[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście muszą też być wyjątki.za zamkniętymi drzwiami!.które nie pasują do modelu mistrza i posłusznego ucznia.My, Rzymianie, niestety nie mamy nawet takiego modelu, od którego moglibyśmy robić wyjątki.Gardzimy Grekami, wyśmiewamy ich obsesję na punkcie filozofii i gimnastyki.Nie mając ich uświęconych od wieków tradycji, w kwestii przyjemności cielesnych pozostawieni jesteśmy sami sobie.Przede wszystkim bezlitośnie wykorzystujemy naszych niewolników, tak mężczyzn, jak i kobiety.Nie musimy się tutaj kierować honorem ani dobrymi obyczajami.Ekscesy, jakich Rzymianie się dopuszczają w wykorzystywaniu swych ludzkich narzędzi, dosłownie nie mają granic.Młode niewolnice są powszechnie gwałcone, młodzi niewolnicy kompletnie odzierani z godności i napastowani równie drapieżnie.Traktuje się ich z pogardą, jakiej większość ludzi oszczędziłaby nawet psu.Ba, dobrze wytresowany pies kosztuje znacznie więcej niż przeciętnie ładna dziewczyna czy chłopiec.W takim świecie namiętność nieodwołalnie musi oznaczać czyjeś poniżenie, taki w każdym razie panuje consensus.A zatem ktoś taki jak Gordianus Poszukiwacz, ta dziwnie moralna istota, szuka innych sposobów znalezienia ujścia dla swych tęsknot.Seks naturalnie jest mu potrzebny, nie różni się w tym od innych mężczyzn.Ale i tu wymyka się konwencjom: przywiązuje się do niewolnicy, ulega jej urodzie, godzi się z jej wyniosłością, a w końcu czyni swą żoną, czyli zamiast poniżać, wywyższa ją.Jego postępowanie jest wręcz satyrą z rzymskiego powiedzenia, które każe wybierać żonę z powodu jej statusu i dziwkę dla jej urody.O ile wiadomo, jest bardziej wierny swej żonie niż dziewięćdziesięciu dziewięciu na stu mężczyzn.Małżeństwo z miłości, ten najrzadszy z rzymskich związków! Jeśli chodzi o przyjemności, jakich mogą dostarczyć młodzi mężczyźni, w ogóle ich nie szuka.A może słuszniej byłoby powiedzieć, że ich unika.Ma dla nich zbyt wiele szacunku, czy to dla obywateli, czy niewolników, by spokojnie przyjmować formułę, która z założenia wywyższa jednego z mężczyzn i degraduje drugiego.Woli rolę cnotliwego mentora.Takie zachowanie jest rzadkie, ale nie wyjątkowe; widywałem je wcześniej i rozpoznaję u ciebie.Gordianus nie wykorzystuje i nie gwałci swych niewolników, nie wchodzi też na niepewny grunt stosunków z towarzyszem równym sobie.Uczy, pielęgnuje i troskliwie się opiekuje.Jest sentymentalny do przesady, a jego gesty sięgają szczytów wspaniałomyślności.Posuwa się do tego, by adoptować ulicznego urwisa i małego niewolnika i uczynić ich swymi spadkobiercami.Jakaż to niekonwencjonalna rodzina! A chociaż zachował wrażliwość na młodzieńcze męskie wdzięki, trzyma się zasady „patrzeć, ale nie dotykać”.Cóż za powściągliwość, bardziej skłonna do współczucia niż do namiętności! To człowiek, który nie pasuje do świata zachęcającego silnych do pożerania słabych, wynagradzającego okrucieństwo i karzącego za łagodność, mierzącego męskość wolą dominacji nad innymi mężczyznami, kobietami, dziećmi i niewolnikami, im bardziej bezlitosnej, tym lepiej.Jest dziwniejszym facetem niż Katylina!– A Katylina? – spytałem po chwili milczenia; mój głos wydał mi się dziwny, słowa mego gościa bowiem sprawiły, że wszystko uczyniły dziwnym.– Jak on pasuje do tego świata?– Tak jak Gordianus, Katylina ustala własne reguły według własnych potrzeb.Leżeliśmy tak na wzgórzu oko w oko z księżycem, rozmyślając i przekomarzając się jeszcze długo w noc.Jak się to zdarza, kiedy ciało najpierw rozgrzeje się w kąpieli, potem ostygnie i na nowo się wysili po całodziennej pracy, wbrew woli zapadłem w sen.Na szczęście noc pozostała ciepła.Obudziłem się przed pierwszym pianiem koguta, przykryty ręcznikiem jak kocem.Katyliny nie było.Księżyc dawno już zaszedł, a niebo nie było ani czarne, ani niebieskie, pomalowane jakąś pośrednią barwą.Pomniejsze gwiazdy zniknęły, ale na wschodzie, tuż nad ciemnym, ponurym masywem Argentum migotała Wenus, gwiazda zaranna.Wstałem, okrywając nagość ręcznikiem, i włożyłem sandały.Powoli zszedłem ze wzgórza, zesztywniały od długiego leżenia na twardej ziemi.Wartownik, ziewający na dachu stajni po parogodzinnym czuwaniu, na mój widok otworzył szeroko oczy.– Czy moi goście.ci, co wczoraj przyjechali.– Już ich nie ma, panie.Przed godziną zabrali konie i odjechali.Na via Cassia skręcili w stronę Rzymu.– Zagryzł wargę i zawahał się, po czym powiedział: – Zaniepokoiłem się, kiedy on wrócił ze wzgórza sam.Poszedłem, by sprawdzić, co się z tobą dzieje, panie, ale wszystko wydawało się w porządku.Spałeś jak kamień.Czy dobrze zrobiłem, nie budząc cię?Skinąłem tępo głową i poszedłem do domu.Bethesda spała, ale ocknęła się, kiedy się do niej przytuliłem.– Czuję od ciebie wino – mruknęła gniewnie.– Gdzieś się podziewał całą noc? Gdybyśmy byli w Rzymie, pomyślałabym, że byłeś z inną kobietą.– Absurd – powiedziałem z przekonaniem.– Tu nie ma na to szans.Zamknąłem oczy i spałem do południa.ROZDZIAŁ XXXITa noc, spędzona z Katyliną na wzgórzu, była jedną z ostatnich spokojnych chwil przed mającym nastąpić potopem.Do końca września było sucho i pogodnie.Pierwsze dni października ozłociły liście i przyspieszyły zbiory.Po rozwiązaniu problemu z młynem poświęciłem się bez reszty gospodarstwu i prace posuwały się w szybkim tempie.Oddawałem się drobnym sprawom, by odwrócić uwagę od wiszących nade mną poważniejszych kłopotów z sianem i wodą, a także od nieustępującego chłodu w zachowaniu się Metona wobec mnie.Katylina odwiedził nas jeszcze raz we wrześniu i trzykrotnie w październiku.Za każdym razem oprócz Tongiliusa miał z sobą innych towarzyszy, choć nigdy nie więcej niż pięciu lub sześciu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl