[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.£zy czerwone na licu Zbigniewa! Po licu siê tocz¹, po bladym.Pod rêce go wziêli siepaczew milczeniu.Troskliwie go wiod¹.Obojêtni jak zima, jak burza, jak zaraza, troskliwie go ci¹gn¹ z komnaty.Stopy jego na progach pozdrawiaj¹ zw³oki wiernej czeladzi.Krew mu wierna w przedsion-kach zmoczy³a chodaki.W dziedziñcu swym p³ockim królewic.Wiatr szumi, Krucy kracz¹.R¿¹ konie.O, bracie!Wesz³a stopa w strzemiê konia wiernego.Do puSlisk przytroczyli golenie.Do ³êku rêce przypasali zwi¹zane.- Bywaj, ksi¹¿ê, z ojczyzny! - wo³aj¹.- Do cudzych granic pod¹¿aj!- Wolna droga przed tob¹!Jêcz¹ mosty zwodzone, szlocha brama ojczysta, p³acz¹ stare kamienie domowe.Poszed³w Swiat wierny rumak - gdzie wola.A na drodze samotnej ktoS go uj¹³ u pyska.Id¹, id¹ samowtór - borem-lasem, pustkowiem.- Dok¹d wiedziesz? - zapyta królowie.- W cztery strony Swiata.- odpowie.- A ktoS jest ze mn¹ ostatni?- Wieszcz - panie!Dmie zawieja w krwawe do³y po oczach.Siek¹ Sniegi lec¹ce w³os skud³any nad czo³em.Dajepuszcza policzki obmarz³ymi wiechami bladym licom królewskim.Krzywa jedla go stepieuschniêtymi rêkami ga³êzi - w pa³¹k zgiêty od wichru Swierk go smaga w³ochatymi sp³awiny- buk go gnatem uschniêtym w pierS uderza jak oszczep cz³owieczy - d¹b go chwyta za gar-dziel w stryki wici skostnia³ych.Chrapie koñ czuj¹c zwierza w ostêpie.A w okrêgach pust-kowia zagra wieszcz straszn¹ pieSñ wygnanemu z ojczyzny.Rpiewa mu na piszcza³ce prze-dziwnej o synu.- Za tê lirê - powiada - coS po³ama³, tyranie, piszczel syna podj¹³em i muzyckie uczyni³emnarzêdzie.Och, nie k³uj¹ tak ig³y sosnowe w rany oczu wmiecione, jako boli w serce wbitao synu Spiewanka!Nie pomSci krzywdy ojca syn wierny, wyznawca jedyny, jen¿e Spi pod sklepieniem ceglany-mi.Nie udxwignie ju¿ miecza krwawego rêka syna struchla³a.Nie wst¹pi jego stopa junackaw strzemiona ojcowe.Z czterech tarcic dêbowych zbite jego królestwo.59 Z m³odocianej prawicy piszczel oto, muzyckie narzêdzie.- Precz ode mnie, grzesznika, nêdzny smerdo! Król jestem, król z królów! Sam chcê jechaæprzez pustkowie mej w³oSci.- O panie! Nie mogê ciê odejSæ samego.U twych strzemion iSæ muszê.Ja jeden, towarzysz ostatni.Muszê pieSñ ci o synu do koñca wySpiewaæ.Pos³uchaj:.60 POK£ON HERMANA BALKANa czele szczup³ej garstki kawalerów Zakonu Teutoñskiego Panny Marii Jerozolimskiej imie-nia jecha³ Herman Balk lasów nieskoñczonych przestworzem.Nie chcia³, by towarzysze wy-prawy - Konrad Landsberg i Otto von Saleide, którzy pierwsi z po³udnia na ziemie mazowiec-kie przybiegli, by póxniejsi przybysze - Dietrich Bernheim marsza³ek - komendator KonradTutele, Henryk Berg z Turyngii, Haus-Compthur przysz³ych twierdz Zakonu - szpitalnik Hen-ryk Zeitz z Wittchendorfu, Bernard Ellenbogen i Otto Querfurt troskê jego widzieli - wiêctwarz zakry³ przy³bic¹.Nie chcia³, by secina soldnerów i knechtów, towarzysz¹cych na wy-prawê rycerzom, traci³a ducha, a laicy heimliche i bracia s³u¿¹cy, t³um w¹tpliwego mêstwa,lekk¹ zbroj¹ okryty, trwo¿y³ siê jeszcze bardziej, postrzegaj¹c niepokój dowódcy.Ukrywa³ tedy pod sw¹ hartown¹, mediolañsk¹ zbroj¹, pod czarn¹ tunik¹ i bia³ym p³aszczemz czarnym krzy¿em na lewym ramieniu dzie³o ciê¿kie, pomys³ i czyn zarazem ponad si³y jed-nego cz³owieka.A sam by³ przecie wodzem rzeszy nielicznej, rozkazodawc¹ nieSwiadomych i doradc¹ swymw³asnym w tym Swiecie nieznanym.Puszcza sosnowa szumia³a woko³o.Zimne jeziora: Che³ba, morze b³otne, Dru¿no jak ³ukzgiête, Jeziorak w d³ugie porozwidlany przeguby, Mor¹g, smugami che³bi srebrzystej na toniciemnozielonej to tu, to tam w czarnym ostêpie przywabia³y oczy.Tajemnicze w gêstwinach rzeki - Wis³a, Ossa, Wysoka, pocz¹tki Pas³êki - raz wraz k³ad³yniezbrodzone swe pop³awy przed bystrym konia kopytem.A koñ, co tyli Swiat przebieg³, co wci¹ga³ nozdrzami suchy wiatr zza palestyñskich spalo-nych gór przyfruwaj¹cy, co szed³ w orszaku cesarza Fryderyka, gdy wyklêty przez papie¿aGrzegorza zuchwale wkracza³ w najposêpniejsze pod s³oñcem jerozolimskie rozdo³y, by sa-mow³adnie na g³owê sw¹ k³aSæ koronê - koñ, co bi³ kopytem przed bram¹ prowadz¹c¹ doRwiêtego Grobu i ko³ysa³ siê na wielkiego morza galerach - co w sycylijskich i lombardzkichpas³ siê trawach - co tropi³ Slad Kumanów i Pieczyniagów w nadborskiej pustaci u brzeguA³uty i Dunaju - chrapa³ teraz mokrym nozdrzem i patrza³ sp³oszon¹ xrenic¹ w knieje g³u-chej pó³nocy, w cichy, senny, rozmarzaj¹cy ostêp nieprzebyty pruskiego pojezierza.Herman Balk g³adzi³ pieszczotliwie grzywê xrebca i bok jego podbudza³ ostrog¹.Wiód³ godalej a dalej.Nie tu bowiem, gdzie siê pieni³y samoswoje rzeki i gdzie jaSnia³y bezpañskie jeziora, by³ krestej wyprawy.Nie tam, gdzie siê ju¿ odcisn¹³ Slad kopyta, by³ kres skoków bieguna.KêdyS u zalewisk sinego morza i u wydm mierzei mia³a siê dopiero wychyliæ zapora dla sko-ków wêdrownego rumaka, która na wiatr ze wschodu mia³a jego chrapy skierowaæ.Nie mo-g³y go strzymaæ nogaci wiSlane ani nasyciæ i wypaSæ pachn¹cymi zio³y swoimi ziemie Kry-stianowe biskupie ani sucha ziemia Pomorzan, któr¹ teutoñskiej wardze snadniej by³o zwaæ61 Pomezani¹ - ani krainy lubawskie, sasiñskie, golêdziñskie, warmijskie, pogodziñskie, natan-giñskie, sambijskie i wszystkie inne, które wiecznoSæ rozpostar³a miêdzy wiSlan¹ i niemnow¹¿u³aw¹.Serce nienasycone bi³o w piersi przybysza, gdy mierzy³ oczyma i skokiem rumaka teziemie niczyje, pustkowia, wêdrowisko barbarzyñców i pogan.Oto mia³ je najechaæ, posi¹Sæ, zdobyæ i pó³ na pó³ z chytrym a ¿ar³ocznym Kunradem z P³oc-ka podzieliæ.Serce ³omota³o w piersiach mySliwca, gdy oczy wypatrywa³y w matecznikachSlady turów i ³osiów, niedxwiedzi i wilków, jeleni i dzików.Serce ³omota³o w piersiach zdo-bywcy, gdy wspomina³ i ogarnia³ we w³adzê ziemie widziane, powiaty przebyte, wody i ichzródliska, poniki, potoki, strumienie, rzeki, stawy i b³ota, wzgórza i rozdo³y, puszcze i pola-ny, d¹browy i porêby, pola i ugory, ³¹ki i pastwiska, bezdro¿a, przesmyki, przesieki, Scie¿kii drogi.Serce bi³o w piersiach gospodarza, gdy mierzy³ i liczy³, odkrywa³ i przewidywa³ bogactwajawne, wpadaj¹ce w oczy nawet g³upca, i skarby skryte przed oczyma niedo³ê¿nych lub ciem-nych - budulec surowy w lasach, ¿elazo i miedx, z³oto i srebro, zbiorowiska soli twardej i roz-puszczonej w wodzie, drogie kamienie i drogie futra zwierz¹t wa³êsaj¹cych siê w lasach, cen-ne ptactwo i wyborne ryby zape³niaj¹ce stawy, jeziora, rzeki i strumienie.Serce bi³o w piersiach budownika, gdy widzia³ w olSnieniu marzeñ statki p³awackie na wo-dach, ³awy na potokach, mosty na rzekach i z brzegów jezior na wyspy tamy i jazy plecionedo po³owu ryb z morza w górê rzeki na tar³o ci¹gn¹cych - drogi i p³oty, budy i szopy, chatyi wsie, brogi i gumna, targowiska, podgrodzia, miasta, grody, zamki, koScio³y i wielkie kate-dry, twierdze niezdobyte i porty jeszcze nie widziane u wybrze¿y.Móg³ oto wyci¹gn¹æ rêkê i zabraæ!Ogarn¹æ to wszystko!Zabraæ jak ziemiê che³miñsk¹, ziemiê pó³ obiecan¹, pó³ darowan¹, ¿yw¹ p³otkê, zarzucon¹przez s³owiañskiego rybaka na przynêtê, a¿eby cudzymi rêkoma schwytaæ wielkiego szczu-paka - Prusy nieogarnione.Herman Balk Smia³ siê wspominaj¹c tê dziedzinê zawart¹ miêdzyWis³¹, Oss¹ i Drwêc¹ jakoby w ramie wiekuistej.Herman Balk Smia³ siê wspominaj¹c ziemiê micha³owsk¹, zawart¹ miêdzy Drwêc¹, Rypnic¹i Branic¹ jakoby w ramie wiekuistej [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl