[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ty zaś, jak to już wykazałem, nie bardzo masz się czym chwalić.Książęta kupili cię obietnicami, ale jesteś wszak zbyt inteligentny, by nie rozumieć, że ci z pankami nie po drodze.Dziś jesteś im potrzebny jako narzędzie do zgładzenia Cintryjki, jutro pozbędą się ciebie, boś nisko urodzony parweniusz.Obiecali ci w nowym cesarstwie stanowisko Vattiera de Rideaux? Chyba sam w to nie wierzysz, Skellen.Vattier jest im bardziej potrzebny, bo przewroty przewrotami, ale tajne służby zostają zawsze te same.Twoimi rękami chcą tylko mordować, Vattiera potrzebują, by zawładnąć aparatem bezpieczeństwa.Poza tym Vattier jest wicehrabią, a ty nikim.- Faktycznie - wydął wargi Puszczyk.- Zbyt jestem inteligentny, by tego nie zauważyć.Tak tedy, teraz powinienem zdradzić z kolei Ardala aep Dahy i przystać do ciebie, Vilgefortz? Do tego zmierzasz? Ale ja nie jestem chorągiewką na wieży! Jeśli popieram sprawę rewolucji, to z przekonania i idei.Trzeba skończyć z samowładną tyranią, wprowadzić monarchię konstytucyjną, a po niej demokrację.- Co?- Ludowładztwo.Ustrój, w którym rządził będzie lud, Ogół obywateli wszystkich stanów, poprzez wyłonionych w uczciwych wyborach najgodniejszych i najuczciwszych reprezentantów.Rience ryknął śmiechem.Zaśmiał się dziko Bonhart.Serdecznie, choć trochę skrzekliwie, zaśmiał się z ksenoglozu czarodziej Vilgefortz.Wszyscy trzej długo śmiali się i rechotali, roniąc łzy jak grochy.- Dobra - przerwał wesołość Bonhart.- Nie na jasełki my tu się zebrali, lecz na handel.Dziewczyna, póki co, nie należy do ogółu uczciwych obywateli wszystkich stanów, lecz do mnie.Ale mogę ją odsprzedać.Co pan czarodziej ma do zaoferowania?- Władza nad światem interesuje cię?- Nie.- Pozwolę ci więc - rzeki wolno Vilgefortz - być obecnym przy tym, co będę robił dziewczynie.Będziesz mógł się przyglądać.Wiem, że przedkładasz takie przyglądanie się ponad wszelkie inne przyjemności.Oczy Bonharta zapłonęły białym ogniem.Ale był spokojny.- A bardziej konkretnie?- A bardziej konkretnie: gotów jestem zapłacić twoją dwudziestokrotną stawkę.Dwa tysiące florenów.Konsyderuj, Bonhart, że to jest worek pieniędzy, którego nie uniesiesz, będziesz potrzebował jucznego muła.Wystarczy ci na emeryturę, werandę, gołębie, a nawet na wódkę i dziwki, jeśli zachowasz rozsądny umiar.- Zgoda, panie magiku - zaśmiał się pozornie beztrosko łowca.- Tą wódką i tymi dziwkami zaiste za serce żeście mnie ujęli.Dobijemy targu.Ale na owo zaproponowane przyglądanie też bym reflektował.Wolałbym, co prawda, patrzeć, jak ona zdycha na arenie, ale na waszą nożową robotę też chętnie rzucę okiem.Dołóżcie rabatem.- Targ dobity.- Szybko wam poszło - ocenił cierpko Puszczyk.- Zaprawdę, Vilgefortz, szybko i gładko zawarłeś z Bonhartem spółkę.Spółkę, która wszak jest i będzie societas leonina.Ale nie zapomnieliście aby o czymś? Świetlicę, w której siedzicie i Cintryjkę, którą handlujecie, otaczają dwa tuziny zbrojnych ludzi.Moich ludzi.- Drogi koronerze Skellen - zabrzmiał z pudełka głos Vilgefortza.- Obraża mnie pan sądząc, że w wymianie chcę pana skrzywdzić.Wprost przeciwnie.Zamierzam być niezwykle hojny.Nie mogę panu zapewnić owej, jak to pan raczył nazwać, demokracji.Ale zagwarantuję panu pomoc materialną, wsparcie logistyczne i dostęp do informacji, dzięki którym przestanie pan być dla spiskowców narzędziem i sługusem, a stanie się partnerem.Takim, z którego osobą i zdaniem liczyć się będzie książę Joachim de Wett, diuk Ardal aep Dany, hrabia Broinne, hrabia d'Arvy i cała reszta błękitnokrwistych spiskowców.Co z tego, że to societas leonina? Owszem, jeśli łupem jest Cirilla, to lwią część łupu wezmę ja, jak mi się zresztą zdaje, zasłużenie.Aż tak cię to boli? Wszak sam zyski będziesz miał niemałe.Jeśli oddasz mi Cintryjkę, stanowisko Vattiera de Rideaux masz już w kieszeni.A będąc szefem tajnych służb, Stefanie Skellen, można realizować przerozmaite utopie, bodaj nawet demokracje i uczciwe wybory.Jak więc widzisz, za jedną chudą piętnastolatkę daję ci spełnienie życiowych marzeń i ambicji.Widzisz to?- Nie - pokręcił głową Puszczyk.- Wyłącznie słyszę.- Rience.- Słucham, mistrzu.- Daj panu Skellenowi próbkę jakości naszych informacji.Powiedz, co wydobyłeś od Vattiera.- W tym oddziale - powiedział Rience - jest szpieg.- Co?- To, co słyszysz.Vattier de Rideaux ma tu wtyczkę.Wie o wszystkim, co robisz.Dlaczego to robisz i dla kogo.Vattier wkręcił między was swojego agenta.Podszedł do niej cicho.Prawie go nie słyszała.- Kenna.- Neratin.- Byłaś czujna na moje myśli.Tam, w świetlicy.Wiesz, o czym myślałem.Wiesz więc, kim jestem.- Posłuchaj, Neratin.- Nie.To ty posłuchaj, Joanno Selborne.Stefan Skellen zdradza kraj i cesarza.Spiskuje.Wszyscy, którzy z nim trzymają, skończą na szafocie.Będą rozrywani końmi na placu Tysiąclecia.- Ja nic nie wiem, Neratin.Ja wykonuję rozkazy.Czego ty ode mnie chcesz? Ja służę koronerowi.A komu ty służysz?- Cesarstwu.Panu de Rideaux.- Czego ty ode mnie chcesz?- Byś wykazała rozsądek.- Odejdź.Nie zdradzę cię, nie powiem.Ale odejdź, proszę.Ja nie mogę, Neratin.Ja jestem prosta kobieta.Nie na moją to głowę.* * *Nie wiem, co robić.Skellen mówił: „pani Selborne”.Jak do oficera.Komu służę? Jemu? Cesarzowi? Cesarstwu?A skąd mnie to wiedzieć?Kenna odepchnęła się plecami od węgła chałupy, machnięciem witki i groźnym pomrukiem przepędziła wiejskie dzieciaki, ciekawie przyglądające się siedzącej pod słupem Falce.Oj, w ładną kabałę się wpakowałam.Oj, zapachniało w powietrzu stryczkiem.I końskim gównem na placu Tysiąclecia.Nie wiem, czym to się skończy, pomyślała Kenna.Ale muszę w nią wejść.W tę Falkę.Choć przez chwilę poczuć jej myśli.Wiedzieć to, co ona.Zrozumieć.* * *- Zbliżyła się - powiedziała Ciri, głaszcząc kota.- Była wysoka, zadbana, bardzo różniąca się od reszty tej zgrai.Nawet na swój sposób ładna.I wzbudzała szacunek.Ci dwaj, którzy mnie pilnowali, wulgarne prostaki, przestali kląć, gdy podeszła.Vysogota milczał.- Ona zaś - ciągnęła Ciri - pochyliła się, spojrzała mi w oczy.Od razu poczułam coś.Coś dziwnego.Coś mi tak jakby chrupnęło z tyłu głowy, zabolało.Zaszumiało w uszach.W oczach zrobiło się na moment bardzo jasno.Coś we mnie weszło, obrzydliwie i ośliźle.Ja to znałam.Yennefer pokazywała mi w świątyni.Ale tej kobiecie nie chciałam na to pozwolić.Więc zwyczajnie odepchnęłam to coś, czym mnie penetrowała, odepchnęłam i wyrzuciłam z siebie, z całą mocą, na jaką było mnie stać.A wysoka kobieta wygięła się i zachwiała, jakby dostała pięścią, zrobiła dwa kroki do tyłu.I krew rzuciła się jej z nosa.Z obu dziurek.Vysogota milczał.- A ja - Ciri podniosła głowę - zrozumiałam, co się stało.Nagle poczułam w sobie Siłę.Utraciłam ją tam, na pustyni Korath, wyrzekłam się.Nie mogłam później czerpać, nie mogłam korzystać.A ona, ta kobieta, dała mi Siłę, wręcz wepchnęła mi broń do ręki.To była moja szansa.* * *Kenna zatoczyła się i ciężko usiadła na piasku, kiwając się i macając grunt jak pijana.Krew lała się jej z nosa na usta i podbródek.- Co jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl