[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tomek położył się na macie.Bosman z fajką w zębach przysiadł na brzegu posłania.Wilmowski natomiast rozebrał się i wszedł do łazienki.Tomek pozostał sam na sam z przyjacielem.Skwapliwie skorzystał z okazji, by zasięgnąć dalszych informacji.— Czy dobrze bawiliście się po moim wyjściu z pałacu? — zagadnął.— Niezgorzej, chociaż nie wiem, czy to by ciebie ciekawiło — odparł bosman.— Podfruwajki, czyli tak zwane tutaj bajadery, tańczyły ładne kawałki.Niczego sobie widowisko!— Maharani zapewne przez cały czas dotrzymywała wam towarzystwa — wypytywał Tomek, pilnie przypatrując się przyjacielowi.— A jakże, opuściła nas dopiero po przybyciu swego brata, Pandita Davasarmana.— Czy maharadża wyszedł razem z nią?— Skądże znowu? Jak mógł z nią wyjść, kiedy go już nie było?— Czyżby wyszedł wkrótce po mnie?— No tak — potwierdził bosman.— Powiedział, że wróci wkrótce, ale już go nie widzieliśmy, bo tymczasem przyszedł ten Davasarman i maharani zaproponowała, żebyśmy w trójkę z twoim ojcem pogadali na osobności.Tomek zamilkł z wrażenia.Maharadża mógł być owym złodziejem pierścienia!— Więc Pandit Davasarman nic więcej nie mówił wam o panu Smudze? — zagadnął po chwili, aby usprawiedliwić przed bosmanem własne podniecenie.— Niewiele, kochany brachu, niewiele — odpowiedział marynarz ciężko wzdychając.— Krótko tylko oświadczył, że razem pojedziemy do Smugi, który oczekuje nas w Kaszmirze.— Czy nie pytaliście go, dlaczego pan Smuga wezwał nas do Indii?— Pytaliśmy o to, a jakże! Ale on wciąż powtarzał: “Szikar Smuga sam wyjawi szlachetnym sahibom swoje zamiary” — nic więcej nie można było z niego wyciągnąć.— Co to wszystko może znaczyć? — głowił się Tomek.— Ha, powiem tylko, że mój bosmański nos niucha zbliżanie się piekielnego sztormu.Pewno czeka nas diabelski taniec.Nie będziemy chyba narzekali na nudy podczas tej wyprawy!— Byle tylko panu Smudze nie groziło niebezpieczeństwo, zanim dotrzemy do niego.— Nie martw się, brachu! Nie należy on do takich, co to pozwalają sobie bezkarnie w kaszę dmuchać.Ojciec twój mówi, że cała ta sprawa cuchnie polityką.— Żebyśmy chociaż wiedzieli, jaką rolę odgrywa Pandit Davasarman.Czy jest on naprawdę życzliwy panu Smudze? Zanim się o tym przekonamy, musimy mieć go dobrze na oku.— O to bądź spokojny.Nie chciałbym być w jego skórze, gdyby naszemu druhowi z przeciwnej strony dmuchał w żagle.Tomek bardzo źle spał tej nocy.Niezwykły splot wydarzeń nie dawał mu spokoju.Snuł najrozmaitsze domysły na temat tajemniczego zachowania się Smugi, próbując powiązać w logiczną całość zaskakujące ich niespodzianki.Wydawało mu się, że skoro Smuga ufał Panditowi Davasarmanowi, to on mógł dać wiarę słowom maharani.Ona zaś zaręczyła, iż złodziej pierścienia nie ma blizny na twarzy.Wobec tego nie był mordercą z Bombaju.Wniosek ten znajdował pewne potwierdzenie w słowach ojca i bosmana Nowickiego, którzy odnieśli wrażenie, że Pandit Davasarman domyśla się, kim był człowiek z blizną.Gdyby morderca i złodziej pierścienia stanowili jedną i tę samą osobę, to prawdopodobnie przebywałaby ona obecnie, jako posiadacz jednego z trzech sztyletów podarowanych przez maharadżę, w najbliższym jego otoczeniu, a tym samym byłaby doskonale znana Panditowi Davasarmanowi.Wówczas tenże inaczej musiałby zareagować na wieść, iż ktoś mu bliski zamordował nieszczęsnego urzędnika linii okrętowej.Kim w takim razie byli obydwaj złoczyńcy? Tomek zastanawiał się, dlaczego maharani przeszkodziła mu w zerwaniu maski, zakrywającej twarz złodzieja pierścienia? Dlaczego prosiła, aby zapomniał o napadzie i kradzieży?“Gdybym tylko mógł sprawdzić, czy istnieją trzy takie same sztylety — rozmyślał.— Bo przecież maharani mogła powiedzieć nieprawdę, chcąc skierować podejrzenia na mylne tory”.Zaledwie świt wkradł się przez okratowane okienko, Tomek zły i niewyspany zerwał się z posłania.Szybko ubrał się i wymknął z domu nie budząc nikogo.Zdawało mu się, że poranna przechadzka po parku uspokoi jego wzburzone myśli.Poza tym chwilowo pragnął unikać rozmów z ojcem i bosmanem, bowiem ogarniały go wątpliwości, czy słusznie postępuje, ukrywając przed nimi dziwne wydarzenie z pierścieniem.Uniesiony szlachetnością, przyrzekł pięknej maharani nie mówić nikomu o kradzieży, a teraz wstydził się swego postępowania wobec towarzyszy.Dotąd przecież nigdy nie mieli przed sobą tajemnic.Dlatego też wolał nie przebywać z nimi sam na sam do czasu nadejścia Pandita Davasarmana, z którym mieli pójść do pałacu, by pożegnać się przed wyjazdem z uprzejmymi władcami Alwaru.Zamyślony, z daleka okrążył pałac, zerkając na słonie dokonujące przy pomocy mahutów porannej toalety, po czym zboczył w długą, ocienioną aleję.Po pewnym czasie, zmęczony bezcelowym wałęsaniem się, usiadł na ławce pod platanem.Niebawem jakieś ożywione szepty przerwały jego rozmyślania.Zaczął nasłuchiwać.Wkrótce zorientował się, skąd dochodziły go odgłosy rozmowy.Powstał z ławki i podkradł się do rosnącego za nią długiego żywopłotu.Ostrożnie rozchylił gałęzie.W tym właśnie miejscu żywopłot oddzielał posiadłość maharadży od kilku wieśniaczych chat widocznych w pobliżu.Tuż przy krzewach ujrzał Tomek dwóch chłopców i dziewczynkę w wieku około dziesięciu lat, przykucniętych przed starszym mężczyzną.Rozmawiali w nieznanym Tomkowi języku hindustani, lecz mimo to łatwo domyślił się, że przedmiotem ich zainteresowania było kilkanaście kur żerujących nie opodal jednej z chat.Mężczyzna wskazywał na nie ręką i mówił coś półszeptem, a dzieciarnia słuchała go pilnie niczym wykładu nauczyciela w szkole.W końcu pierwsza podniosła się dziewczynka i wolno ruszyła w kierunku pobliskiego domku.Tomek uważnie ją obserwował, albowiem zachowywała się tak, jakby odtwarzała wyuczoną przez starszego mężczyznę rolę.Zrywała kwiaty, a jednocześnie coraz bardziej zbliżała się do chatki.Tymczasem starszy mężczyzna podzielił pomiędzy chłopców garstkę nie łuszczonego ryżu wydobytego z woreczka.Malcy natychmiast wepchnęli ryż do ust i żując go powoli, razem ze swoim opiekunem pilnie obserwowali krążącą teraz wokół domu dziewczynkę.Naraz nadbiegła mała kobieta odwróciła się do chłopców, po czym wpięła sobie kwiatek we włosy.Jakby na umówione hasło chłopcy podkradli się do stada kur.W odpowiednim momencie wypluli na ziemię sklejone śliną kulki z niełuszczonego ryżu.Dwie najbliższe kury łapczywie rzuciły się na nie.Zdradliwe smakołyki okazały się niełatwe do przełknięcia, toteż obydwa ptaki zaczęły się dławić.Chłopcy korzystając z chwilowej bezsilności kur porwali je i pomknęli z łupem do mężczyzny oczekującego na nich pod żywopłotem.Teraz również i dziewczynka przyłączyła się do nich.Mężczyzna skinieniem głowy pochwalił dzieci, wepchnął kury do worka i wszyscy chyłkiem oddalili się od miejsca kradzieży.Tomek zdumionym wzrokiem spoglądał za uciekającymi.Słyszał już dawniej od ojca, że Crimowie bardzo chętnie widzą jak największą liczbę dzieci we własnych rodzinach, a często porywają nawet i obce, by szkolić je w sztuce złodziejskiej.Toteż obecnie nie miał jakiejkolwiek wątpliwości, że owi dwaj chłopcy i dziewczynka byli młodymi adeptami niecnego rzemiosła, a mężczyzna ich nauczycielem.Tomek, do głębi oburzony na mężczyznę, który nie wahał się deprawować dzieci, miał ochotę dogonić go i dać mu odpowiednią nauczkę.Zrozumiał jednak, że takim odruchem nie zdoła zmienić zwyczajów od wieków zakorzenionych w Indiach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]