[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ghola stąpał czujnym, kogucim krokiem mistrza fechtunku.Zatrzymał się, gdy zbiornikAmbasadora osiadł o dziesięć kroków od podwyższeniaMetodą Bene Gesserit, od której nie mogła się oswobodzić, Alia odczytywała niepokójPaula.Nie patrzył teraz na nauczyciela ze swej przeszłości.Ale nie patrząc, wpatrywał się w gholęcałą swą istotą.Mięśnie napięły się, przezwyciężając opór.Skinął Ambasadorowi Gildii, mówiąc:- Powiedziano mi, że nazywasz się Edric.Witamy cię na naszym dworze w nadziei, żezrodzi to pomiędzy nami nowe zrozumienie.Nawigator przybrał wygodną pozę sybaryty, odchylił się w pomarańczowym gazie i wrzuciłdo ust pastylkę melanżu, zanim spojrzał w oczy Paula.Mały transduktor krążący wokół roguzbiornika przekazał kaszlnięcie, potem szorstki, beznamiętny głos:- Chylę się przed mym Imperatorem i błagam o pozwolenie złożenia listówuwierzytelniających oraz drobnego podarunku.Adiutant podał Stilgarowi zwój, który ten obejrzał, marszcząc brwi, a następnie skinąłgłową do Paula Obaj, Stilgar i Paul, zwrócili się teraz ku gholi, który stał cierpliwie u stóppodwyższenia.- Zaiste, mój Imperator rozpoznał dar - rzekł Edric.- Z przyjemnością uznajemy twoje listy uwierzytelniające - powiedział Paul.- Opowiedz opodarunku.Edric przekręcił się w pojemniku, przenosząc wzrok na gholę.- Oto człowiek, którego nazywamy Hayt - powiedział, przelitero - wując imię.- Naszedochodzenie wykazało, że ma bardzo ciekawą historię.Został zabity tu, na Arrakis.paskudna ranagłowy wymagająca wielu miesięcy regeneracji.Ciało zostało sprzedane Bene Tleilax jako szczątkiniezrównanego szermierza, wychowanka szkoły Giną - zów.Stwierdziliśmy, że musi to byćDuncan Idaho, twój zaufany dworzanin.Kupiliśmy go jako dar odpowiedni dla Imperatora.- Edriczerknął w górę na Paula.- Czyż to nie Idaho, Sire?Samokontrola i ostrożność stłumiły głos Paula.- Wygląda jak Idaho."Czy Paul widzi coś, czego ja nie dostrzegam? - zastanawiała się Alia.- Nie! To jestDuncan!"Człowiek nazwany Haytem stał nieporuszony.Rozluznił jedynie ciało, utkwiwszymetalowe spojrzenie w jakimś punkcie przed sobą.Nie zrobił żadnego gestu świadczącego o tym,że wie, iż jest tematem dyskusji.- Zgodnie z naszymi najdokładniejszymi informacjami, to Duncan Idaho - powiedziałEdric.- Nazywa się teraz Hayt - zauważył Paul.- Ciekawe imię.- Sire, próżno by zgadywać, jak i dlaczego Tleilaxanie nadają imiona - rzekł Edric.- Aleimię można zmienić.Imię Tleilaxan ma niewielkie znaczenie.'To wytwór Tleilaxan - pomyślał Paul.- W tym cały problem.Bene Tleilax nie żywiązbytniego przywiązania do natury zjawisk.Dobro i zło ma równe znaczenie w ich filozofii.Comogli wbudować w ciało Idaho, z dalekosiężnym zamiarem lub dla kaprysu?"Paul spojrzał na Stilgara; dostrzegł zabobonny lęk Fremana.To uczucie promieniowało naszeregi jego gwardii.Umysł Stilgara zaprzątały teraz zapewne domysły na temat obmierzłychzwyczajów Gildian, Tleilaxan i gholi.- Hayt, czy to twoje jedyne imię? - zagadnął Paul, zwracając się do gholi.Spokojny uśmiech okrył ciemną twarz gholi.Metalowe oczy podniosły się i utkwiły wPaulu, nie tracąc swego mechanicznego wyrazu.- Tak właśnie się nazywam, mój panie: HaytW swej mrocznej kryjówce Alia zadygotała.To był głos Idaho: barwa dzwięku takprecyzyjna, że wyczuła jego piętno w swych komórkach.- Może będzie to miłe memu panu - dodał ghola - jeśli powiem, że jego głos sprawia miprzyjemność.To znak, mówili Bene Tleilax, że słyszałem już ten głos.kiedyś.- Ale nie wiesz tego na pewno - stwierdził Paul.- Niczego o mojej przeszłości nie wiem na pewno, panie.Wyjaśniono mi, że nie mogęmieć żadnych wspomnień z poprzedniego życia.Jedyne, co z niego zostało, to wzorzec stworzonyprzez geny.Istnieją jednak nisze, do których znane niegdyś rzeczy mogą pasować.Są to głosy,miejsca, potrawy, twarze, dzwięki, czynności - miecz w dłoni, stery omitoptera.Zauważając, z jakim napięciem Gildianin przysłuchuje się tej rozmowie, Paul zapytał:- Pojmujesz, że jesteś podarunkiem?- Wyjaśniono mi to, mój panie.Paul oparł się, kładąc ręce na poręczach tronu."Jaki dług mam wobec ciała Duncana? - rozmyślał.- Ten człowiek zginął, ratując mi życie.Ale to nie jest Idaho, to ghola." A jednak stały tu: ciało i mózg, które nauczyły go pilotowaćomitopter tak, jak gdyby skrzydła wyrastały z jego własnych ramion.Paul wiedział, że nie mógłbywziąć w rękę miecza, gdyby nie mógł polegać na twardej szkole Idaho.Ghola.To było ciało pełnefałszywych wrażeń, które trudno było właściwie odczytać.Narzucały się stare skojarzenia.DuncanIdaho.Była to nie tyle maska, którą nosił ghola, co luzna, kryjąca ciało szata osobowościporuszająca się odmiennie niż to, co Tleilaxanie w niej schowali.- Jak mógłbyś mi służyć? - zapytał.- Jakkolwiek pan mój zażąda, a moje umiejętności pozwolą.Alia, przyglądająca się wszystkiemu ze swojego dogodnego punktu obserwacyjnego, byłaporuszona nieśmiałością gholi.Nie odczuła żadnego udawania.Coś w najwyższym stopniuniewinnego promieniowało od tego nowego Duncana Idaho.Jego pierwowzór był świa - towcem,zuchwałym lekkoduchem.A to ciało zostało z tego wszystkiego wyprane.Czysta powierzchnia,pod którą Tleilaxanie zapisali.co?Poczuła teraz grozbę ukrytą w tym podarku.To była zabawka Tlei - laxan, a oni zawszewykazywali niepokojący brak zahamowań w tym, co tworzyli.Motorem ich działań była rozpasanaciekawość.Chełpili się, że z odpowiedniego materiału ludzkiego mogą zrobić wszystko - szatanówi świętych.Sprzedawali mentatów - zabójców.Produkowali lekarzy - zabójców, przełamując wtym celu zasady Akademii Suk zabraniające odbierania człowiekowi życia.Wśród ich wytworówbyli gorliwi słudzy, zręczne seksualne zabawki, zdolne zaspokoić każdy kaprys, żołnierze,generałowie, filozofowie, nawet jakiś przypadkowy moralista.Paul drgnął, spojrzał na Edrica.- Jak ten podarek został wyszkolony? - spytał.- Jeśli mój pan pozwoli - rzekł Edric - Tleilaxanom spodobało się wykształcić tego gholęjako mentata i filozofa Zensunnitów.W ten sposób chcieli podnieść jego umiejętność władaniamieczem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]