[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed mostem kotłowało się już, trwała walka  to na ariergardę orszakuuderzyli z prawa Rymbaba i Wittram, z lewa Weyrach i Woldan z Osin.Lasemniósł się wrzask, kwik koni, szczęk, brzęk, łomot żelaza o żelazo.Buko von Krossig cięciem topora obalił wraz z koniem pachołka z sulicą,uderzeniem na odlew rozwalił głowę usiłującemu napiąć kuszę kusznikowi.Prze-latującego obok Reynevana obryzgały krew i mózg.Buko wykręcił się w kulbace,stanął w strzemionach, ciął potężnie, topór roztrzaskał naramiennik i niemal od-rąbał bark rycerza ze stopniem Kauffungów na tarczy.Obok przemknął w pełnymcwale Tassilo de Tresckow, szerokim ciosem miecza zwalając z konia giermkaw brygantynie.Drogę zastawił mu pancerny w błękitno-białym lentnerze, ścięlisię ze szczękiem stali.Reynevan dopadł kolebki.Woznica z niedowierzaniem patrzył na sterczącymu z pachwiny wbity aż po lotki bełt.Szarlej doskoczył z drugiej strony, mocnympchnięciem strącił go z kozła. Wskakuj!  krzyknął. I poganiaj konie! Uważaj!Szarlej nurknął pod końską szyję, gdyby spóznił się z tym o sekundę, byłbynadziany na kopię, z którą szarżował z mostu rycerz w pełnej zbroi, z czarno-zło-tą szachownicą na tarczy.Rycerz staranował konia Szarleja, rzucił kopię, chwyciłzawieszony na temblaku buzdygan, ale kropnąć nim demeryta w ciemię już niezdążył.Nadjeżdżający cwałem Notker Weyrach palnął go po saladzie morgenster-nem, aż się rozległo.Rycerz zachwiał się w siodle, Weyrach odwinął się i palnąłgo po raz drugi, w środek naplecznika, tak potężnie, że kolce żelaznej kuli wbiłysię w blachę, uwięzły.Weyrach puścił trzonek, dobył miecza.308  Poganiaj!  ryknął do Reynevana, który tymczasem wlazł już na kozioł. Jazda! Jazda!Z mostu rozległ się dziki kwik, ogier w barwnym kropierzu strzaskał tam ba-lustradę, razem z jezdzcem runął do jaru.Reynevan krzyknął co mocy w płucach,chlasnął zaprzęg lejcami, mierzyny wyrwały do przodu, skarbniczek zakolebałsię, podskoczył, z wewnątrz, spod szczelnej opony, dobiegł ku wielkiemu zdu-mieniu Reynevana przerazliwy pisk.Nie było jednak czasu na dziwienie się.Ko-nie szły galopem, musiał niezle się starać, by nie spaść z podskakującej mu podzadkiem deski.Wokół wciąż wrzał zacięty bój, rozlegał się wrzask i szczęk oręża.Z prawej wyskoczył cwałem ciężkozbrojny bez hełmu, schylił się, usiłującchwycić za szory zaprzęgu.Tassilo de Tresckow zajechał go i ciął mieczem.Krewspryskała bok mierzynka. Pogaaaniaaaj!Z lewej pojawił się Samson, zbrojny tylko w leszczynową witkę, oręż, jak siępokazało, całkiem adekwatny do sytuacji.Zacięte po zadach mierzynki poszły w taki cwał, że Reynevana wręcz wcisnę-ło w oparcie kozła.Skarbniczek, z wnętrza którego wciąż coś piszczało, skakałi kołysał się jak korab na sztormowej fali.Reynevan, prawdę rzekłszy, nigdy w ży-ciu nie był nad morzem, a korabie widywał wyłącznie na obrazkach, nie wątpiłwszakoż, że tak właśnie, nie inaczej, muszą one się kołysać. Pogaaaniaaaaj!Na drodze pojawił się Huon von Sagar na tańczącym karoszu, kosturem wska-zał dukt, sam puścił się weń galopem.Samson pomknął za nim, ciągnąc za wodzekonia Reynevana.Reynevan ściągnął lejce, krzyknął na zaprzęg.Dukt był wyboisty.Skarbniczek podskakiwał, kolebał się i piszczał.Odgłosywalki cichły za plecami.* * * Nawet niezle poszło  ocenił Buko von Krossig. Całkiem niezle.Tylko dwóch giermków ubitych.Rzecz zwykła.Całkiem niezle.Jak na razie.Notker von Weyrach nie odpowiedział, dyszał tylko ciężko, obmacywał bio-dro.Spod taszki ciekła krew, cieniutką strużką pełzła w dół po nabiodrku.Obokdyszał Tassilo de Tresckow, oglądając lewe ramię.Awanbrasu brakowało, nałok-cica wisiała na wpół oderwana, na jednym tylko skrzydle, ale ręka wyglądała nacałą. A pan Hagenau  ciągnął Buko, na którym nie widać było żadnych po-ważniejszych uszkodzeń. Pan Hagenau pięknie powoził.Walnie się spisał.309 O, Hubercik, cały jesteś? Ha, widzę, że żyjesz.Gdzie Woldan, Rymbaba i Wit-tram? Już nadjeżdżają.Kuno Wittram ściągnął hełm i myckę, włosy pod nią miał skręcone i mokre.Blachę naramiennika cięcie postawiło skrajem na sztorc, tarczka była zupełniezdeformowana. Pomóżcież  zawołał, jak ryba łapiąc powietrze. Woldan ranion.Zwlekli rannego z kulbaki, z trudem, wśród jęków i stęknięć, ściągnęli muz głowy mocno wgięty, powykrzywiany i roznitowany hundsgugel. Chryste. wystękał Woldan. Alem dostał.Kuno, zobacz, mamjeszcze oko? Masz, masz  uspokoił go von Wittram. Nie widzisz, bo ci juchą zala-ło.Reynevan ukląkł, natychmiast zabrał się do opatrywania.Ktoś mu pomagał.Uniósł głowę, napotkał szare oczy Huona von Sagar.Stojący obok Rymbaba skrzywił się z bólu, obmacując duże wgniecenie naboku napierśnika. %7łebro jak nic poszło  stęknął. Krwią, kurwa, plwam, patrzajcie. Kogo, kurwa, obchodzi, czym plwasz  Buko von Krossig ściągnął z gło-wy armet. Gadaj lepiej: ścigają nas? Nie.Troszkęśmy ich poszczerbili. Będą ścigać  rzekł z przekonaniem Buko. Dalej, wybebeszmy koleb-kę.Bierzmy pieniądze i jazda stąd co rychlej.Podszedł do wehikułu, szarpnął obite suknem wiklinowe drzwiczki.Drzwicz-ki ustąpiły, ale tylko na cal, potem zamknęły się znowu.Było oczywiste, że ktośtrzymał je od wewnątrz.Buko zaklął, szarpnął mocniej.Z wnętrza rozległ się pisk. Co to?  zdziwił się, krzywiąc, Rymbaba. Piszczące pieniądze? A możekolektor podatek w myszach ściągał?Buko gestem wezwał go na pomoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl