[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mam uczucie, że sprawia ci to przyjemność - powiedział.- Czy to prawda? Jesteś zadowolona?- Gene - odparła - próbowałam cię przed tym ochronić od samego początku.Zrobiłam wszystko, co mogłam.- Próbowałaś ochronić mnie przed czym? Spojrzała na niego smutno.- Przed tobą samym, Gene.Próbowałam cię ostrzec tak wiele razy, lecz ty nie słuchałeś.Gdy tylko chciałam cię odstręczyć, wdzierałeś się w moje życie, nie dbając o mnie samą.Zanim poznałeś moją matkę, sądziłam, że mogę cię ocalić.Lecz ona jest zbyt silna dla mnie, Gene.Jest moją matką i jest również Ubasti.Muszę robić to, czego pragnie.- Nie rozumiem z tego ani słowa - powiedział Gene.Lorie zaczesała włosy.- Idź, popatrz na zdjęcie przy garderobie - zaproponowała.- Tak, właśnie na to.Pełen obaw Gene poszedł we wskazane miejsce i spojrzał na mały obrazek.Pochodził on prawdopodobnie z czasów wiktoriańskich, sądząc po melodramatycznym stylu.Ukazywał niewielkie, pełne gracji, rogate stworzenie uwiązane do wbitego w ziemię palika.Niedaleko leżał przyczajony lew gotów do zaatakowania zwierzęcia i pożarcia go.Pod obrazkiem widniał stylowo wykaligrafowany napis: „Gazela Smitha".ROZDZIAŁ 5Spędzili bezsenną noc w olbrzymim łóżku z baldachimem.Lorie miała na sobie długą do kostek koszulę nocną z jasnobrzoskwiniowego jedwabiu.Gene wzdychał i wiercił się na pomiętych prześcieradłach, starając się uspokoić, ale ani razu nie próbował jej dotknąć czy przytulić.Myśli miał w strasznym nieładzie.Gdzieś w głębi czuł, że nadal kocha Lorie i utrata jej teraz byłaby tragicznie bolesna.Od czasu do czasu spoglądał na nią.Leżała z zamkniętymi oczami na szerokiej, koronkowej poduszce i była równie podniecająca jak zawsze.Jednak myśl ojej piersiach i gęstym owłosieniu między udami natychmiast wdzierała się w sielankę, budząc odrazę.Najbardziej dziwiło go, że była zadowolona ze swego ciała.Nie wydawało się jej nienaturalne czy brzydkie.Jeśli już, to skłonna była raczej uważać kobiety z dwoma piersiami za upośledzone i pokrzywdzone.Gene nie mógł się pogodzić z tym, że akceptowała własną dziwaczność.Nie obejmował jej umysłem, tak jak kojot nie potrafi połknąć w całości owcy.Czy też gazeli Smitha.Wychowano go na amerykańskich dziewczętach na poziomie „Playboya".Świeże, puszyste włosy, szerokie uśmiechy, błyszczące oczy i zaokrąglone, opalone ciała.Na Florydzie większość dziewcząt, jakie spotykał, była właśnie taka, no może z wyjątkiem jednej panienki, którą kiedyś zabrał z litości na koncert Johna Cage'a.Gdy koncert się skończył, jedyną osobą, jakiej żałował, był on sam.Dla Gene'a ideał ślicznej dziewczyny był bezdyskusyjnie częścią amerykańskiej filozofii szczęśliwego życia.Nie mógł porozumieć się z nikim, kto się z tym nie zgadzał.Nie oznaczało to jednak, iż pragnął się odciąć od Lorie.Nie był aż tak stereotypowy.Zamierzał zrobić wszystko, by skontaktować ją z najlepszym chirurgiem plastycznym, na jakiego będzie go stać.Gdy zaczęło się już na dobre rozwidniać, Lorie drgnęła, przewróciła się na bok i dotknęła jego dłoni.Nie protestował, choć natychmiast przyspieszył mu puls i z napięciem wyczekiwał, co zamierza zrobić.- Gene - wyszeptała - nie śpisz?- Nie zmrużyłem oka - mruknął.Cisza.Szelest prześcieradeł.- Przykro mi, Gene, to wszystko moja wina.Powinnam była wcześniej powiedzieć ci prawdę.Zakaszlał.- No cóż, powinnaś.Lecz nadal nie jest za późno, Pójdę do lekarza, którego znam.to znaczy, słyszałem, że to ekspert od hormonów, i naprawdę myślę, że to najlepsza rzecz, jaką możemy zrobić.- Powinniśmy się z tego wycofać.Możesz dostać rozwód w Reno, prawda? Możesz nawet powiedzieć, że byłam niewierna, jeśli chcesz.Nie chodzi mi o twoje pieniądze.Gene oparł się na łokciu.- Lorie - powiedział - nie rozumiem, dlaczego wolisz paradować z taką skazą fizyczną, zamiast przejść krótką, prostą operację i mieć to z głowy? Jesteś piękną dziewczyną, a mogłabyś być najpiękniejszą.Nie odpowiedziała.- To może kosztować nas parę tysięcy - ciągnął - lecz cóż to znaczy w porównaniu z doskonałym ciałem? Sądziłem, iż każda dziewczyna pragnie wyglądać jak najlepiej.Po prostu cię nie rozumiem.Odwróciła głowę.- Gene - szepnęła - to ja.Taka właśnie jestem.Jestem Ubasti.Uśmiechnął się niecierpliwie.Potem zerwał się z łóżka i przeszedł przez pokój po papierosy.Zawsze nienawidził palenia w sypialni, lecz był tak zdenerwowany, że nie mógł się powstrzymać.Zapalił papierosa i usiadł nagi na jednym z krzeseł przy łóżku, wydmuchując dym w świetle poranka.- Mówię jako twój mąż.Żądam, abyś poddała się operacji - stwierdził.Oczy Lorie zabłyszczały w ciemności.- A ja mówię: nie - oznajmiła spokojnie.- Nawet jeśli wczoraj przysięgałaś mi wierność i posłuszeństwo?- Posłuszeństwo i wierność nie obejmują zmian w cechach dziedzicznych.- Ale te cholerne.- Wiem, co sobie myślisz, Gene, i jest mi przykro.Lecz to moje ciało i jestem z niego dumna.Usiadła na łóżku i patrzyła na niego smutno w półmroku z rękoma opartymi na kolanach.- Kocham cię, Gene - powiedziała łagodnie.- Od początku chciałam wyjść za ciebie za mąż.Lecz wiedziałam, co byś sobie o mnie pomyślał, i mogę jedynie powiedzieć, że jest mi przykro i mam nadzieję, iż następna dziewczyna, którą sobie znajdziesz, będzie wyglądała lepiej niż ja.Gene zgasił papierosa.Wstał z krzesła, przeszedł przez sypialnię do umywalki i włączył światło.Umył twarz, ogolił się maszynką elektryczną i zaczął się ubierać.Przez cały ten czas ani razu nie spojrzał na Lorie.- Gdzie idziesz? - spytała, gdy zawiązywał buty.Nadal się nie odwracał.- Wychodzę - stwierdził kontrolowanym i pozbawionym emocji głosem.- Nie odchodzę na dobre, lecz muszę to wszystko przemyśleć.Prawdopodobnie wrócę około dziewiątej lub dziesiątej wieczorem.Założył marynarkę i podszedł do lustra poprawić krawat.- Może wezwałabyś Mathieu i nakazała mu uwiązać psy, żebym wyszedł z tego miejsca żywy.- Psy?- Właśnie tak.Te milutkie zwierzaczki, które prawie porozrywały mnie na kawałki.- Ach, to - powiedziała Lorie nieobecnym głosem.- Tak, dobrze.Gene odwrócił się.Z jakiegoś powodu czul, że coś jest nie tak.Było w całej tej sytuacji coś, czego do tej pory nie pojmował.Istniał inny sekret ukrywany przed nim przez Lorie, jakaś wiedza tajemna.Przeczuwał, że jest o wiele okropniejsza niż wszystko, co odkrył dotychczas.Maggie była zdziwiona, widząc go w biurze dziesięć po ósmej.- Gene, co się stało? Nie mów mi, że młody żonkoś aż tak się spieszy do pracy.Usiadł ciężko i spojrzał na nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]