[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może dostrzegł początki obłędu i potencjalne zagrożenie.Skierował swe uczucia na siostrę.Zakochał się w niej i to ją poślubił.- To znaczy, że kochał obie.Nie równocześnie, ale w obu wypadkach była to szczera miłość z jego strony.- O tak.Był oddany Molly, polegał na niej, ona na nim zresztą też.To był przemiły człowiek.- Proszę o wybaczenie - powiedział Poirot - ale sądzę, że pani też była w nim zakochana.- I pan.pan ośmiela się to mówić?- Owszem.Nie sugeruję, że mieliście romans, absolutnie nic takiego.Mówię jedynie, że pani go kochała.- Tak - przyznała Zelie Meauhourat.- Kochałam go.W pewnym sensie nadal go kocham.Nie mam się czego wstydzić.Ufał mi, polegał na mnie, ale nigdy mnie nie kochał.Można kochać kogoś, służyć mu i być szczęśliwym.Nie chciałam nic ponad to, co miałam.Zaufanie, sympatię, wiarę we mnie.- I zrobiła pani co mogła - dokończył za nią Poirot - by mu pomóc w krytycznej sytuacji.O pewnych sprawach nie zechce mi pani opowiedzieć.Ale ja opowiem pani o pewnych sprawach.Opieram się na różnych informacjach, jakie do mnie docierały.Zanim przyjechałem do pani, słyszałem od ludzi znających nie tylko lady Ravenscroft, nie tylko Molly, ale i Dolly.Wiem coś o Dolly.Wiem, na czym polegała tragedia jej życia, jej smutek i nieszczęście, a także z czego zrodziła się nienawiść, dotyk zła, umiłowanie destrukcji dziedziczone w rodzinie.Jeśli kochała człowieka, czuła się z nim związana, to kiedy ten poślubił jej siostrę, musiała poczuć nienawiść, być może wobec siostry, a nie wobec niego.Być może nigdy nie wybaczyła jej do końca.Ale co z Molly Ravenscroft? Czy czuła niechęć do siostry? Czy jej nienawidziła?- Och nie - odparła Zelie Meauhourat.- Kochała ją, żywiła do niej głęboką, opiekuńczą miłość.Wiem na pewno.To ona prosiła zawsze, by siostra przyjechała i zamieszkała razem z nią.Chciała uchronić ją przed nieszczęściem, a także przed niebezpieczeństwem, gdyż Dolly często wpadała w raczej niebezpieczną wściekłość.Niekiedy była przerażająca.Sam wie pan dosyć.Powiedział pan, że cierpiała na osobliwą niechęć do dzieci.- To znaczy, że nie lubiła Celii?- Nie, nie, nie Celii.Drugiego dziecka, młodszego.Edwarda.Dwukrotnie groził mu niebezpieczny wypadek.Raz zmajstrowano coś przy samochodzie, a raz ona wybuchnęła gwałtowną złością.Wiem, że Molly odetchnęła, kiedy Edward wrócił do szkoły.Proszę pamiętać, że był bardzo mały, o wiele młodszy od Celii.Miał dopiero osiem czy dziewięć lat i uczył się w szkole przygotowawczej.Był bezbronny.Molly bala się o niego.- Tak - powiedział Poirot.- Rozumiem ją.Teraz, jeśli można, porozmawiajmy o perukach.Peruki.Dlaczego się je nosi? I to cztery? To dużo jak na własność jednej kobiety.Wiem, jakie były, znam kolor i rodzaj fryzur.Wiem, że kiedy potrzebowano następnych, do londyńskiego sklepu pojechała francuska dama, wyjaśniła jak mają wyglądać i złożyła zamówienie.Był jeszcze pies.Pies, którego Rayenscroftowie zabrali na spacer w dzień tragedii.Nieco wcześniej ten pies pogryzł swoją panią, Molly Ravenscroft.- Takie są psy - stwierdziła Zelie Meauhourat.- Nigdy nie można im ufać do końca.Dokładnie o tym wiem.- Powiem pani, co według mnie stało się tamtego dnia i co wydarzyło się wcześniej.Jakiś czas przed tragedią.- A jeśli nie będę chciała słuchać?- Będzie pani chciała.Może pani powiedzieć, że moje wnioski są błędne.Tak, może pani tak powiedzieć, ale nie sądzę, by to pani zrobiła.Twierdzę, i wierzę w to całym sercem, że potrzebna jest teraz prawda.Nie przypuszczenia, teorie.Jest pewna dziewczyna i pewien chłopiec, którym zależy na sobie i którzy boją się przyszłości z powodu tego, co mogło się dawniej wydarzyć i co dziecko może odziedziczyć po matce lub ojcu.Mówię o Celii.Dziewczynie upartej, śmiałej, może trudnej do opanowania, ale myślącej, mądrej, zdolnej do szczęścia, zdolnej do męstwa.Potrzebującej jednak, a niektórym ludziom jest ona potrzebna, prawdy.Bo prawdę przyjmą bez strachu.Przyjmą ją z odwagą, jaką trzeba mieć w życiu, by nadać mu jakikolwiek sens.Chce tego również chłopiec, którego Celia kocha.Czy wysłucha mnie pani?- Tak - powiedziała Zelie Meauhourat.- Jestem gotowa.Myślę, że pan wiele rozumie i wie więcej, niż sądziłam.Proszę mówić.Wysłucham pana.ROZDZIAŁ DWUDZIESTYSądHerkules Poirot ponownie stal na szczycie urwiska, patrząc na skały poniżej i rozbijające się o nie fale morza.Tu gdzie stał, znaleziono ciała męża i żony.Tu, trzy tygodnie przed ich śmiercią, pewna kobieta przyszła we śnie, spadła w dół i zginęła.“Dlaczego to się stało?” Tak brzmiało pytanie nadinspektora Garrowaya.Dlaczego? Co doprowadziło do tragedii?Najpierw wypadek, a w trzy tygodnie później samobójstwo dwojga ludzi.Stare grzechy rzuciły długi cień.Jakiś początek doprowadził do tragicznego zakończenia w wiele lat później.Dziś spotkają się tu pewne osoby.Chłopiec i dziewczyna szukający prawdy.I dwoje ludzi znających prawdę.Herkules Poirot odwrócił się od morza i skierował wąską ścieżką prowadzącą do domu zwanego niegdyś Overcliffe.Nie leżał daleko.Wkrótce detektyw ujrzał samochody zaparkowane przy bocznej ścianie.Na tle nieba rysowały się zarysy budynku.Pustego, wymagającego odmalowania.Na murze zawieszono tablicę informującą, że ta “godna uwagi posiadłość” jest na sprzedaż.Napis “Overcliffe” widoczny na bramie przekreślono i zamiast tego wypisano “Down House”.Poirot pospieszył na spotkanie zmierzających w jego stronę dwóch osób.Jedną z nich był Desmond Burton-Cox, drugą - Celia Ravenscroft.- Urzędnik biura nieruchomości przesłał mi informację, że mamy odbyć tu wizję lokalną, czy jak to określił - powiedział Desmond.- Dostałem klucz, gdybyśmy chcieli wejść do środka.Dom dwa razy zmienił właścicieli w ciągu ostatnich pięciu lat.Nie będzie nic godnego uwagi w środku, prawda?- Raczej nie - poparła go Celia.- Przecież należał już do kogo innego.Ludzie nazwiskiem Archer kupili go najpierw, a potem jakiś Fallowfield.Mieszkańcy uznali, że czują się tu zbyt opuszczeni.Teraz i ostatni właściciele go sprzedają.Może dom jest nawiedzony.- Naprawdę wierzysz w nawiedzone domy? - spytał Desmond.- Oczywiście nie myślę tak naprawdę - odparła Celia - ale to byłoby możliwe, prawda? Biorąc pod uwagę to, co się tutaj stało, samo miejsce.- Mam inne zdanie - stwierdził Poirot.- Doświadczono tu smutku i śmierci, ale i miłości.Drogą podjechała taksówka.- To powinna być pani Oliver - powiedziała Celia.- Mówiła, że przyjedzie pociągiem i weźmie taksówkę ze stacji.Z samochodu wysiadły dwie kobiety.Pani Oliver towarzyszyła wysoka, elegancka kobieta.Ponieważ Poirot wiedział, że przyjedzie, jej widok nie zaskoczył go.Obserwował Celię, chcąc sprawdzić jej reakcję.- Och! - Celia podbiegła do przybyłych.Stanęła przed elegancką kobietą i jej twarz rozjaśniła się.- Zelie! - powiedziała.- To Zelie, prawda? To naprawdę Zelie! Tak się cieszę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]