[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z piwnicy w wieży.Kura mi kiedyÅ› do tej piwnicy przezokno wpadÅ‚a, bo jÄ… pies wycieczkowiczów goniÅ‚ i aż tam zagnaÅ‚.PiÄ™kna kura, noÅ›na, wlazÅ‚am w te gruzy, żeby jÄ… poratować.SchowaÅ‚a siÄ™ ze strachu w sam kÄ…t, za skorupy, co tam leżą.WyciÄ…gnęłam jÄ…, no i patrzÄ™, taki wazon Å›mieszny.Z sowÄ….PomyÅ›laÅ‚am, że jak Sowie Góry i Sowie Ucho , to ta waza wsam raz pasuje, żeby jÄ… na widoku postawić, a nie w piwnicytrzymać.No i postawiÅ‚am. Czy W tej piwnicy sÄ… jeszcze podobne wazy? Czy w ogólewyglÄ…da tam tak, jak gdyby coÅ› jeszcze byÅ‚o prócz skorup?Może jakieÅ› skrzynie, paki? Bo ja wiem, może gdzieÅ› i sÄ….Piwnica spod wieży kiedyśłączyÅ‚a siÄ™ z zamkowÄ…, ale tyle tam gruzu, że komu by siÄ™chciaÅ‚o nogi Å‚amać i zdrowÄ… gÅ‚owÄ™ narażać.Ja nic takiego wkażdym razie nie widziaÅ‚am.A na ziemi w piwniczce pod wieżą,tak jak panu mecenasowi już powiedziaÅ‚am, same skorupy.JakieÅ› uÅ‚omki.Czyżby skarb Priama ulegÅ‚ zagÅ‚adzie podobnie jak jegoczęść w Lebus porozbijana na »progach chat nowożeÅ„ców?Gdyby tak byÅ‚o, tÅ‚umaczyÅ‚oby to gorliwość SungajÅ‚y i jegowspólnika, czy też wspólników przy zdobywaniu egzemplarza,który ocalaÅ‚.Ale tej wazy też już nie ma.PozostaÅ‚y okruchy,zaciÅ›niÄ™te w martwej dÅ‚oni ostatniego obroÅ„cy skarbów Troi. Gdzie pani znajdowaÅ‚a siÄ™, pani PuchaÅ‚owa, kiedy zgasÅ‚oÅ›wiatÅ‚o?Pani Marianna zastanowiÅ‚a siÄ™ przez chwilÄ™.Potem wy-krzyknęła, uradowana, że może mi dać jasnÄ… i niedwuznacznÄ…odpowiedz na moje pytanie: Gdzieżby?! W kuchni, a jakże.Bo ja to najczęściej wkuchni.Józia to dobra gospodyni, ale swoje dziwactwa ma itrzeba jej pilnować, kiedy sÄ… goÅ›cie.Pomóc też trzeba, bo samaby nie daÅ‚a rady.We dwie byÅ‚yÅ›my.Ona zmywaÅ‚a, a jawycieraÅ‚em talerze.Jak Å›wiatÅ‚o zgasÅ‚o, kazaÅ‚am jej iść do sieni,stoÅ‚owego i salonu i zobaczyć, czy wszÄ™dzie sÄ… Å›wiece, no ipozapalać.A sama w kuchni zostaÅ‚am.Pózniej usÅ‚yszaÅ‚am, żejakieÅ› zamieszanie siÄ™ zrobiÅ‚o, no i też poszÅ‚am do sieni.WÅ‚aÅ›nie wtedy pan z JóziÄ… nieboszczyka wnosiÅ‚.PodziÄ™kowaÅ‚em pani Mariannie za tak wyczerpujÄ…cewyjaÅ›nienie i poleciÅ‚em, by przysÅ‚aÅ‚a do mnie Antka CioÅ‚czyka.PatrzyÅ‚ na mnie spode Å‚ba, pochmurno i z poczÄ…tku w ogólenie okazywaÅ‚ chÄ™ci do rozmowy.Dopiero kiedy zagaiÅ‚emdyskusjÄ™ na temat trudnoÅ›ci, jakie miewajÄ… doroÅ›li synowie zmatkami, którym wydaje siÄ™, że sÄ… oni wciąż jeszcze maÅ‚ymichÅ‚opcami, nabraÅ‚ do mnie zaufania i wyznaÅ‚ szczerze: A bo matce siÄ™ zdaje, że jÄ… smarkacz.%7Å‚e może mnieszturchać jak chce.Ja i tak siÄ™ jej urwÄ™.Do wojska na jesieni.NauczÄ™ siÄ™ tam jakiego fachu.Bo ja tylko podstawówkÄ™skoÅ„czyÅ‚em.Nie chciaÅ‚o mi siÄ™ uczyć.Teraz to żaÅ‚ujÄ™.Pewnie wolaÅ‚ po lasach wnyki na zajÄ…ce zastawiać.Ale niewypomniaÅ‚em mu tego, nie chciaÅ‚em tracić duchowegokontaktu, jeżeli miaÅ‚by mi siÄ™ wyspowiadać szczerzej niżrodzonej matce. ChciaÅ‚by pan pewnie, panie Antoni, ożenić siÄ™ przedwojskiem. A pewnie, że bym chciaÅ‚.Tylko że nie mogÄ™, choć miaÅ‚bymz kim. A to czemu? PieniÄ™dzy nie mam.Matka ma, ale nie daje.I mówi, żeFranka, fryzjerka, to nie dla mnie para.Bo ona ma wymagania.Pewnie, że ma.Kto dziÅ› chciaÅ‚by żyć, jak kiedyÅ› ludzie żyli.Aadna jest, ubrać siÄ™ lubi, to fakt. Zarabia pan tu jako palacz i dozorca.No i goÅ›cie, turyÅ›ci,wycieczkowicze też chyba dajÄ… parÄ™ zÅ‚otych za UsÅ‚ugÄ™.Mój niewinny ton nie sugerowaÅ‚ żadnych podejrzeÅ„ anioskarżeÅ„, lecz Antek nastroszyÅ‚ siÄ™: Zarobek to matka zabiera, na papierosy mi tylko zostawia.Tyle wÅ‚aÅ›nie mam, co goÅ›cie dadzÄ….ZdecydowaÅ‚em siÄ™ na atak. Panie Antku, musi mi pan pomóc.Przyrzekam panu, że to,co pan mi powie, zachowam do mojej wyÅ‚Ä…cznej wiadomoÅ›ci.Ani matce nie powiem, ani Puchale.Wie pan, ja jestemadwokatem, obroÅ„cÄ…, umiem milczeć.Aadnie bym wyglÄ…daÅ‚,gdybym rozgÅ‚aszaÅ‚ wszystko, co mi ludzie powiedzÄ….WiÄ™cjeszcze raz zapewniam, że nie wydam pana.Ale jeżeli mi pannie powie, jak to byÅ‚o z tymi kluczami od zbrojowni, to nici znaszej sztamy.Ja do tego i tak dojdÄ™, bo powiedzÄ… mi ci,którym pan klucz dostarczyÅ‚ za forsÄ™.BÄ™dzie gorzej.OkazaÅ‚ skrajne przygnÄ™bienie: Bo ja.bo. No, wal pan Å›miaÅ‚o.Dobra jest zdecydowaÅ‚ siÄ™ powiem.Jak tylko wróciÅ‚emrano ze wsi, przyszedÅ‚ do mnie jeszcze przed polowaniem pandocent SungajÅ‚o z tym czarnym, jak on siÄ™ tam nazywa. Finelli? Chyba.Po imieniu mówiÅ‚ do niego Marco.No i pandocent powiedziaÅ‚ mi, żebym po cichu zabraÅ‚ klucz odzbrojowni z szafki i mu daÅ‚.Temu czarnemu. A dlaczego sam nie wziÄ…Å‚? CzuÅ‚ siÄ™ tutaj przecież bardzoswobodnie. Jak u siebie w domu, panie mecenasie.Nie wiem dlaczegosam nie wziÄ…Å‚.Może dlatego, że i matka, i pani PuchaÅ‚owa, ipan kierownik wciąż siÄ™ tam krÄ™cili.Za to, że im przyniosÅ‚emten klucz, dali mi dwieÅ›cie zÅ‚otych.Przed obiadem ten czarnyprzyniósÅ‚ mi go z powrotem i zawiesiÅ‚em na miejscu w szafce. A wieczorem też kazali panu przynieść klucz?- Nie.Oni nie.Ale ten Niemiec. Doktor Wilhelm Schmuckdorf? Tak.On po polsku trochÄ™ mówiÅ‚.Bardzo zle, trudno byÅ‚onieraz zrozumieć, ale tak, piÄ…te przez dziesiÄ…te.Tyle żezrozumiaÅ‚em o co mu chodzi.DostaÅ‚em za to pięćdziesiÄ…tmarek.PrzypomniaÅ‚em sobie tÄ™ scenkÄ™ podczas maskarady:Schmuckdorf pertraktuje poufnie z Antkiem.Schmuckdorfwymienia ostre zdania i pogróżki z SungajÅ‚Ä….Potem to, o czympowiedziaÅ‚ Czereja: chwilowe przymierze dwóch antagonistów,Smogora i Schmuckdorfa w obliczu rabunku, zagrażajÄ…cegotrojaÅ„skim wazom.Zapewne Schmuckdorfa zgubiÅ‚azawziÄ™tość.UważaÅ‚ siÄ™ za jedynego uprawnionego do ochronyzatajonej darowizny Henryka Schliemanna.UpewniÅ‚em siÄ™ jeszcze raz: To byÅ‚o podczas balu?- Tak.PrzyniosÅ‚em ten klucz, ale. DaÅ‚ go pan może komuÅ› innemu? Nie.DaÅ‚em Niemcowi.Ale niech mi pan mecenas powie,jak to możliwe.Ja mu dajÄ™ ten klucz, on idzie do zbrojowni,otwiera sobie nim drzwi, wchodzi, tam go zabija ktoÅ›, a kluczwraca do szafki kolo kuchni.Jak?PofrunÄ…Å‚ sam czy co? Bo żeby nieboszczyk go tam zpowrotem zaniósÅ‚ i powiesiÅ‚ na miejsce, to tylko moja matkagotowa uwierzyć. Myli siÄ™ pan, mój drogi.W drzwiach zbrojowni od Å›rodkasiedziaÅ‚ inny klucz, podrobiony.Mam go tu, przy sobie.Niechpan zobaczy, panie Antku. Dorobiony zgodziÅ‚ siÄ™ potulnie, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™kluczowi, który wyciÄ…gnÄ…Å‚em z kieszeni. Tamten zupeÅ‚nieinny.Taki sam stary jak ten, co go pan kierownik PuchaÅ‚a nosiw kieszeni kurtki. A wiÄ™c to musiaÅ‚o być tak, że kiedy doktor SchmuckdorfpobiegÅ‚ do zbrojowni, zastaÅ‚ drzwi już otwarte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]