[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.gładszy.I zdecydowanie były szybkie.Widział jednego z młodszych koni, pięknegorudzielca - choć wiedział, że u koni z jakiegoś powodu nazywa się to kasztanem - jakpędzi z jednego końca pastwiska na drugi, najwyrazniej wyłącznie z własnej chęci, ibardzo się cieszył, że nie siedzi na jego grzbiecie.Przy płocie otaczającym pastwisko zebrało się około dziesięciu mężczyzn i dwiekobiety.Kiedy Herzer podszedł, przyglądali się koniom i rozmawiali ściszonymigłosami.Najwyższy z nich obejrzał się na niego i skłonił głowę.Mężczyzna miał nasobie cudzoziemski strój z epoki.Sądząc po kapeluszu z piórem, siwiejących,kasztanowych włosach sięgających połowy pleców, szpiczastych wąsach, rozpiętej napiersiach koszuli i wysokich butach ewidentnie był rekreacjonistą, ale zdawał się też tudowodzić.- Dzień dobry, sir - odezwał się Herzer, przyglądając się koniom.- Szukamkoniuszego.Mężczyzna wyszczerzył radośnie zęby i roześmiał się.- Cóż, jestem właścicielem tych koni - oznajmił. A za moje grzechy Talbotuczynił mnie odpowiedzialnym za spędzenie wszystkiego, co wyjdzie z lasów.Niewiem jednak, czy Edmund zdaje sobie sprawę, że świnie nie dają sięzaganiać w stada.Ani jelenie.A ja mam tylko tuzin jezdzców, z których żadenjeszcze nie próbował zaganiać zwierząt z konia.Jeśli więc szukasz koniuszego,to chyba chodzi ci o mnie.Kane - przedstawił się, wyciągając rękę.- Herzer Herrick - odpowiedział Herzer, ściskając ją.- To Alyssa, moja żona.- Mężczyzna dotknął ramienia stojącej obok niegoblondynki.Była szczupła i żylasta, z przyjazną, smagłą od słońca twarzą.Onateż wyciągnęła dłoń na powitanie.- Co możemy dla ciebie zrobić? - zapytała głębokim głosem.- Jezdziłem już konno - rzekł Herzer.- Zanim to wszystko się wydarzyło,ćwiczyłem rekreacyjnie walkę konno - dodał.- Wirtualna rzeczywistość? - z powątpiewaniem zapytał Kane.- Rozszerzona.- Och, czyli wiesz, jak jezdzić na koniu.- Właściciel koni roześmiał siępogodnie.- A nie tylko wydaje ci się, że wiesz.- Cóż, jezdziłem - poprawił Herzer. Trochę.- Walczyłeś konno? - zapytał koniuszy.- Czy tylko trochę jezdziłeś?- Zacząłem trening w walce kawaleryjskiej - przyznał chłopak.- Ale to było.trudne.- Tak, to prawda - zgodziła się Alyssa.- Wszyscy myślą, że to łatwe, doczasu, aż sami spróbują.- No cóż, może po prostu zobaczymy, co potrafisz na którymś z chłopców -zaproponował Kane, patrząc na żonę.- Chyba któryś z moich?- Och, tak - odpowiedziała kobieta.- Moje mogłyby go unieść, ale twoje będąodpowiedniejsze.- O co chodzi z tymi twoimi i jej? - zaniepokoił się Herzer, gdy Kane prowadził godo pobliskiej szopy.- Sprowadziliśmy oba nasze stada - wyjaśnił zapytany.- Moje to hanarahy,jej to araby.Wiesz, na czym polega różnica?- Widziałem je - powiedział Herzer, wskazując w stronę stada.- Araby to te mniejsze, a hanarahy większe.- Kane pokazał w stronę zwierząt.-Chcesz wiedzieć więcej?- Jak dużo? - z chichotem zapytał Herzer.- Ostatnio odnoszę wrażenie, żemój mózg zaczyna być przeładowany!- Byłeś w programie szkoleniowym? - Kane otworzył drzwi do szopy.Wewnątrz,na słupkach wystających ze ściany, zawieszone były siodła, a na tylnejścianie, na kołkach uzdy i wodze.Poniżej leżał stos koców.W powietrzu unosiłsię dziwny, gęsty zapach, na który składał się zapach skóry i końskiego potu -nie był nieprzyjemny, ale zdecydowanie skoncentrowany.- Tak - odpowiedział prosto Herzer, łapiąc rzucone sobie siodło.Zauważył,że miało wysoki tył i niski przód.W trakcie szkolenia używał podobnych siodeł, alez wyższym przodem.Nie miał pojęcia, poza strzemionami, jak się nazywająposzczególne elementy.- Araby to bardzo stara rasa.Nigdy nie grzebano w nich inżynierią genetyczną -wyjaśnił Kane.- Nikt dokładnie nie wie, skąd pochodzą, ale wyróżniały sięlekką budową, przywiązaniem do ludzi, wielką szybkością i wytrzymałością.Brakuje im też jednego kręgu, przez co są mniej podatne na łękowatość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]