[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W bardziej sprzyjających okolicznościach byłby to łatwy przeciwnik, teraz jednak.Zatrzepotały skrzydła, szpony sięgnęły zdobyczy.Elryk ujął Zwiastuna Burzy w obie dłonie i ciął w szyję istoty.Skrzydła zwinęły się szybko, tworząc osłonę i miecz zagłębił się w osobliwej, lepkiej tkance.Jeden z pazurów rozdarł ramię albinosa aż do kości.Ten krzyknął z bólu i wyszarpnął miecz z cielska napastnika.Książę próbował złożyć się do następnego ciosu, ale monstrum chwyciło go za ranne ramię i zaczęło ciągnąć ku sobie, pochylając jednocześnie zakończoną skręconymi rogami głowę.Elryk walczył wpijając palce w przedramiona bestii z siłą, jaką dać może tylko groźba bliskiej śmierci.Nagle usłyszał jakiś krzyk dobiegający z tyłu i kątem oka ujrzał postać rzucającą się na potwora, trzymającą po mieczu w jednej i drugiej dłoni.Ostrza cięły po pazurach i skrzecząca bestia puściła Elryka.To był Moonglum.Zdyszany książę odskoczył i patrzył, jak rudowłosy przyjaciel zajmuje się motylowatym nieprzyjacielem.Sam jednak nie wytrwałby długo w tym starciu.Elryk przetrząsnął umysł w poszukiwaniu jakiegoś przydatnego w takiej potrzebie zaklęcia, ale za nic nie mógł zebrać myśli, zresztą, jeśli nawet, był zbyt słaby, żeby uporać się z czarem.I nagle pomyślał o Yishanie.Przecież nie przeszła przez tyle wyczerpujących prób.Może ona mogłaby wypowiedzieć zaklęcie?Odwrócił się od bijącego skrzydłami potwora.Moonglum ledwo był w stanie powstrzymać go dwoma mieczami.- Yishana! - krzyknął albinos.Królowa podbiegła zaraz do niego i wzięła za rękę.- Możemy uciec, ukryjemy się gdzieś.- Nie.Musimy pomóc Moonglumowi.Słuchaj, rozumiesz, w jak ciężkich tarapatach się znaleźliśmy? Dobrze, miej to w pamięci, gdy będziesz powtarzać ze mną zaklęcie.Razem może damy radę.W tych stronach jest wiele gatunków jaszczurów, prawda?- Zgadza się.- Zatem słuchaj, co trzeba będzie powiedzieć i pamiętaj, że jeśli nam się nie uda, to ten pomiot Theleba wszystkich nas rychło wykończy.Gdzieś w półświatach, gdzie rządzą inne niż człowiek stworzenia obdarzone jednak niejakim rozumem, pewna istota drgnęła i nastawiła ucha.Nazywała się Haaashaastaak, była zimna i okryta łuską, pozbawiona prawdziwej inteligencji, posiadająca jednak odpowiednią świadomość.Była bratnią istotą Meerclara, Władcy Kotów, Roofdraka, Władcy Psów, Nuru-Aha, Władcy Bydła i wielu jeszcze innych stworzeń.Haaashaastaak to Władca Jaszczurów.Tak naprawdę, to nie słyszał samych słów, nie rozumiał ich sensu, ale rozpoznawał rytm, chociaż sam nie wiedział, dlaczego.Frazy powtarzały się regularnie, wydawały się jednak brzmieć zbyt słabo, by warto się było nimi zainteresować.Stworzenie jedynie przeciągnęło się i ziewnęło.Haaashaastaak, Jaszczurów Król,Gadzie dzieci, ludzki rój,Haaashaastaak, Jaszczurów Król,Ocal wnuki, ród swój.Haaashaastaak, Łuskowy Król,zimna krew, a życia zdrój.Osobliwa była to scena, gdy Elryk i Yishana wyśpiewywali w kółko zaklęcie patrząc, jak Moonglum coraz słabiej opiera się potworowi.Haaashaastaak drgnął w końcu, coraz bardziej zaciekawiony.Rytm był znajomy, na dodatek przybierał na sile.Stwór postanowił ruszyć się z miejsca i sprawdzić, co dzieje się z tymi, którym patronuje.Wiedział, że jeśli odpowie na wezwanie, będzie musiał posłusznie wykonać wszystko, czego zażąda wzywający.Nie miał oczywiście pojęcia, iż jest to wynik decyzji podjętej dawno temu, zanim jeszcze powstała Ziemia, przez Władców Ładu i Chaosu, którzy jeszcze wówczas żyli w jednym wymiarze i znani byli pod innymi imionami.Oni to przekazali wówczas nowemu światu stanowione prawa, a byli w tym posłuszni głosowi Kosmicznej Równowagi, który od tamtej pory nigdy nie przemówił.Haaashaastaak leniwie wyruszył w podróż na Ziemię.Elryk i Yishana niemal już zachrypli, gdy pojawił się nagle spojrzawszy na nich niczym olbrzymia iguana barwnymi, gadzimi oczami i błysnąwszy w słońcu łuską lśniącą niczym srebro czy złoto.Jego sylwetka rysowała się trochę niewyraźnie, jako że przyniósł z sobą odrobinę własnego świata.Yishanie dech zaparło, Elryk wciągnął jednak głęboko powietrze.Jeszcze w dzieciństwie uczył się języków władców zwierząt, dzięki czemu przypomnienie sobie prostej mowy jaszczurów nie było teraz problemem.Słowa same napłynęły na usta:- Haaashaastaak - krzyknął, wskazując na motylowatego stwora - mokik ankkuh!Jaszczurzy władca obrócił oko na bestię, a wielki język strzelił nagle, owijając się wokół poczwary, która wrzasnęła przerażona, bijąc skrzydłami i nogami.Droga do paszczy jaszczura nie trwała długo, wystarczyło kilka chwil, odrobina przeżuwania i szamotaniny w pysku, a twór Theleba został przełknięty.Haaashaastaak rozglądał się jeszcze niepewnie przez kilka chwil, aż zniknął.Teraz dopiero Elryk poczuł, jak bardzo boli go poszarpane ramię.Moonglum podszedł doń na miękkich nogach i uśmiechnął się z ulgą.- Jechałem w pewnej odległości za wami, tak jak prosiłeś -powiedział.- Słusznie podejrzewałeś Theleba o zdradę.Śledziłem go aż do groty w tamtych wzgórzach - wskazał na horyzont.- Ale gdy rzeczony wlazł wreszcie do dziury, pomyślałem, że lepiej będzie podążyć za poczwarą, bo udawała się wyraźnie w waszym kierunku.- Cieszę się, że wykazałeś tyle roztropności - powiedział Elryk.- Tak naprawdę, to sam się ocaliłeś.Gdybyś nie przejrzał Theleba, to pewnie nie byłoby mnie tutaj we właściwej chwili - odparł Moonglum opadając na trawę, uśmiechając się i ostatecznie mdlejąc z wyczerpania.Elryk też poczuł się zmęczony i senny.- Mam nadzieję, że teraz nie musimy obawiać się już niczego więcej ze strony twego czarownika, Yishano.Może twoja tchórzliwa armia wróci tu wreszcie, by można było wysłać żołnierzyków do wsi po jakieś konie.Oboje wyciągnęli się na trawie, objęli się i zasnęli.Ku swemu wielkiemu zdumieniu, Elryk obudził się w zaścielonym łóżku.Otworzył oczy i ujrzał nad sobą uśmiechnięte twarze Yishany i Moongluma.- Jak długo tu jestem?- Ponad dwa dni.Nie obudziłeś się, gdy przyprowadzono konie, kazaliśmy zatem żołnierzom zrobić nosze i zwieźć się do Dhakos.Jesteś w moim pałacu - powiedziała królowa.Elryk ostrożnie poruszył sztywną, obandażowaną ręką.Nadal bolała.- Czy moje rzeczy są wciąż w gospodzie?- Pewnie tak, chyba że je skradziono.Czemu pytasz?- Miałem tam woreczek z ziołami, które mogą szybko uleczyć moją ranę i dodać mi nieco sił.- Zajmę się tym - powiedział Moonglum, wychodząc z komnaty.Yishana pogładziła Elryka po jasnych włosach.- Wiele o tobie rozmyślałam, Biały Wilku - szepnęła.-Uratowałeś moje państwo, a najpewniej wszystkie Młode Królestwa.Tym samym odkupiłeś śmierć mojego brata.- Dzięki ci, o pani - syknął Elryk.Roześmiała się.- Wciąż jesteś Melnibonéaninem.- Jak najbardziej.- Dziwny z ciebie człowiek.Wrażliwość i okrucieństwo, sardoniczność i lojalność wobec Moongluma.Chciałabym poznać cię lepiej, mój panie.- Jeśli o to chodzi, to nie wiem, czy będziesz miała po temu sposobność.Spojrzała na niego badawczo.- Czemu?- Niedokładnie opisałaś mój charakter, królowo.Powinnaś dodać jeszcze, iż nie zwracam uwagi na świat wokół mnie, a jednak jestem mściwy.Mam ochotę zająć się twoim specjalistą od sztuczek magicznych.- Ale on już jest skończony! Tak przynajmniej mówiłeś.- Jak sama wspomniałaś, wciąż jestem Melnibonéaninem! Dość we mnie arogancji przodków, by pożądać zemsty!- Zapomnij o nim.Wyślę za nim Białe Leopardy, a oni na pewno go upolują.Nawet czary rzadko bywają skuteczne wobec tych dzikusów!- Zapomnieć o nim? O, nie!- Elryku, Elryku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]