[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W końcu dał za wygraną i wyprostował się.Podniósł głowę i odsunął słuchawki.- Zjedzmy coś, doktorku.Jeśli masz na to ochotę, to jest tu prysznic, ale nie licz na gorącą wodę.Kucnął przed jedną z szafek ciągnących się wzdłuż ściany kabiny i zaczął przeglądać jej zawartość.- Mam nadzieję, że nie jesteś jaroszem?- Jestem wszystkożerny - odparł Barr.- Ale co ze Związkiem? Połączenie się urwało?- Na to wygląda.To duża odległość, trochę za, duża na mój zakres.Zresztą, to nieważne.Wiem już wszystko, co trzeba.Wyprostował się i postawił na stole dwa metalowe pojemniki.- Zaczekaj pięć minut, a potem otwórz naciskając kontakt.W środku jest talerz, jedzenie i widelec.poręczna rzecz, bo kiedy człowiek się spieszy, nie zawraca sobie głowy takimi drobiazgami jak serwetki.Myślę, że jesteś ciekaw, czego dowiedziałem się od Związku.- Jeśli to nie tajemnica.Devers pokręcił głową.- Przed tobą nie muszę jej kryć.Riose mówił prawdę.- O propozycji okupu?- Hmm.Proponowali mu, ale odmówił.Sprawy źle stoją.Toczą się walki wokół zewnętrznych słońc Loris.- Loris leży blisko od Fundacji?- Co? Ach racja, nie wiesz.To jedno z dawnych Czterech Królestw.Można ją nazwać wewnętrzna linią obrony.Ale nie to jest najgorsze Walczyli z tak dużymi statkami, jakich dotąd jeszcze nie widzieli.To znaczy, że Riose nie udawał.On naprawdę otrzymał nowe statki.Brodrig trzyma jego stronę, a ja wszystko popsułem.Z przygnębioną miną nacisnął przycisk pojemnika z żywnością i patrzył, jak otwiera się jego wieko.Po kabinie rozszedł się zapach pieczonego mięsa.Ducem Barr zajęty już był jedzeniem.- No to na razie koniec z improwizacją - rzekł Barr.- Tutaj nie możemy nic zrobić.Nie możemy się przedrzeć przez kordon wojsk Riose'a do Fundacji.Pozostaje nam tylko jedno rozsądne wyjście - siedzieć i cierpliwie czekać.Myślę jednak, że skoro Riose dotarł już do wewnętrznej linii obrony, to czekanie nie potrwa długo.Devers odłożył widelec.- Czekać, tak? - warknął z groźną miną.- To dobre dla ciebie.Ty nic nie tracisz.- Nic? - Barr uśmiechnął się blado.- Nic.Chcesz, to ci powiem - Devers zdenerwował się nie na żarty.- Mam już dosyć przyglądania się tej całej sprawie, jakby to był jakiś preparat pod mikroskopem.Gdzieś tam umierają moi przyjaciele, cały świat, moja ojczyzna kona.Ty jesteś obcy.Ciebie to nie obchodzi.- Patrzyłem na śmierć przyjaciół Barr przymknął oczy, a jego ręce leżały bezwładnie na stole.- Jesteś żonaty?- Handlarze nie żenią się.- Mam dwóch synów i siostrzeńca.Zostali ostrzeżeni, ale z pewnych względów nie mogli nic przedsięwziąć.Nasza ucieczka oznacza dla nich śmierć.Mam nadzieję, że przynajmniej córce i wnukom udało się już opuścić planetę, ale i tak zaryzykowałem więcej i straciłem więcej niż ty.To, co powiedział Devers, zabrzmiało okrutnie.- Wiem.Ale to był twój wybór.Mogłeś trzymać spółkę z generałem.Nie prosiłem cię o to.Barr pokręcił głową.- Nie mam wyboru, Devers.Możesz być spokojny - nie narażałbym dla ciebie moich synów na śmierć.Współpracowałem z Riose'm tak długo, jak mogłem.Aż do czasu, kiedy zjawił się z tą sondą.Siweńczyk otworzył oczy.Malował się w nich głęboki ból.- Pewnego razu zjawił się u mnie Riose.Było to rok temu.Mówił o kulcie, którym otacza się "magów", ale nie znał prawdy.To nie jest kult.Widzisz, Siwenna już czterdzieści lat jęczy w stalowym uścisku tego kolosa, który teraz zagraża twemu światu.Wybuchło i zostało zduszonych pięć powstań.Potem odkryłem dawne zapiski Hariego Seldona.i powstał ten "kult".Trwa w gotowości i czeka.Czeka na przybycie "magów" i na odpowiednią chwilę.Tym, którzy czekają, przewodzą moi synowie.To jest ten sekret, który musiałem uchronić przed sondą.I dlatego moi synowie muszą zginąć jako zakładnicy, bo w przeciwnym wypadku zginęliby jako rebelianci, a z nimi pół Siwenny.Widzisz więc, że nie miałem wyboru.I nie jestem obcym.Devers spuścił wzrok, a Barr mówił dalej:To ze zwycięstwem Fundacji Siwenna wiąże swoje nadzieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl