[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przychodząc tu nie pytało żadną zapłatę, a teraz, gdy pomógł nam zwyciężyć, nawet Wydział Kontroli niezażąda zapłaty za jego uzdrowienie.Dziewczyna nic nie odpowiedziała czarodziejowi, ale pochyliła głowę nadwolno poruszającą się piersią Dafydda i usiadła trzymając go tak, jakby goto-wa była siedzieć przez wieczność, jeśli zajdzie potrzeba.Jim, Brian i czarodziejodwrócili się do Aragha i Secoha, który zwalczył już swój wybuch rozpaczy i sie-dział spokojnie przy ciele Smrgola. Zwyciężyliśmy rzekł Carolinus. Nigdy już za naszego życia miejsceto nie zgromadzi dość sił, by wystąpić przeciw światu.Zwrócił się do Jima. A teraz, Jamesie powiedział chcesz pewnie do domu.Droga wolna. Zwietnie rzekł Jim. Do domu? spytał Brian. Teraz? Teraz stwierdził Carolinus. Od początku chciał wrócić do siebie,szlachetny rycerzu.Nie bój się.Smok, który jest właścicielem obecnego ciała sirJamesa, będzie wszystko pamiętał i zostanie twoim przyjacielem. Bać się? Brian w jakiś sposób zdołał wykrzesać odrobinę energii i wigo-ru. Nie boję się żadnego smoka, do diabła! To tylko.Będzie mi ciebie brak,Jamesie!Jim niespodziewanie ujrzał, że oczy rycerza wypełniły się łzami.Zapomniałjuż, czego uczył się o średniowiecznej Europie; ludzie wówczas równie swobod-nie płakali, jak wybuchali śmiechem.Jego dwudziestowieczna osobowość poczu-ła się mocno zażenowana na taki widok. No wiesz. wymamrotał. Wiem, wiem, Jamesie rzekł Brian osuszając oczy wolnym końcem ko-kardy Geronde de Chaney. Co być musi, to musi! W każdym razie przez pa-mięć tego dzielnego wojownika wskazał martwego Smrgola mam zamiarsprawdzić, co da się zrobić w sprawie współżycia ludzi i smoków.Będę więc czę-sto widywał się ze smokiem, w którego ciele teraz jesteś, i w jakiś sposób będzieszprzy mnie mimo wszystko. On był wspaniały! wybuchnął Secoh, spoglądając na leżące u jego stópciało starego smoka. On uczynił mnie silnym, po raz pierwszy w moim życiu.Zrobię wszystko, czego on chciał! Bądz więc ze mną jako gwarancja, że smoki również skończą z tymi wal-kami rzekł Brian. Cóż, Jamesie.Myślę, że się żegnamy, więc.174 Angie! wykrzyknął Jim, oprzytomniawszy nagle. Och, wybacz mi,Brianie.Ale teraz przypomniałem sobie.Muszę wydostać ją z twierdzy.Odwrócił się błyskawicznie. Zaczekaj powiedział Carolinus.Czarodziej stanął twarzą do ruin i podniósł różdżkę. Uwolnijcie! krzyknął. Zostaliście pokonani.Uwolnijcie!Czekali.Nic nie nastąpiło.Rozdział 22Carolinus raz jeszcze uderzył swą różdżką w ziemię. Uwolnijcie! krzyknął.Raz jeszcze czekali.Sekundy przeciągały się w minuty. Na Moce! Nagle wydało się, że nowe siły wstąpiły w S.Carolinusa.Krzyczał pełnym głosem i wyglądał, jakby urósł o sześć cali. Czy sobie kpicie?Wzywam Wydział Kontroli!Nastąpiło coś, czego Jim nigdy nie miał zapomnieć.Pamiętne było nie tylesamo zjawisko, co sposób, w jaki przebiegało.Bez żadnego ostrzeżenia przemó-wiła cała ziemia, morze przemówiło, niebo przemówiło! Wszystko krzyczało tymsamym basowym głosem, który już przedtem w obecności Jima z powietrza odpo-wiadał Carolinusowi.Tym razem jednak głos nie usprawiedliwiał się i nie brzmiałzabawnie. UWOLNIJCIE! żądał głos.Prawie w tej samej chwili coś ciemnego wychynęło z czeluści łukowato skle-pionego wejścia do twierdzy.Sunęło wolno w dół stoku, unosząc się w powietrzu,ale dotarło do nich dużo szybciej, niż się spodziewali.Był to materac splecionyz jodłowych gałęzi, wciąż świeżych i pokrytych zielonymi igłami.Na materacuz zamkniętymi oczami leżała Angie.Materac zbliżył się i opadł na ziemię u stóp Jima. Angie! wykrzyknął pochylając się nad nią
[ Pobierz całość w formacie PDF ]