X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z piwnicy w wieży.Kura mi kiedyś do tej piwnicy przezokno wpadła, bo ją pies wycieczkowiczów gonił i aż tam zagnał.Piękna kura, nośna, wlazłam w te gruzy, żeby ją poratować.Schowała się ze strachu w sam kąt, za skorupy, co tam leżą.Wyciągnęłam ją, no i patrzę, taki wazon śmieszny.Z sową.Pomyślałam, że jak Sowie Góry i  Sowie Ucho , to ta waza wsam raz pasuje, żeby ją na widoku postawić, a nie w piwnicytrzymać.No i postawiłam. Czy W tej piwnicy są jeszcze podobne wazy? Czy w ogólewygląda tam tak, jak gdyby coś jeszcze było prócz skorup?Może jakieś skrzynie, paki? Bo ja wiem, może gdzieś i są.Piwnica spod wieży kiedyśłączyła się z zamkową, ale tyle tam gruzu, że komu by sięchciało nogi łamać i zdrową głowę narażać.Ja nic takiego wkażdym razie nie widziałam.A na ziemi w piwniczce pod wieżą,tak jak panu mecenasowi już powiedziałam, same skorupy.Jakieś ułomki.Czyżby  skarb Priama uległ zagładzie podobnie jak jegoczęść w Lebus porozbijana na �progach chat nowożeńców?Gdyby tak było, tłumaczyłoby to gorliwość Sungajły i jegowspólnika, czy też wspólników przy zdobywaniu egzemplarza, który ocalał.Ale tej wazy też już nie ma.Pozostały okruchy,zaciśnięte w martwej dłoni ostatniego obrońcy skarbów Troi. Gdzie pani znajdowała się, pani Puchałowa, kiedy zgasłoświatło?Pani Marianna zastanowiła się przez chwilę.Potem wy-krzyknęła, uradowana, że może mi dać jasną i niedwuznacznąodpowiedz na moje pytanie: Gdzieżby?! W kuchni, a jakże.Bo ja to najczęściej wkuchni.Józia to dobra gospodyni, ale swoje dziwactwa ma itrzeba jej pilnować, kiedy są goście.Pomóc też trzeba, bo samaby nie dała rady.We dwie byłyśmy.Ona zmywała, a jawycierałem talerze.Jak światło zgasło, kazałam jej iść do sieni,stołowego i salonu i zobaczyć, czy wszędzie są świece, no ipozapalać.A sama w kuchni zostałam.Pózniej usłyszałam, żejakieś zamieszanie się zrobiło, no i też poszłam do sieni.Właśnie wtedy pan z Józią nieboszczyka wnosił.Podziękowałem pani Mariannie za tak wyczerpującewyjaśnienie i poleciłem, by przysłała do mnie Antka Ciołczyka.Patrzył na mnie spode łba, pochmurno i z początku w ogólenie okazywał chęci do rozmowy.Dopiero kiedy zagaiłemdyskusję na temat trudności, jakie miewają dorośli synowie zmatkami, którym wydaje się, że są oni wciąż jeszcze małymichłopcami, nabrał do mnie zaufania i wyznał szczerze: A bo matce się zdaje, że ją smarkacz.%7łe może mnieszturchać jak chce.Ja i tak się jej urwę.Do wojska na jesieni.Nauczę się tam jakiego fachu.Bo ja tylko podstawówkęskończyłem.Nie chciało mi się uczyć.Teraz to żałuję.Pewnie wolał po lasach wnyki na zające zastawiać.Ale niewypomniałem mu tego, nie chciałem tracić duchowegokontaktu, jeżeli miałby mi się wyspowiadać szczerzej niżrodzonej matce. Chciałby pan pewnie, panie Antoni, ożenić się przedwojskiem. A pewnie, że bym chciał.Tylko że nie mogę, choć miałbymz kim. A to czemu? Pieniędzy nie mam.Matka ma, ale nie daje.I mówi, że Franka, fryzjerka, to nie dla mnie para.Bo ona ma wymagania.Pewnie, że ma.Kto dziś chciałby żyć, jak kiedyś ludzie żyli.Aadna jest, ubrać się lubi, to fakt. Zarabia pan tu jako palacz i dozorca.No i goście, turyści,wycieczkowicze też chyba dają parę złotych za Usługę.Mój niewinny ton nie sugerował żadnych podejrzeń anioskarżeń, lecz Antek nastroszył się: Zarobek to matka zabiera, na papierosy mi tylko zostawia.Tyle właśnie mam, co goście dadzą.Zdecydowałem się na atak. Panie Antku, musi mi pan pomóc.Przyrzekam panu, że to,co pan mi powie, zachowam do mojej wyłącznej wiadomości.Ani matce nie powiem, ani Puchale.Wie pan, ja jestemadwokatem, obrońcą, umiem milczeć.Aadnie bym wyglądał,gdybym rozgłaszał wszystko, co mi ludzie powiedzą.Więcjeszcze raz zapewniam, że nie wydam pana.Ale jeżeli mi pannie powie, jak to było z tymi kluczami od zbrojowni, to nici znaszej sztamy.Ja do tego i tak dojdę, bo powiedzą mi ci,którym pan klucz dostarczył za forsę.Będzie gorzej.Okazał skrajne przygnębienie: Bo ja.bo. No, wal pan śmiało.Dobra jest  zdecydował się  powiem.Jak tylko wróciłemrano ze wsi, przyszedł do mnie jeszcze przed polowaniem pandocent Sungajło z tym czarnym, jak on się tam nazywa. Finelli? Chyba.Po imieniu mówił do niego  Marco.No i pandocent powiedział mi, żebym po cichu zabrał klucz odzbrojowni z szafki i mu dał.Temu czarnemu. A dlaczego sam nie wziął? Czuł się tutaj przecież bardzoswobodnie. Jak u siebie w domu, panie mecenasie.Nie wiem dlaczegosam nie wziął.Może dlatego, że i matka, i pani Puchałowa, ipan kierownik wciąż się tam kręcili.Za to, że im przyniosłemten klucz, dali mi dwieście złotych.Przed obiadem ten czarnyprzyniósł mi go z powrotem i zawiesiłem na miejscu w szafce. A wieczorem też kazali panu przynieść klucz? - Nie.Oni nie.Ale ten Niemiec. Doktor Wilhelm Schmuckdorf? Tak.On po polsku trochę mówił.Bardzo zle, trudno byłonieraz zrozumieć, ale tak, piąte przez dziesiąte.Tyle żezrozumiałem o co mu chodzi.Dostałem za to pięćdziesiątmarek.Przypomniałem sobie tę scenkę podczas maskarady:Schmuckdorf pertraktuje poufnie z Antkiem.Schmuckdorfwymienia ostre zdania i pogróżki z Sungajłą.Potem to, o czympowiedział Czereja: chwilowe przymierze dwóch antagonistów,Smogora i Schmuckdorfa w obliczu rabunku, zagrażającegotrojańskim wazom.Zapewne Schmuckdorfa zgubiłazawziętość.Uważał się za jedynego uprawnionego do ochronyzatajonej darowizny Henryka Schliemanna.Upewniłem się jeszcze raz: To było podczas balu?- Tak.Przyniosłem ten klucz, ale. Dał go pan może komuś innemu? Nie.Dałem Niemcowi.Ale niech mi pan mecenas powie,jak to możliwe.Ja mu daję ten klucz, on idzie do zbrojowni,otwiera sobie nim drzwi, wchodzi, tam go zabija ktoś, a kluczwraca do szafki kolo kuchni.Jak?Pofrunął sam czy co? Bo żeby nieboszczyk go tam zpowrotem zaniósł i powiesił na miejsce, to tylko moja matkagotowa uwierzyć. Myli się pan, mój drogi.W drzwiach zbrojowni od środkasiedział inny klucz, podrobiony.Mam go tu, przy sobie.Niechpan zobaczy, panie Antku. Dorobiony  zgodził się potulnie, przyglądając siękluczowi, który wyciągnąłem z kieszeni. Tamten zupełnieinny.Taki sam stary jak ten, co go pan kierownik Puchała nosiw kieszeni kurtki. A więc to musiało być tak, że kiedy doktor Schmuckdorfpobiegł do zbrojowni, zastał drzwi już otwarte [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.