[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.No rzeczywiście.No to nie wiem.Ja też wcale nie chcę wstawać o piątej rano.Pawełek potupał chwilę, usuwając odrętwiałość nóg i rozmyślając intensywnie.W tym, co wykrzykiwała Janeczka, było dużo słuszności.Nie bez powodu jakieś osoby męczyły się jak potępieńcy, wydrapując na samochodzie „ó” kreskowane i łażąc po dachach z zaszyfrowaną kartką.Bezwzględnie należałoby sprawdzić, kto i w jaki sposób zuży­tkuje tajemniczą korespondencję.Perspektywa czatowania wczesnym świtem, a kto wie, czy nie przez całą noc, była jednakże dość przeraża­jąca.- Już wiem! - zawołał wreszcie w nagłym olśnieniu.- Zaraz jutro powiem o tym temu sierżantowi! - Temu Gawrońskiemu! I niech oni przypilnują!Janeczka już oprzytomniała i na nowo zdolna była do logicznego myślenia.- Nie jutro, tylko dziś! - zażądała gwałtownie.- Jakby on miał czytać jutro rano, to dziś mu o tym musisz powiedzieć! Żeby jutro od rana pilnowali!- No, coś ty! - zdenerwował się Pawełek, bo Janeczka miała rację.- Jak ja mam mu o tym dziś powiedzieć, gdzie ja go znajdę?! Co ty my­ślisz, że on stoi na rogu ulicy i tylko na mnie czeka? On już nie ma służ­by, miał tylko do drugiej!- O Boże! To co.?- Nic.Ojciec za późno wrócił z pracy.Jutro mu o tym mogę powie­dzieć i ani grosza wcześniej.- Potworne - powiedziała Janeczka przygnębiona.Od strony domu rozległo się wezwanie na obiad.Pawełek z żalem oderwał się od kontemplacji porysowanej karoserii i skierował się ku furtce.Janeczka nagle ożywiła się na nowo.- Ty, słuchaj! - zawołała odkrywczo.- Ale może dzięki temu oni prędzej odczytają nasz szyfr? Jak się dowiedzą, że to samo jest na kart­ce i to samo drapią na samochodzie.- Ha! - ryknął Pawełek i aż przystanął, patrząc na nią z podziwem.- W dechę! Ty masz rację! To prawie jak trup!.12Posiłki wciąż jeszcze odbywały się wspólnie, bo kuchnia ciotki Moniki miała zacząć funkcjonować dopie­ro od jutra.Rodzina właśnie siadała do kolacji w pokoju państwa Chabrowiczów, kiedy Rafał z rumorem zbiegł ze schodów.- Babciu, gdzie dziadek? - spytał już od drzwi.- Nie ma go w domu?- Gdzie ty się podziewasz, chodźże wreszcie na kolację! - powie­działa z naganą ciotka Monika.- Dziadka szukam.Babciu, gdzie dziadek?Babcia wydawała się niespokojna i trochę zdenerwowana.- Nie ma go - odparła z westchnieniem.- W ogóle nie wiem, gdzie on zginął.Jak wyszedł po obiedzie, to go nie ma do tej pory.Dziadek pracował w rozmaitych godzinach.Był rzeczoznawcą za­trudnionym w Centrali Filatelistycznej i zajmował się znaczkami.Cza­sem chodził do pracy rano, czasem po południu, czasem pracował dłu­żej, a czasem krócej, wieczorami jednak na ogół bywał w domu.Dziś akurat spóźniał się wyjątkowo.Z całej rodziny jeden tylko Rafał towarzyszył dziadkowi w jego zainteresowaniach, z zapałem zbierał zna­czki i zasięgał dziadkowych opinii.Właśnie w celu wydania opinii dzia­dek był mu potrzebny.- Dokąd poszedł? - spytał, siadając przy stole.- Zdaje się, że do tej swojej Centrali Filatelistycznej - odparła babcia.- Przecież o tej porze już tam chyba nie pracują?- No właśnie.Toteż już się zaczynam denerwować.Możliwe, że miał się z kimś spotkać, coś mi mówił na ten temat, ale nie zapamięta­łam.W każdym razie już dawno powinien być.- Mamo, nie przesadzaj, dopiero pół do dziewiątej - powiedział uspokajająco pan Chabrowicz.- Ostatecznie, tatuś od pewnego czasu jest już dorosły.- Co ty tam wiesz! - fuknęła babcia.- Co z tego, że dorosły, ale jak dziecko.- Dajcie spokój tatusiowi i przestańcie wpadać w panikę - powie­działa stanowczo ciotka Monika.- Mówcie dalej o tych mieszkaniach, bo to bardzo intrygujące.Więc jak to było?Wszyscy od razu porzucili dziadka i wrócili do pierwotnego tematu.Był to temat najciekawszy w świecie.Państwo Chabrowiczowie zapre­zentowali sąsiadom jedno z owych mieszkań do wyboru, z nadzieją, że przypadnie im do gustu i zgodzą się wreszcie wyprowadzić.Nadzieja okazała się złudna, sąsiadka skrytykowała mieszkanie tak, jakby zaprezentowano jej psią budę albo szopę na węgiel.Państwo Chabrowi­czowie czuli się wręcz wstrząśnięci i śmiertelnie oburzeni.- Wyobrazić sobie nie potraficie, jak grymasiła! - opowiadała pani Krystyna z urazą i niesmakiem.- Na wszystko kręciła nosem, wygady­wała nieprawdopodobne androny! - Mieszkanie piękne, trzy pokoje, pierwsze piętro, kuchnia z oknem, balkon, duża łazienka.Istna per­ła, znacznie lepsze od naszego poprzedniego, a ona oświadczyła, że w takiej norze nie będzie wegetować!- Co u licha mogło jej się tam nie podobać? - zdziwiła się ciotka Monika.- To jest patologiczny typ - oświadczył z przekonaniem pan Ro­man.- Jednostka nienormalna, wypaczona umysłowo.Zażądała, żeby łazienka była z oknem i drzwi inaczej porozmieszczane.Wyłącz­nie w narożnikach pomieszczeń.Coś takiego w ogóle na świecie nie ist­nieje.Znalazłem amatorów na zamianę tylko dzięki temu, że płacimy przez PKO, dewizami ze spadku.Reszta pieniędzy na to pójdzie.Zna­komity punkt, przy skwerze, wśród zieleni.- Wiecie, co na to powiedziała? - przerwała z rozgoryczeniem pani Krystyna.- Że jej ta zieleń nie odpowiada, bo będzie miała mró­wki w cukrze!- Oszalała - stwierdziła ciotka Monika.- A tutaj to nie ma mró­wek w cukrze? To są zwykłe szykany, ona najzwyczajniej w świecie nie chce się wyprowadzić.- Ja nie wiem, czego ona chce, może sobie wyobraża, że zamieszka w zamku-powiedział gniewnie pan Roman.- Rozmawiałem z tym jej synem, wykręcił się, że on nic nie wie, bo mamusia decyduje.A mamu­sia, moim zdaniem, jest poszkodowana na umyśle!Ciotka Monika pokręciła głową.- Wręcz przeciwnie, zdaje się, że jest kuta na cztery nogi.Widzi, że nam zależy, i liczy na to, że jej w końcu jeszcze dopłacimy.- Nic jej nie dopłacę, bo już nie mam z czego.Nie wiem, co z nią zrobić.- Udusić - podpowiedział życzliwie Rafał.- To drugie mieszkanie ma łazienkę z oknem i jest oddalone od zieleni - oznajmiła sarkastycznie pani Krystyna.- Ciekawe, jaki argu­ment wymyśli, utraciwszy mrówki w cukrze.Pewnie dla odmiany skry­tykuje rozmieszczenie grzejników i zażąda, żeby były pod sufitem.- Ależ to wygląda zupełnie beznadziejnie! - wykrzyknęła ciotka Monika z nagłą irytacją.- Czy nie można na nią wywrzeć jakiejś presji prawnej?- Dowiadywałem się - wyznał pan Chabrowicz.- Owszem, to jest do przeprowadzenia.Wytoczyć jej sprawę sądową, oskarżając o złą wolę i szykany, uniemożliwiające realizację testamentu.Już nie mówię o kosztach, przez ten cały spadek i tak pójdę z torbami, ale będzie się to ciągnęło w nieskończoność.Wiecie, że mnie rozpacz ogarnia.- A już się zdawało, że przebrnęliśmy przez najgorsze i reszta pój­dzie łatwo! - westchnęła pani Krystyna.- Wprawiacie mnie w okropne przygnębienie - oświadczyła ciotka Monika, odkładając nóż i widelec.- Tracę apetyt.- Niepotrzebnie tak się przejmujecie - wtrąciła nagle babcia, do­tychczas wysłuchująca relacji z zadziwiającym spokojem.- Mama uważa, że co możemy zrobić? - spytał z urazą pan Ro­man.- Prosta sprawa.Zarezerwujcie te mieszkania na jakiś czas i weź­cie na przeczekanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl