[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.? Zgodzisz się spać tu na kanapie?— Ależ tak! Gdziekolwiek! Proszę cię, nie rób sobie już więcej kłopotów przeze mnie!— Jaki tam kłopot.— mruknęła Alicja i odwróciła się do mnie.— Sądzisz, że to już koniec spokojnego wieczoru, czy przewidujesz jeszcze coś?— Wypchaj się — odparłam nieżyczliwie.— Jeszcze tu mogą przyjechać odbydwaj, Roj i Giuseppe, i pojedynkować się w ogródku na szpady, ale to już nie będzie wieczór, tylko głęboka noc.Wyczerpana przeżyciami Ewa położyła się i zasnęła natychmiast, wzdychając ciężko przez sen, Zosia gwałtownymi gestami wezwała nas obie do pokoju Alicji i zamknęła za nami drzwi.— Alicja, jeśli uprzesz się spać tutaj, oświadczam ci, że ja resztę nocy przesiedzę na krześle pod oknem — powiedziała dramatycznie.— Nie podoba mi się to wszystko.Bardzo łatwo można się wyłgać w razie czego, że co znowu, ma się rozstrój nerwowy i zbrodnie nie w głowie, i kto to widział podejrzewać osobę w takim stanie, a zwłoki leżą.Albo tu chodzi o chorą żonę, a zwłoki leżą.— Wiesz co, powiedz to wszystko jeszcze raz w jakiejś innej kolejności — zaproponowała Alicja.— Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli.— Jej chodzi o to, że Ewa symuluje rozstrój nerwowy po to, żeby tu zostać i zadźgać ciebie — wyjaśniłam.— Albo Roj przyjedzie pod pozorem szukania zrozpaczonej żony i też cię zadźga i w ogóle wszystko razem może być ukartowane przeciwko tobie.Ewa nie wygląda na symulantkę, ja tego Giuseppe widziałam i ja jej nawet wierzę, ale na twoim miejscu jednak spałabym gdzie indziej.Na wszelki wypadek.Alicja przyjrzała mi się jakoś dziwnie.— I naprawdę uważasz, że to tak przyzwoicie, naturalnie i ładnie z mojej strony podkładać zamiast siebie jakąś inną osobę? Kogo, na przykład, miałabym teraz sobie wybrać na ofiarę?— Nikogo, nie wygłupiaj się.Śpij w atelier na materacu.Miejsca jest dosyć.— Najwyżej ty mi wejdziesz na głowę.— Głupiaś.Możesz spać na dole.Żeby ci wejść na głowę, musiałabym zlecieć ze schodów.— Ona ma rację — wtrąciła Zosia, zła jak diabli.— Dosyć tego, przestań wymyślać idiotyczne przeszkody! W atelier może spać pułk wojska i też się zmieści.Pościel na materac jest przygotowana, sama zmieniłam po praniu.Wynoś się stąd!Po krótkim oporze Alicja uległa.Nie chcąc już budzić Ewy, a tym bardziej wdzierać się do Bobusia i Białej Glisty, obydwie obleciałyśmy kilkakrotnie dom dookoła, użytkując na zmianę atelier, kuchnię i łazienkę.Gruby materac z gumy piankowej istotnie był przygotowany i wymagał tylko rozłożenia na podłodze.Wybrałyśmy nań miejsce takie, żebym, złażąc z katafalku, nie trafiała wprost na Alicję.Spacery dokoła domu odbywałyśmy wspólnie, czego kategorycznie i konsekwentnie domagała się Zosia.Miałyśmy szczery zamiar na spokojnie rozważyć sobie zaistniałą sytuację, ale realizacja zamiaru zupełnie nam nie wyszła.Zapadłyśmy w sen, zanim udało nam się wypowiedzieć pierwsze zdanie.Obudziłam się o świcie.Skądś, z daleka, dobiegał mnie natarczywy, ostry dźwięk telefonu.Najpierw pomyślałam, że odbierze Alicja, i nawet zdążyłam się zaciekawić, kiedy ją wreszcie szlag trafi na tę idiotkę, Kangurzycę, nikt inny bowiem nie mógł dzwonić o tej porze.Potem przypomniałam sobie, że Alicja śpi tutaj, w atelier, jest więc nadzieja, że nie usłyszy, i postanowiłam nie reagować.Potem przypomniałam sobie, że na kanapie śpi Ewa, którą ten telefon obudzi i która z kolei obudzi Alicję, i postanowiłam poradzić jej, żeby powiedziała, że Alicji nie ma.Wyjechała na tydzień.Telefon dzwonił i dzwonił i nikt go nie odbierał.Uparłam się, że nie wstanę.Alicja na szczęście pochrapywała, tak że nie miałam wątpliwości, czy żyje.Sen miała zawsze kamienny.Dziwiło mnie trochę, że Ewa to wytrzymuje.Telefon dzwonił ze straszliwym uporem i nieznośną regularnością.Obok, w pokoju Bobusia i Białej Glisty, usłyszałam jakieś przytłumione odgłosy.Satysfakcja, że oni też usłyszeli, omal nie rozbudziła mnie całkowicie.Czekałam, co zrobią.Cichy zgrzyt przesuwanych drzwi dał znać, że któreś z nich wstało i poszło do tego przeraźliwego telefonu, którego dźwięk zabrzmiał głośniej.I nagle, w chwilę później, znacznie przeraźliwiej niż telefon rozległ się straszliwy, wysoki, pełen dzikiej paniki krzyk Białej Glisty!W mgnieniu oka dom napełnił się hałasem.Obie z Alicją zderzyłyśmy się w pierwszych drzwiach, przez drugie przemocą przepchnęłyśmy niemrawo ruszającego się Bobusia.Zosia i Paweł wpadli od strony kuchni.Biała Glista, skulona na fotelu, zakrywała sobie twarz rękami i krzyczała.Telefon dzwonił.Bobuś zaczął wydawać jakieś niezrozumiałe przenikliwe okrzyki.Ewa leżała na kanapie plecami do góry, w pozycji, w jakiej zazwyczaj sypiała Alicja.Gdyby Alicja nie stała obok mnie, byłabym przekonana, że to ona.Krótkie, czarne włosy miała identycznie rozczochrane, obie miały obecnie ten sam kolor włosów, obie prawdziwy, tyle że Ewa wróciła do niego zaledwie przed tygodniem, poprzednio bowiem była ciemno-ruda.W plecach jej tkwiła wyraźnie widoczna, rzucająca się w oczy, rękojeść cienkiego sztyletu.— Do cholery z tym twoim spokojnym wieczorem!!! — krzyknęła z rozpaczliwą furią Zosia.— Już jest rano! — zaprotestowałam z oburzeniem.— O spokojnym poranku nie mówiłam!.— Uspokój ją, do diabła, rób sobie z nią, co chcesz, ale niech się wreszcie zamknie! — żądała z wściekłością Alicja od Bobusia, pchając go w stronę Białej Glisty.— Co jest z tym telefonem, jak rany, trzeba gdzieś zadzwonić.! — zdenerwował się Paweł.— Na litość boską, niech to ktoś wreszcie odbierze!!!— Powiedzcie tej starej cholerze, żeby się odczepiła, do wszystkich diabłów! To Kangurzyca! Ewa.!— Niech się pani odczepi!!! — wrzasnął z gniewem Paweł do telefonu.— Tu nikt nie ma czasu!!!Nie dowierzając samej sobie, bez tchu, w napięciu, macałam Ewie przegub zwisającej z kanapy ręki.Albo miałam złudzenie, albo ten puls rzeczywiście bił.— Ewa żyje!!! — wrzasnęłam, usiłując ich wszystkich przekrzyczeć.— Słuchające, ona żyje!!! Pogotowie!!!.— Paweł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]