[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przecież to był tylko jeden raz.- No cóż, tutaj ludzie są upchnięci o wiele gęściej.A czarownice mają długąpamięć.To znaczy nie pojedyncze czarownice, ale wszystkie czarownicerazem.Pamiętają bardzo złe czasy.Czasy, kiedy wyjście w szpiczastymkapeluszu oznaczało, że ktoś rzuci w ciebie kamieniem, jeśli nie czymśgorszym.A kiedy cofniemy się dalej.To jest jak choroba - tłumaczyła paniProust.- Tak jakby przekrada się coraz dalej.Unosi się z wiatrem, przeskakujeod jednej osoby do drugiej.Trucizna trafia tam, gdzie trucizna jestprzyjmowana.I zawsze znajdzie się jakiś pretekst, żeby cisnąć kamieniem wstaruszkę, która dziwacznie wygląda.Zawsze łatwiej jest zrzucić winę nakogoś.A kiedy już nazwiesz kogoś czarownicą, sama się zdziwisz, o jak wielespraw możesz ją obwiniać.- Jej kota zabili kamieniami.- powiedziała Tiffany jakby do siebie.- A teraz podąża za tobą jakiś człowiek bez duszy.A jego fetor nawetczarownice zmusza, by nienawidziły czarownic.Czy przypadkiem nie czujeszchęci, żeby podłożyć pode mnie ogień, panno Tiffany Obolała?- Nie, oczywiście, że nie - zapewniła Tiffany.- Albo rozciągnąć mnie płasko na ziemi i przycisnąć masą kamieni?- O czym pani mówi?- Oni nie tylko rzucali kamieniami - rzekła pani Proust.- Ludzie opowiadają opaleniu czarownic, ale nie wydaje mi się, żeby wiele prawdziwych czarownicspłonęło, chyba że użyli jakiejś sztuczki.Myślę, że na ogół były to biedne starekobiety.Czarownice są zwykle zbyt namoknięte, więc pewnie marnowalibytylko dobre drewno.Ale bardzo łatwo jest pchnąć starszą panią na ziemię,przycisnąć ją skrzydłem wrót od stodoły, a potem sypać na nie kamienie, aż niebędzie mogła oddychać.I wtedy całe zlo odpłynie.Tylko że nie.Ponieważdzieje się coś innego złego i są inne stare kobiety.A kiedy już się skończą,zawsze są starzy mężczyzni.Zawsze są obcy.Zawsze są przybysze.A potem,może, pewnego dnia jesteś ty.Wtedy kończy się szaleństwo.Kiedy nie zostałjuż nikt., kto mógłby oszaleć.Czy wiesz, Tiffany Obolała, że czułam, kiedypocałowałaś zimę? Każdy coś wtedy poczuł, kto miał choć odrobinęmagicznego talentu.- Urwała i zmrużyła oczy.Wpatrywała się w Tiffany.- Coobudziłaś, Tiffany Obolała? Jaki paskudny stwór otworzył oczy, których niema, i zastanowił się, kim jesteś? Co do nas sprowadziłaś, panno TiffanyObolała? Coś ty zrobiła?- Myśli pani, że.- Tiffany chwilę się zawahała, nim dokończyła: -.%7łe jemuchodzi o mnie?Zamknęła oczy, by uciec przed tym oskarżycielskim spojrzeniem, i wróciłapamięcią do dnia, kiedy pocałowała zimę.Była groza, obezwładniający lęk idziwne wrażenie, że jest ciepła, ale otoczona lodem i śniegiem.Co do samegopocałunku, to okazał się delikatny jak opadająca na dywan jedwabnachusteczka - do chwili, kiedy przelała żar słońca w wargi zimistrza i roztopiłago w wodę.Mróz w ogień.Ogień w mróz.Zawsze dobrze sobie radziła zogniem.Ogień zawsze był jej przyjacielem.I nie o to chodzi, że zima umarła -od tego czasu przychodziły kolejne zimy, ale już nie takie srogie.I przecież nieszło o jakieś pieszczoty.Postąpiła właściwie we właściwej chwili.Bo tak sięrobi.A dlaczego musiała? Bo to była jej wina; bo nie posłuchała panny Spisek idołączyła do tańca, który nie był tylko tańcem, ale przełomem pór roku.A teraz myślała ze zgrozą: Kiedy to się skończy? Człowiek robi jedno cośgłupiego, potem drugie, żeby wszystko naprawić, a kiedy już się uda, psuje sięcoś innego.Czy to w ogóle ma jakiś koniec?Pani Proust przyglądała się jej jak zafascynowana.- Ja tylko zatańczyłam - szepnęła Tiffany.- Myślę, moja droga, że znów będziesz musiała zatańczyć.- Pani Proustpołożyła jej dłoń na ramieniu.- Ale czy mogę zasugerować, żebyś w tej chwilizrobiła coś bardzo rozsądnego?-Tak.- Posłuchaj mojej rady.Zwykle niczego nie daję darmo, ale humor mi siępoprawił, kiedy złapałam tego chłopaka, który ciągle wybijał mi szyby.Mamzatem nastrój na dobry nastrój.Otóż jest pewna dama, której z pewnościąbardzo zależy, by z tobą porozmawiać.Mieszka w mieście, ale nigdy jej nieznajdziesz, choćbyś nie wiem jak próbowała.Ona jednak znajdzie cię wmgnieniu oka.Moja rada jest taka, że kiedy to już się stanie, wysłuchaj pilniewszystkiego, co ci powie.- A jak mam ją znalezć? - spytała Tiffany.- Użalasz się nad sobą i nie słuchasz.To ona cię znajdzie.A kiedy już cięznajdzie, będziesz wiedzieć.Słowo daję, będziesz wiedzieć.Wyjęła z kieszeni małe, okrągłe metalowe pudełko i czarnym paznokciemotworzyła pokrywkę.W powietrzu rozszedł się ostry zapach.- Tabaki? - podsunęła pudełko Tiffany.- Paskudny nałóg, oczywiście, aleczyści zatoki i pomaga mi myśleć.Chwyciła szczyptę brązowego proszku, wysypała na grzbiet dłoni iwciągnęła do nosa z dzwiękiem przypominającym trąbienie od tyłu.Zakaszlała.Raz czy dwa mrugnęła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]