[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Znajdźmy miejsce na obóz.Nie tutaj.– Zły omen, morderco? Nie wiedziałam, że boisz się takich rzeczy.– Nie marnuj sił, dziewczyno – rzucił Baudin, zwracając się w stronę kamiennego stoku.– To już nie ma znaczenia – odpowiedziała.– Nadal tańczymy w kąciku oka boga, ale tylko na pokaz.Jesteśmy już martwi, chociaż miotamy się jeszcze.Co jest symbolem Kaptura w Siedmiu Miastach? Zwą go tutaj Zakapturzonym, prawda? No, gadaj, Baudin.Co jest wyrzeźbione na murach świątyni Pana Śmierci w Arenie?– Mam wrażenie, że już to wiesz – odparł zbir.– Ćmy płaszczowe, zwiastuny, pożeracze gnijących ciał.To jest dla nich nektar rozkładu, róża rozkwitająca w promieniach słońca.Na rondzie w Uncie Kaptur złożył nam obietnicę, a teraz nadeszła chwila jej spełnienia.Baudin wdrapał się na brzeg zagłębienia i tam dobiegły go słowa Felisin.Odwrócił się i spojrzał na nią z góry, rysując się ostro na tle pomarańczowego blasku słońca.– Szlag trafił twoją rzekę krwi – rzekł cichym, pełnym wesołości głosem.Dziewczynę dopadły zawroty głowy.Ugięły się pod nią nogi.Usiadła gwałtownie, uderzając kością ogonową o skałę.Zerknęła na Heborica, leżącego w odległości sążnia.W podeszwach jego mokasynów zrobiły się dziury, w których widać było poranione ciało.Czy stary już umarł? Praktycznie tak.– Zrób coś, Baudin.Zbir milczał.– Jak daleko jeszcze do brzegu? – zapytała.– Wątpię, by to miało znaczenie – odpowiedział po chwili.– Łódź miała patrolować wybrzeże tylko przez jakieś trzy noce, nie dłużej, a od morza dzielą nas jeszcze cztery dni drogi i do tego z każdą godziną słabniemy.– A gdzie jest następne źródło?– Siedem godzin drogi stąd.W naszym obecnym stanie raczej czternaście.– Nocą wyglądałeś całkiem dziarsko! – warknęła.– Pobiegłeś po Heborica.Nie jesteś też taki spieczony jak my.– Piję własny mocz.– Co?Chrząknął.– Słyszałaś.– To nie jest wystarczająca odpowiedź – zdecydowała po chwili zastanowienia.– I nie mów mi, że jesz też własne gówno.To również nic by nie wytłumaczyło.Czy zawarłeś pakt z jakimś bogiem, Baudin?– Wydaje ci się, że to łatwe zadanie? Hej, Królowo Snów, ocal mnie, a będę ci służył.Powiedz mi, ile twoich modlitw doczekało się odpowiedzi? Poza tym, wierzę tylko w samego siebie.– A więc jeszcze nie dałeś za wygraną?Myślała, że jej nie odpowie, zaskoczył ją jednak bezpośrednim:– Nie.Zdjął plecak i zsunął się ze zbocza.Zręczna oszczędność jego ruchów wzbudziła w Felisin nagły lęk.Mówi, że jestem tłusta i patrzy na mnie pożądliwie.Nie tak jak Beneth, ale tak, jakby widział swój następny posiłek.Serce waliło jej jak młotem.Czekała na jego pierwszy ruch, głodny błysk w zwierzęcych oczkach.Baudin jednak przykucnął tylko obok Heborica i przewrócił nieprzytomnego na plecy.Pochylił się nad nim, nasłuchując oddechu, po czym usiadł z westchnieniem.– Umarł? – zapytała Felisin.– Obedrzyj go ze skóry.Nie będę jadła tatuaży bez względu na to, jak bardzo zgłodnieję.Baudin zerknął na nią, nic jednak nie powiedział.Wrócił do oględzin byłego kapłana.– Powiedz mi, co robisz – zażądała po chwili.– On żyje i tylko to może nas uratować.– Przerwał.– Nie obchodzi mnie, jak nisko upadniesz, dziewczyno, ale zachowaj swoje pomysły dla siebie.Przyglądała się, jak zbir ściąga z Heborica butwiejące łachy, odsłaniając ukrytą pod nimi zdumiewającą plątaninę tatuaży.Potem Baudin przesunął się, by mieć własny cień za sobą, i pochylił nisko, chcąc dokładniej obejrzeć ciemne wzory na piersi byłego kapłana.Czegoś w nich szukał.– Nastroszona szczecina na karku – powiedziała bezbarwnym głosem.– Jej końce opadają i niemal się stykają, tworząc krąg.W jego środku jest para kłów.Wbił w Felisin spojrzenie zmrużonych oczu.– To święty znak Fenera – wyjaśniła.– Tego właśnie szukasz, prawda? Ekskomunikowano go, ale bóg nadal w nim żyje.Świadczą o tym te żywe tatuaże.– A znak? – zapytał chłodno.– Skąd wiesz takie rzeczy?– Okłamałam Benetha – wytłumaczyła, gdy Baudin wrócił do oględzin wytatuowanego ciała – i potrzebowałam pomocy Heborica, żeby mi uwierzył.Dlatego zaznajomił mnie ze szczegółami kultu.Chcesz się zwrócić do boga.– Znalazłem – oznajmił.– I co teraz? Jak zamierzasz dotrzeć do cudzego boga, Baudin? W tym znaku nie ma dziurki od klucza, świętego zamku, który mógłbyś otworzyć wytrychem.Poderwał się gwałtownie na to ostatnie słowo, przeszywając ją spojrzeniem błyszczących oczek.Nawet nie mrugnęła.Jej twarz niczego nie zdradzała.– Jak twoim zdaniem stracił ręce? – zapytała niewinnie.– Był kiedyś złodziejem.– To prawda.Ale to ekskomunika mu je zabrała.Na nich właśnie znajdował się klucz.Grota łącząca wielkiego kapłana z jego bogiem.Miał ją wytatuowaną na wewnętrznej stronie prawej dłoni.Wystarczyło dotknąć dłonią piersi, by uzyskać połączenie ze świętym znakiem.To proste jak salut
[ Pobierz całość w formacie PDF ]