[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zniknięcie kolorów wyrządziło zatem straszliwe szkody.Co gorsza, Oceanw tych okolicach wyraznie ostygł.Nad jego falami już się nie unosiła ta miękka, subtel-na mgiełka, która każdemu, kto nią odetchnął, zsyłała najbardziej fantastyczne rojenia;woda była chłodna, a w dodatku jakby lepka.Widocznie trucizna chłodziła wody Oceanu.Goopy i Bagha wpadły w panikę i zaczęły wykrzykiwać: Jak tak dalej pójdzie (apsik, hmm, hmm), to zginiemy wszyscy! Taflę Oceanu (hmm, hmm, apsik) pokryje lód szklisty!Pora była wyjść na brzeg Krainy Chup.Na mrocznym wybrzeżu nie śpiewał ani jeden ptak.Nie wiał wiatr.Nie rozbrzmie-wał niczyj głos.Stopy bezszelestnie sunęły po żwirze, jakby były owinięte jakimśdzwiękochłonnym materiałem.W dusznym powietrzu wisiał odór stęchlizny.Kolczastekrzewy rosły kępami wokół bezlistnych, widmowych drzew, których biała kora przywo-dziła na myśl chorobliwą cerę.Tłumnie przemykające cienie wydawały się żywe.Niktjednak nie zaatakował Gupców, kiedy wylądowali: na plaży pokrytej żwirem nie doszło144do choćby najmniejszej utarczki.W krzakach nie kryli się łucznicy.Wszędzie panowałbezruch i chłód, jak gdyby cisza i ciemność postanowiły grać na zwłokę. Im głębiej nas zwabią w mrok, tym bardziej wzrosną ich szanse rzekł Ra-szid bezbarwnym tonem. A dobrze wiedzą, że prędzej czy pózniej nadciągniemy, boprzecież mają Batcheat. Podobno Miłość wszystko zwycięża pomyślał Harun. Ale tym razem wyglą-da na to, że zamiast zwyciężyć zrobi z nas matołów.albo miazgę.Utworzono przyczółek i rozbito namioty: wojsko Gupców po raz pierwszy rozłoży-ło się obozem.Generał Kitab i Książę Bolo kazali Papli sprowadzić Raszida Khalifę.Harun zachwycony, że znów widzi Stronniczkę poszedł wraz z ojcem. Gawędziarzu! zawołał Bolo najbardziej zuchowato jak potrafił. Czas, żebyśnas zaprowadził do obozu Chupwalów.Wielkich dokonamy czynów! Co rychlej trzebaoswobodzić Batcheat!Harun i Papla, a z nimi Generał, Książę Bolo i Mistrz Wodolejstwa ruszyli na zwiad,przekradając się przez kolczaste krzewy; Raszid niebawem przystanął i bez słowa wska-zał ręką przed siebie.145Wszyscy ujrzeli niewielką polankę, a na skraju bezlistnego zagajnika mężczyznę,który wyglądał prawie jak cień, w ręku zaś trzymał miecz o klindze ciemnej niby noc.Był sam, ale nieustannie obracał się, skakał i wierzgał nogami, tnąc mieczem na prawoi lewo, jakby walczył z niewidzialnym przeciwnikiem.Kiedy podeszli bliżej, Harunspostrzegł, że nieznajomy rzeczywiście walczy z własnym cieniem, a ten oddajeciosy nie mniej zaciekle, uważnie i umiejętnie. Patrzcie szepnął chłopiec. Ruchy człowieka nie zgadzają się z ruchamicienia.Raszid uciszył go spojrzeniem, ale Harun miał rację: cień obdarzony był własną wo-lą.Robił zwody i uniki, rozciągał się jak cienie, które padają w ostatnich promieniachzachodzącego słońca, a potem zwierał w sobie i upodabniał do cienia w samo połu-dnie, gdy słońce świeci prosto z góry.Jego miecz na przemian wydłużał się i kurczył,a cała sylwetka nieustannie wyginała, co chwila zmieniając kształt. Jaką można miećnadzieję, że się pokona takiego przeciwnika? zdumiał się Harun.Cień połączony był z wojownikiem stopami, ale nic poza tym nie ograniczało jegoswobody jak gdyby żyjąc w krainie mroku, będąc cieniem ukrytym wśród cieni, zy-146skał moc, o jakiej nawet się nie śni cieniom ze świata, w którym jest widno i zwyczajnie.Wyglądał przerażająco.Wojownik też sprawiał niepospolite wrażenie.Długie, gęste włosy związane w koń-ski ogon sięgały mu do pasa.Twarz miał pomalowaną na zielono, usta szkarłatne, brwii oczy mocno zaznaczone czarną, kreską, a na policzkach białe linie.Na udach i ra-mionach nosił grube skórzane ochraniacze, toteż wydawał się jeszcze potężniejszy niżw rzeczywistości.Harun nigdy nie widział, żeby ktoś był tak sprawny fizycznie i takznakomicie się fechtował.Choćby cień wyczyniał nie wiadomo jakie sztuczki, wojow-nik zawsze dotrzymywał mu pola.Gdy tak walczyli oparci o siebie stopami, chłopiecdostrzegł w ich walce piękny, pełen gracji taniec wykonywany w zupełnym milcze-niu, przy muzyce, która grała w głowach samych tancerzy.Wtem chłopiec podchwycił spojrzenie wojownika i poczuł w sercu zimny kolec.Cóż to były za straszne oczy!Miały czarne plamy zamiast białek, tęczówki szare jak zmierzch i mlecznobiałezrenice. Nic dziwnego, że Chupwalowie wolą ciemność zrozumiał nagle Harun.W słońcu ślepną jak nietoperze, bo oczy mają ustawione na opak, jak negatyw.147Obserwując bojowy taniec Cienistego Wojownika chłopiec rozmyślał o tym, w jakądziwną wplątał się przygodę. Ileż przeciwieństw ściera się w tej wojnie zdumiewałsię. Gup to światło, a Chup to ciemność.Gup to ciepło, a Chup mrozny chłód.Gup to zgiełk i gadulstwo, a Kraina Chup jest cicha jak cień.Gupcy kochają Ocean,a Chupwalowie usiłują go zatruć.Gupcy kochają Opowieści i Mowę, a Chupwalowieich nienawidzą.Była to więc wojna między Miłością (do Oceanu lub do Batcheat)i Zmiercią (bo Herezjarcha Khattam-Shud chciał zgładzić Ocean i Księżniczkę). Ale to nie takie proste pomyślał Harun.Taniec Cienistego Wojownika uzmy-słowił mu, że cisza też nie jest pozbawiona wdzięku i piękna (tak jak mowa może byćnieskładna i brzydka); że Czyny bywają równie szlachetne jak Słowa, a istoty żyjącew mroku okazują się nie mniej urodziwe od dzieci światła. Gdyby Gupcy i Chupwalo-wie nie pałali do siebie taką nienawiścią myślał dalej to może nawet wydalibysię sobie nawzajem dość interesujący.Podobno przeciwieństwa się przyciągają.W tejże chwili Cienisty Wojownik zamarł w bezruchu; zwrócił spojrzenie dziw-nych oczu na krzak, za którym kryła się grupka Gupców, i wysłał ku nim swój cień,ten zaś wyciągnął się, sunąc po ziemi, a potem wzniósł nad głowami przybyszy, trzy-148mając w ręku straszliwie wydłużony miecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]