[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pędem! T.tak jest. No jazda!Idiotka wybiegła na drogę prowadzącą z portu do koszar i zaczepiła przechodzącą akuratpanią sierżant.A ponieważ sierżant nie odpowiedziała na nieśmiałe pytanie, ośmieliła siędotknąć jej ręki i powtórzyć prośbę.Oczywiście zarobiła w pysk.Shen runęła biegiem ratowaćsytuację. Ty kretynko! Kopnęła podnoszącą się z ziemi rekrut. Pięćdziesiąt przysiadów z rękamiza głową! Już!Odwróciła się do pani sierżant. Przepraszam najmocniej, to się już nie powtórzy. Ja myślę! o dziwo, pani podoficer odpowiedziała łaskawie. Dorzuć jej jeszczepięćdziesiąt ode mnie. Tak jest! Shen skwapliwie wypełniła rozkaz, zapowiadając biednej ofierze, że prędzej jejojciec zostanie cesarzem, niż jego córka skończy robić przysiady.Ta uwaga wyrazniespodobała się pani sierżant.Shen postanowiła to wykorzystać, żeby zdobyć potrzebneinformacje. Najmocniej przepraszam jeszcze raz zwróciła się do pani podoficer. Ale o cota idiotka pytała? Nie wiem, skąd to cielę wytrzasnęłaś usłyszała w odpowiedzi. Pytała, gdzie jestkuchnia.A przecież prawie pod nią stoimy. Sierżant ręką wskazała jakiś barak niedaleko.Shen nie zdążyła nawet podziękować, kiedy z dwóch stron dopadły ją Jej Wysokość i jaśnie pani.Skuliła się w oczekiwaniu na jakieś szczególnie wyrafinowane kary.Może nawetwylizywanie pokładu barki. Jaśnie pani pierwsza chwyciła Shen za ramię i pociągnęła w swojąstronę. Ja ją sobie biorę! krzyknęła.I co najbardziej zastanawiające, w jej głosie nie można byłowyczuć żadnej grozby.Jedynie radość, jakby nagle znalazła coś przydatnego, i to w miejscu,gdzie niczego takiego nie powinno być. Akurat! Jej Wysokość szarpnęła Shen z drugiej strony. Ja ją sobie biorę! Pędz się, bura suko! To moja własność.Ja ją sobie znalazłam! Spierdalaj! Jej Wysokość szarpnęła mocno za tunikę. Ja ją sobie. Stulić pyski, kurwy jedne! wrzasnęła nagle pani sierżant.Zapadła cisza tak idealna, że dało się usłyszeć cichy płacz nagiej dziewczyny, która własnątuniką czyściła pokład barki przy nabrzeżu.Oczy podoficera nagle zmrużyły się podejrzliwie. Czy ta suka, którą szarpiecie, przyjechała dzisiaj razem z innymi? Tak jest! I nowa, totalnie zielona tak sobie radzi?! Tak jest!Sierżant uśmiechnęła się z niedowierzaniem.Stała dłuższą chwilę w milczeniu.A potemchwyciła Shen za włosy, szarpiąc z całej siły i wyciągając spomiędzy tamtych dwóch. Aapska od niej won, jedna z drugą! ryknęła. Ja ją sobie biorę! Ale zaraz, pani sierżant. jaśnie pani usiłowała się stawiać. Czego mnie tu ozorem mieli? Bo papier jest! %7łe nam pluton nowych w pełnym składzie przysłali do szkolenia.I liczba sięnie będzie zgadzać.Sierżant wzięła kartkę z ręki jaśnie pani i zmięła w dość sporą kulę.Potem, ciągnąc zawłosy, przygięła Shen tak, że głowa dziewczyny znalazła się na wysokości jej uda.Drugą dłoniąpodetknęła jej kulę pod usta. Masz, jedz wydała komendę. I widzicie? Podniosła głowę. To tylko kawałek papieru.Wszystko można z nim zrobić.I dziękujcie, że jestem obrzydliwa, bobym jej kazała do dupy sewsadzić! Wypluj na drogę, dziecko.Pokaż im, co zostało zwróciła się do rekrutki.Shen wypełniła rozkaz bez zwłoki. Ale co my powiemy pani porucznik? Jej Wysokość zrobiła płaczliwą minę. %7łe nampani rekruta zabrała? A powiedz jej, co chcesz roześmiała się sierżant. A w ogólności to piechota i tak możedupę polizać wojskom specjalnym.To teraz nasz rekrut.Rozdział 3Alarm! Alarm!Wrzask na korytarzu zagłuszał przenikliwy dzwięk syreny.Do awaryjnych czerwonychświateł dołączyły pulsujące niebieskie. Alarm!Tomaszewski mało nie spadł z wąziutkiej koi.Niebieskie światła.Alarm bojowy! Wszystkobyłoby jasne, gdyby nie drobny fakt: jakiego to przeciwnika mogli spotkać, będąc w zanurzeniuna nieznanych wodach? Rzeczpospolita Polska nie prowadziła przecież z nikim wojny! Niemiała też zbyt wielu wrogów, a przynajmniej nie takich, którzy chcieliby wszcząć znienackadziałania wojenne.O co więc szło?Zerknął na zegarek.To nie czas jego wachty, ani też żadnej z faz oczekiwania.A toznaczyło, że w wypadku alarmu bojowego Tomaszewski ma objąć dowództwo sekcjiratowniczej.Wyskoczył na korytarz, dopinając guziki koszuli.Cholerne pulsujące światła.I to wmomencie, kiedy gonili na resztkach prądu.Na szczęście droga, jak na każdym okręciepodwodnym, siłą rzeczy nie była skomplikowana.Wzdłuż korytarza, uśmiechnął się w duchu.Umieszczone tuż pod mostkiem stanowisko dowodzenia ratowniczego zostało jużobsadzone przez bosmana Mielczarka i jego ludzi, szamoczących się właśnie zkombinezonami.Przebieranie się w koszmarnej ciasnocie w strój wykonany z grubej gumyzawsze stanowiło podstawę do zakładów pomiędzy marynarzami: ile tym razem będziepodbitych oczu, połamanych nosów i wytłuczonych zębów.Jedynie oficerowi przysługiwałonieformalne prawo do przebrania się na korytarzu.Tomaszewski skwapliwie z niegoskorzystał.Klnąc, wkładał koszmarnie cuchnący kombinezon.Zastanawiał się, jak długo będziemusiał w nim tkwić. Zamelduj o gotowości sekcji rozkazał Mielczarkowi, mocując na klatce piersiowej maskętlenową.Bosman uruchomił połączenie awaryjne na centralce, równoznaczne z sygnałem ogotowości sekcji.Migające niebieskie światła wokół zgasły.Syrena wyła nadal. Co się dzieje?Mielczarek dotknął swoich uszu, dłońmi wskazał coś na górze i rozłożył ręce.Tomaszewskidomyślił się, że bosman coś wie, ale to coś jest raczej do przekazania szeptem, a nie krzykiemw tych warunkach.Doskonale go rozumiał.Przez chwilę miał wrażenie, że okrętem rzucało.Nie za ostro, ale tak jakby znajdowali się napowierzchni.Zerknął na głębokościomierz.Nie był wyskalowany w metrach, żeby nikt z załoginie wiedział, jakie są możliwości zanurzenia eksperymentalnego okrętu, lecz położeniewskazówki na tarczy zegara dobitnie świadczyło, że ciągle tkwili bardzo głęboko.Syrena umilkła nagle.Dopiero teraz dało się słyszeć szelest ocierających się o siebiegumowych kombinezonów, pokasływania ludzi i ich ciężkie oddechy.Tomaszewski dał znakbosmanowi i obaj wysunęli się na korytarz. Co to było, do cholery?Mielczarek też najwyrazniej nie wierzył w możliwość spotkania jakiejkolwiek wrogiej jednostkiw zanurzeniu gdzieś na końcu świata. Pojęcia nie mam, po co im ten alarm bojowy.Nagle zaczęło trochę rzucać.Myślałem, że sięwynurzyliśmy, i spokojnie spałem dalej, ale.Wie pan, panie poruczniku, sen to ja mam czujny.No i zwlokłem się z koi od razu, jak usłyszałem bąbelki. Kurza twarz, jakie bąbelki? Coś zaczęło szumieć.Chu.hm, cholera wie co. Jak to szumieć? W instalacjach? No właśnie nie.Brzmiało, jakbyśmy płynęli w szampanie zaraz po otwarciu butelki.Pomojemu szumiało dokoła.Tomaszewski nie mógł sobie wyobrazić rejsu przez bąbelki.Poniżej rozszczelniły sięzbiorniki jakiegoś innego okrętu podwodnego? Bzdura.To byłby huk eksplozji i już
[ Pobierz całość w formacie PDF ]