Poza tym Lucjusz miał przewrotną skłonność do podejmowania szkodliwych dla siebie decyzji.A Gelina odwołała się do jego dumy rodowej; Krassus mógł im przynajmniej dać potomka, w którego żyłach płynęłaby krew Licyniuszów.Jednakże dziecka wciąż nie było.Jedynym skutkiem było ochłodzenie między Geliną a Lucjuszem.Zrobiła oczywiście najgorszą rzecz; gdyby zwróciła się do któregokolwiek innego mężczyzny, Lucjusz mógłby zachować resztki godności.Ale kiedy jego wszechpotężny kuzyn został zaproszony do łoża jego żony, kiedy poprosiła Krassusa, by wprowadził potomka do ich domu, w którym już dominował na wszystkich innych polach – upokorzenie zżerało jego duszę.Widzisz zatem, że między dwoma kuzynami było więcej potencjalnie zabójczych zadrażnień niż tylko finansowe machlojki.Hańba kłuła Lucjusza niczym korona cierniowa.Kto wie, jakie słowa padły między nimi tamtej nocy w bibliotece? Zanim upłynęła, jeden z nich nie żył.Wzniosłem oczy ku niebu.– A teraz cała gromada niewolników zginie z tego powodu.Oto rzymska sprawiedliwość! – zakrzyknąłem.– Nie! – Aleksandros zerwał się na nogi.– Musi być coś, co możemy zrobić, by temu zapobiec!– Nic się nie da zrobić – szepnęła Olimpias, sięgając do jego ramienia i trafiając w pustkę, gdy się odsunął.– Może.– zacząłem, wpatrując się spod zmrużonych powiek w pasmo słonecznego blasku nad czerwonymi dachówkami.Czas uciekał; igrzyska mogły się już rozpocząć.– Może gdybym zaatakował Krassusa bezpośrednio, z Geliną jako świadkiem.Gdyby Aleksandros mu się przyjrzał i go zidentyfikował jako nocnego gościa.– Nie! – zaprotestowała Olimpias.– Aleksandros nie może opuszczać Kume!– Gdybyśmy tylko mieli ten zakrwawiony płaszcz, z którego Krassus oderwał swój herb, zanim go wyrzucił przy drodze.Gdybym go nie zgubił, kiedy zabójcy.Och, Eko!W tym momencie zobaczyłem płaszcz – wypływał z mrocznego wnętrza domu na rozsłoneczniony taras, rozpięty między uniesionymi rękami samego Ekona, który uśmiechał się i mruganiem spędzał z powiek resztki snu.ROZDZIAŁ XXIV– Ależ ja myślałam, że wiesz! – powtarzała Iaia.– Byłam pewna, że Olimpias ci powiedziała!Zapomniała, że poprzedniej nocy, kiedy Eko przyszedł bez tchu pod jej drzwi, Olimpias już się wymknęła do jaskini Aleksandrosa i nie mogła wiedzieć, jak i ja nie wiedziałem, że przez cały czas, kiedy my debatowaliśmy i snuliśmy wnioski na tarasie, Eko spał w najlepsze w domu, przyciskając do siebie brudny, zakrwawiony paszcz, który uratował podczas walki z nocnymi napastnikami.– Jakże mi głupio, Gordianusie! Siedziałam tutaj, usiłując ci zaimponować swoimi dedukcjami, podczas gdy od razu powinnam ci powiedzieć to, co chciałeś wiedzieć najbardziej, że twój syn jest bezpieczny i zdrowo śpi pod moim dachem.– Najważniejsze, że tak jest – powiedziałem, przełykając ślinę, by pozbyć się nagłej chrypki, i mrugając dla zatrzymania cisnących się na powieki łez, przez które uśmiechnięta i brudna twarz Ekona zaczynała mi się rozmywać przed oczami.Przycisnąłem go mocno do piersi, po czym cofnąłem się o krok, westchnąwszy dla wyrównania oddechu.– Kiedy przyszedł do mnie wczoraj, widziałam, że jest wystraszony i wyczerpany, ale nie ranny – odezwała się Iaia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl