[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bill Houston przyÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ do parady dusz oczeku-jÄ…cych na sÅ‚oÅ„ce.SzedÅ‚ tak dÅ‚ugo, aż wytrzezwiaÅ‚, i pozostaÅ‚ w tym stanie do swojegopierwszego spotkania z kuratorem w budynku przy Jefferson Street, jako żeabstynencja alkoholowa byÅ‚a warunkiem wczeÅ›niejszego zwolnienia.Alenikt go nie sprawdzaÅ‚, szybko wiÄ™c popadÅ‚ w stare nawyki, zbierajÄ…c siÄ™ wsobie tylko na cotygodniowÄ… konfrontacjÄ™ z czÅ‚owiekiem, który jednym tele-fonem mógÅ‚ posÅ‚ać go z powrotem do wiÄ™zienia.Kurator nazwiskiem SamWebb, dobrze zbudowany miejski typ ranchera, nazywajÄ…cy Houstona Å›ródmiejskim kowbojem , zaÅ‚atwiÅ‚ mu przyuczenie do zawodu.Po dwóchmiesiÄ…cach na wolnoÅ›ci Houston przychodziÅ‚ na spotkania z oddechem cuch-nÄ…cym whisky, ale Webb tylko siÄ™ krzywiÅ‚.- MógÅ‚bym ciÄ™ na weekend wsadzić do paki - powiedziaÅ‚ - tylko że oniznowu ciÄ™ wypuszczÄ….Cele we Florence sÄ… im potrzebne dla gorszych chÅ‚op-ców.Houston skoÅ„czyÅ‚ szkolenie i zaczÄ…Å‚ dostawać peÅ‚ne wynagrodzenie.ProwadziÅ‚ wózek widÅ‚owy w skÅ‚adzie drzewnym; podobno byÅ‚a to najwiÄ™k-sza taka firma na poÅ‚udniowym zachodzie, nie liczÄ…c Kalifornii.CaÅ‚ymidniami przewoziÅ‚ z potężnych ciężarówek do potężnych magazynów tony507 cuchnÄ…cych wymiotami Å›wieżo pociÄ™tych desek, ukÅ‚adaÅ‚ je w prostokÄ…tnestosy, nigdy inaczej, a potem powoli rozbieraÅ‚.Inni robili z drewna różnerzeczy, on byÅ‚ tylko poÅ›rednikiem.Prawie nie nawiÄ…zywaÅ‚ znajomoÅ›ci, choćsporo piÅ‚, unikaÅ‚ kÅ‚opotów i prowadziÅ‚ życie samotnika, odczuwajÄ…c coÅ› wrodzaju niechÄ™ci do stania siÄ™ znowu sobÄ….PracowaÅ‚ w skÅ‚adzie niemal dokoÅ„ca wiosny, kiedy to z powodu coraz dÅ‚uższych nieobecnoÅ›ci uznali go zabezużytecznego i wylali.Misja miaÅ‚a sens, dopóki nie zostaÅ‚a wypeÅ‚niona.Niczego nie osiÄ…gnÄ™li.Szukali bezpiecznego miejsca na noc.Nie przyjÄ™li ich do obozu SiÅ‚ Specjal-nych.Wedle wszelkiego prawdopodobieÅ„stwa sama obecność SiÅ‚ Specjal-nych oczyÅ›ciÅ‚a teren z dziaÅ‚alnoÅ›ci, ale nikogo nie powiadomiono o obecno-Å›ci szeÅ›ciu zwiadowców.Zgodnie z przestarzaÅ‚ymi zasadami wywiaduzdrzemnÄ™li siÄ™ i ruszyli dalej, chociaż powinni spać w Nha Trang.Misja niemiaÅ‚a sensu.To byÅ‚ bardziej zamach niż zasadzka.Przez ostatnie pół kilometra prowa-dziÅ‚ James.Noc byÅ‚a ciemna, bezgwiezdna, ale ciemność swoje wiedziaÅ‚a.James podążaÅ‚ za niÄ….Po kilkuset krokach ciemność siÄ™ poszerzy i dojdÄ… domiejsca, które znajÄ…; tam odpocznÄ… i poczekajÄ… na Å›wit, niewykluczone też,że poproszÄ… o podjÄ™cie.Za nim rozlegÅ‚y siÄ™ trzy krótkie wystrzaÅ‚y.PadÅ‚ i poczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ z powro-tem, ale po paru metrach siÄ™ zatrzymaÅ‚, ponieważ w tym miejscu jego życieskrÄ™caÅ‚o ostro w lewo.Gdy inni odpowiedzieli ogniem, spadaÅ‚y na niegoliÅ›cie.Na szlaku zadudniÅ‚y kroki.W drzewa uderzyÅ‚ granat i James wcisnÄ…Å‚twarz w ziemiÄ™, by ochronić siÄ™ przed eksplozjÄ….PotoczyÅ‚ siÄ™ w lewo w zaro-Å›la, w kierunku wyznaczonym przez liniÄ™ jego życia, i wypatrywaÅ‚ bÅ‚yskówna szlaku.Nic.OgieÅ„ ustaÅ‚.UmilkÅ‚o skrzeczenie owadów.Chwila byÅ‚a peÅ‚nasiÅ‚y i spokoju.Powietrze dzwiÄ™czaÅ‚o gÅ‚Ä™biÄ….Brednie spÅ‚onęły na popiół.Wężowym ruchem ruszyÅ‚ przez podniecajÄ…ce rany w zaroÅ›lach, aż usÅ‚y-szaÅ‚ jednego ze swoich czoÅ‚gajÄ…cego siÄ™ po szlaku i cmoknÄ…Å‚ jÄ™zykiem.Od-powiedziaÅ‚ mu jÄ™k.WyczuÅ‚ kÅ‚opoty.JÄ™ki wzniosÅ‚y siÄ™ do pieÅ›ni, ale nie spo-wodowaÅ‚y ognia.- Ranny! Ranny!- Na szlaku! Na szlaku! - To byÅ‚ gÅ‚os Brudasa.James usÅ‚yszaÅ‚ kroki,wystrzeliÅ‚ trzy razy, żeby kryć tamtego, po czym znieruchomiaÅ‚.BrudaskucnÄ…Å‚ nad rannym.- Aap za kostkÄ™.Idziemy.508 - Pierdolić to.Tu nie ma żadnej osÅ‚ony.Joker szedÅ‚ szlakiem, jakby byÅ‚ w parku.- Po wszystkim.- PrzystanÄ…Å‚ z boku z broniÄ… gotowÄ… do strzaÅ‚u.- TobyÅ‚ tylko jeden skurwiel.- Brednie.- WidziaÅ‚em każdy bÅ‚ysk.Ani razu nie spuÅ›ciÅ‚em wzroku.- Patrz tutaj, patrz na mnie! - powiedziaÅ‚ Brudas do rannego.- Nic nie widzÄ™ poza kupÄ… gówna.- Bakers!- Kto to?- To ja, Brudas.Nie zamykaj oczu!- Kurwa, nie jestem na Å›wiecie, stary.Nie jestem.- JesteÅ› tutaj.Wszystko w porzÄ…dku.- Nie czujÄ™ tego.Kupa gówna.- JesteÅ› tutaj.- Nie czujÄ™ Å›wiata, stary.- Kto rzuciÅ‚ granat?- Ja - odparÅ‚ Joker.- Skurwiel trzy razy pociÄ…gnÄ…Å‚ za spust i padÅ‚.- On ma puste oczy.- Brudas nachyliÅ‚ siÄ™, by poczuć oddech.- Już ponim.Na dobre.Teraz byli tu w piÄ™ciu.James znowu zaczÄ…Å‚ dowodzić, każdy z pozosta-Å‚ych zÅ‚apaÅ‚ za rÄ™kÄ™ albo nogÄ™ i powlekli szlakiem ciaÅ‚o Bakersa w stronÄ™odlegÅ‚ej o trzydzieÅ›ci metrów polany.- Dajcie mu identyfikator.- WyleciaÅ‚ w górÄ™.I zaraz umarÅ‚.- Ale mnie siÄ™ podoba to, co zrobiÅ‚.ZostaÅ‚ sobÄ….- Tak?- Nie rozkleiÅ‚ siÄ™ jak maÅ‚e dziecko - powiedziaÅ‚ Brudas, który sam szlo-chaÅ‚.James nie znaÅ‚ Bakersa zbyt dobrze.WypeÅ‚niaÅ‚y go wdziÄ™czność i miÅ‚ośćza to, że trafiÅ‚o na Bakersa zamiast na innych.ZwÅ‚aszcza na niego.- ZÅ‚apiemy kogoÅ› z pobliskich wiosek i wszyscy siÄ™ dowiedzÄ….- Pierdolić to.Winne sÄ… Zielone Berety.Wierzysz w to gówno?- Nie.- Gdyby wpuÅ›cili nas na swój teren, ten facet by żyÅ‚.Ten facet by sięśmiaÅ‚.509 - Trzeba wezwać pomoc i zabrać go stÄ…d.- Jeszcze nic.- Brudasie, stary, już po wszystkim, czÅ‚owieku.- Zostawcie radio w spokoju.- Brudas gÅ‚oÅ›no szczÄ™knÄ…Å‚ spustem.- Si, señor! Nie dotknÄ™ tego kurewstwa.- Kto idzie ze mnÄ…?Brudas i Conrad ruszyli na Å‚owy, pozostali czterej zostali ze zwÅ‚okami.- On nie żyje, bo te skurwiele nie wpuÅ›ciÅ‚y nas do obozu.- Jak spotkam w mieÅ›cie któregoÅ› w bereciku, tak dÅ‚ugo bÄ™dÄ™ za nimchodziÅ‚, aż wsadzÄ™ mu nóż w plecy.- Zaatakujemy tych tchórzliwych dupków.James przykucnÄ…Å‚, plecami opierajÄ…c siÄ™ o drzewo, i zrolowaÅ‚ jointa.Li-żąc papier, czuÅ‚ metaliczny smak broni na palcach.WstaÅ‚ i zapaliÅ‚; reszta stÅ‚oczyÅ‚a siÄ™ wokół niego, by ukryć żarzÄ…cy siÄ™czubek papierosa.- SÅ‚yszaÅ‚eÅ›, co mówiÅ‚ o kupie gówna? WiedziaÅ‚.WiedziaÅ‚.- RozwaliÅ‚o mu plecy.- I dobrze.W przeciwnym razie czekaÅ‚oby go życie na elektrycznymwózku.To wyrok, stary.Poruszasz siÄ™, dmuchajÄ…c w tubkÄ™.- TrafiÅ‚o go niżej.MiaÅ‚by rÄ™ce.- Nie jezdziÅ‚bym na wózku.WisiaÅ‚bym na uprzęży pod sufitem.James zostawiÅ‚ ich i znowu usiadÅ‚ pod drzewem.Nie chciaÅ‚ rozmawiać otakich sprawach, skoro mózg rozdÄ…Å‚ mu siÄ™ jak balon i wreszcie ostygÅ‚.Od-chyliÅ‚ gÅ‚owÄ™ i popatrzyÅ‚ w niebo.Ciemność, nicość, czysta nicość, tylkociche elektryczne prÄ…dy.Dusza wszystkiego.- Nie wierzÄ™ w to gówno - powiedziaÅ‚ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl