[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I w tych strasznych bezczasach taka nagła dziewczynaTak niebacznie poza życiem - cieleśnieje!91 Zbliż się do niej, ciemny jarze! Zbliż się do niej, modra strugo !Czemuż pies mój wyje na jej czar cichutki?Może zimne jej usta są ostatnią posługąDla tych właśnie, którzy wierzą tylko w smutki.Znam niedolę wniebowstąpień! Znam wskrzeszonych ust niedolę!I płacz wśród zieleni.I zgon sierociński.I to wszystko mnie boli!.Ja - sam siebie tak bolę! -Wołał w bezmiar i ku Bogu pan Błyszczyński.Ale Boga już nie było.Pustka padła wzdłuż na kwiaty.Widma drzew szeptały: Zmiłuj się nad nami! -Błogosławiąc snom wszelkim, leciał w dalsze wszechświatyPowietrzami, wstrząsanymi powietrzami.Pewno widać było z nieba, że świat mija i przeminie,I że snom przyświeca - woda na kamieniu.Pan Błyszczyński zaszeptał w usta niemej dziewczynie Błędny cieniu., marny cieniu, cudny cieniu!Zabłękitnij - odbłękitnij.I mów wszystko i nie domów!.Czy tu jest ów wszechświat, gdzieś zgubiła siebie?Może ci się należy wpośród innych ogromówInna zieleń - inna nicość - w innym niebie.Nie zaczęłaś dotąd istnieć w żadnym półśnie, w żadnym grobie,Dotąd stóp twych śladu nie stwierdziły kwiaty -Podczas twego niebytu zakochałem się w tobie,Naraziłem mroczne ciało na zaświaty!92 Czy mam z tobą iść w głąb żalu, czy w tę inną głąb doliny,Nim świat zginie śmiercią, niebem malowaną?.I jak dążyć do ciebie - do niebyłej dziewczyny -Ty - mgło moja, usta drogie, złota piano!.Oto resztki mych przeznaczeń: noc niedobra i dzień sępny -Oto - popłoch czarów, gdy je miłość zrani!Od nicości do ust twych - ledwo jeden krok wstępny,Od otchłani poprzez dreszcze - do otchłani!Zni się liściom - nieskończoność.śni się wiosłom - dno i łódka.Odtrącone zorze raz na zawsze bledną.Czy śmierć w nic nas rozśmieje, czy nas z nowych łez utka -Wszystko jedno, tchu ostatni, wszystko jedno!Noc zabije nas nie mieczem, lecz jaśminem i konwalią -I zaciszem mogił - i oddechem sadu!Prędzej pochwyć treść nocy i ucałuj i spal ją,%7łeby po niej nie zostało ani śladu!Wszystkim widmom chce się zginąć takim nagłym wielozgonem,%7łeby brak ich we śnie - był dla jawy ulgą.A mój upiór śpi w jarze - na wybrzeżu zielonem,Gdy go znajdziesz, pusty cieniu - zbudz i tul go!Tam - wysoko i najwyżej - między niebem a nadrzewiemWłóczy się srebrnawo - cisza i znikomość.Tak o tobie nic nie wiem, tak cudownie nic nie wiem,%7łe miłością jest ta moja - niewiadomość!93 Umilkł nagle pan Błyszczyński i popatrzył w dal niecałą,Zwiatel i przeznaczeń było coraz więcej.A on kochał ją w usta, kochał w stopy, w pierś białą -I minęło różnych czasów sto tysięcy!Ramionami ją ogarniał, a ustami doogarniał,Oczom z gwiazd przyrzucał patrzącego złota,Lecz cień w jego objęciach wciąż samotniał i marniałI nie wiedział, że to - miłość i pieszczota.Noc z roziskrzeń, wróżb i mgławic promienisty splotła batog,%7łeby nim biczować nie dość chętne groby,A w księżycu się jarzył wykres cieśnin i zatok,Gdzie nic nie ma, prócz oddali i żałoby.Mrok zaskomlał w pustym dębie, zagwizdała nicość w klonie,I rozbłysla w księżyc - śmierć i pajęczyna.Pan Błyszczyński zrozumiał i załamał swe dłonieI pomyślał: W nic rozwieje się dziewczyna! -W nic rozwiała się dziewczyna i jej czar, poczęty w niebie,I pierś, zakończona różową soczystką.I rozpadło się ciało na żal straszny do siebieI niewiedzę o tym żalu !.I to - wszystko.Nie umarła, lecz umarło jej odbicie w jezior wodzie.Już się kończył zaświat.Ustał cud dziewczyński.O, wieczności, wieczności, i ty byłaś w ogrodzie!I był blady, bardzo blady pan Błyszczyński.94Z TOMU DZIEJBA LEZNA [1938][Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciu]Jam - nie Osjan! W zmyślonej postaci ukryciuBezpiecznie śpiewam moją ze światem niezgodę!Tarczą złudy obronny - zyskałem swobodę,Którą on by zapragnął, gdyby tkwił w tym życiu.Za niego dzwigam brzemię należnej mi sławyI za niego o przyszłość mych pieśni się trwożę -%7łyję tak, jakbym tego życia był ciekawy -Ginę, jak on by ginął, choć zginąć nie może!Ten go uczci, co będzie na moim pogrzebie,Gdy moja mgła się z niego spokrewni tumanem.Nikt się nigdy nie dowie, czym byłem dla siebie -Dla innych chciałbym zawsze być tylko Osjanem.Tak rzekł śpiewak, lecz własnym smutkom nie podołał,I nagle: Boże, Boże! - do Boga zawołał.Jam - nie Bóg! Twarzy mojej spragniony zatraty,Maskę Boga przywdziałem - zdradziecko pokrewną,I za Niego stworzyłem bezrozumne światy,Tak, jak On by je stworzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]