[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdecydowana była jednak nie poddawać się.Przez osłonę materiału, którym ją Hylle owinął, namacała głowę węża.- Witaj Pani w sercu Ouayth, którego tajemnice próbowałaś wykraść, a które teraz poznasz.Czy będziesz z tego zadowolona, to już zupełnie inna sprawa - rzekł, wprowadzając ją do wnętrza podwójnej gwiazdy i ustawiając tak, aby spoglądała na uwięzioną w bursztynie parę.VI- Nazywasz siebie Lady Quayth, Ysmay z Uppsdale.Przyjrzyj się prawdziwej pani tego grodu - Yaal.Podróżującej w Myślach.Swoją drogą zastanawiam się, gdzie teraz podróżują jej myśli - bo mogą się poruszać.Dziewko, to, co płynie w twych żyłach, nie da się przyrównać do szlachetności jej krwi.Ona dzierżyła władzę, zanim jeszcze twój lud wyszedł z jaskiń! - wyglądał jakby zarazem ją podziwiał i nienawidził.Tyle uczucia naraz nie widziała w nim nigdy dotąd.- Yaal jest kimś, o kim nie śniło się dotąd waszym największym czarownicom, a Quayth będzie tym, czym był niegdyś, gdyż władam potęgą.Słyszysz to, Yaal? Przypuszczałaś, że zbliży się koniec mej potęgi, gdy skończą się zapasy bursztynu.Zawsze mnie nie doceniałaś! Mnie i tych barbarzyńców z południa! A dzięki nim mam znowu bursztyn i znam wiele dziwnych sposobów jego wykorzystania.Posłuchaj, Yaal!Wyciągnął dłoń w jej stronę, lecz cofnął, zanim dotknął walca.Oczy Yaal były otwarte, ale całkowicie bez wyrazu.Uchwyt Hylla osłabł, co Ysmay zaraz wykorzystała, uwalniając się z krępujących ją zwojów tkaniny i składając uwięzionej głęboki pokłon.- Co robisz…? - wyjąkał Hylle.- Czy nie powiedziałeś, że ona jest tu panią? - przerwała mu, sama niezbyt dokładnie wiedząc, co nią powoduje.Zupełnie tak, jakby ktoś inny kierował jej ruchami i dyktował słowa.- Okazuję jej swój szacunek.A jeśli ona jest tu panią, to on jest zapewne panem!Mówiąc to, Ysmay złożyła równie głęboki ukłon przed uwięzionym mężczyzną.Twarz Hylla wykrzywił wściekły grymas… Ysmay nie zdołała uniknąć dosu, którego siła posłała ją prosto na filar.Gdy chwilowe zamroczenie ustąpiło, Ysmay spostrzegła w dłoniach Hylla złocisty sznur, który zarzucił na nią, mamrocząc jakieś słowa.Pętla wirowała wokół niej, by po paru sekundach opaść na podłogę.Twarz władcy wygładziła się, znów będąc pod kontrolą woli.- To po to, aby de zatrzymać - powiedział, kierując się do wyjścia.Odszedł pozostawiając Ysmay silnie wzburzoną.Lśniący krąg, gdy mu się bliżej przyjrzała, składał się z bryłek bursztynu nawleczonych na cieniutki łańcuszek.Zlekceważyła jego przeznaczenie.Nie mogąc porzucić myśli o odszukaniu zamka, ruszyła przed siebie.W chwilę potem przekonała się, że nie może opuścić miejsca, którego granicę wyznacza bursztynowy łańcuch.Spełniał swoją rolę znakomicie, jak stalowa klatka.Na parę sekund ogarnęło Ysmay przerażenie.Sytuacja wydawała się beznadziejna.Gdy emocje nieco opadły, jej myśli skierowały się ku ewentualnym sposobom wyjścia z opresji.Było oczywiste, że Hylle kontrolował potężne moce, a tych dwoje trzymał jako więźniów.Oznaczało to, że - w myśl zasady - mogą oni stać się jej sojusznikami.Nabierała bowiem przekonania, iż problem tajemniczego klucza wiąże się z uwięzionymi.Gdyby mogła sobie zapewnić ich pomoc…Klucz! Gdzie i jak go wykorzystać? Bursztynowy wąż nie był zwyczajnym kluczem, a zatem sposób jego użycia również musi być odmienny.Może więc… Nerwowo podciągnęła rękaw, wyciągając jednocześnie dłoń przed siebie.Głową węża dotknęła bryły, w której wnętrzu tkwił uwięziony mężczyzna.W ciągu sekundy wokół nadgarstka pojawił się płomień.Ysmay nie była w stanie stłumić okrzyku bólu.Ręki jednak nie cofnęła.Walec zaczął się zmieniać.Od miejsca, w którym dotykała go głowa węża, rozchodziła się najpierw matowa szarość, a potem pojawiły się pierwsze rysy, błyskawicznie przechodzące w pęknięcia i obejmujące całą powierzchnię bryły.Kawałki popękanego bursztynu opadały na posadzkę, gdzie natychmiast zamieniały się w pył.Przez ciało mężczyzny przebiegi dreszcz, pierś łapczywie złapała potężny haust powietrza, a dłonie dotknęły twarzy.Sprawiał wrażenie, jak gdyby nie był pewien swego istnienia.Bacznie rozglądał się wokół, szukając potencjalnego zagrożenia.Od schodów dobiegał ostry syk.Ysmay krzyknęła, spojrzawszy w stronę, skąd pochodził dźwięk.W chwilę potem ujrzała dziwne monstrum, które spotkała na niższej kondygnacji.Potwór zbliżał się do nich, szukając sposobności, by móc uderzyć.Mężczyzna stanął jemu naprzeciw.Był nieuzbrojony.Ysmay nie miała złudzeń, co do wyniku tej konfrontacji.Niedawny więzień tymczasem uniósł rękę, dziwnie układając palce, i wykonał kilka magicznych gestów.W ułamku sekundy oddzieliła ich od potwora rozszczepiona wiązka światła.Potwór nie był w stanie jej pokonać, by zbliżyć się do Ysmay i jej towarzysza.Rozwścieczony zaczął biegać pomiędzy kolumnami, wyraźnie unikając świetlnej bariery.Mężczyzna natomiast co pewien czas powtarzał kombinację ruchów ręki, szepcząc przy tym jakieś słowa.Nagle w powietrzu pojawił się promień błękitnego ognia uderzając w zasłonę.Zachęcony czymś potwór ruszył wolno do przodu potrząsając głową, jak gdyby poruszał się pod gradem ciosów.Mężczyzna nie wyglądał na zmartwionego.Jedynie jego głos stał się wyraźniejszy.W komnacie nastąpiło jakieś poruszenie.Ktoś przemykał pod ścianami, poza zasięgiem światła świec.Ysmay nie musiała widzieć jego twarzy, aby być pewną, że to Hylle.Zmierzał do stołu, na którym leżały rekwizyty czarnej magii i wyglądało na to, że jego były więzień jeszcze go nie spostrzegł.Chciała go ostrzec, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu… Może właściwości otaczającego ją kręgu dławiły też dźwięki w jej gardle? Pomyślała o bursztynowej bransoletce.Dlaczego nie spróbować raz jeszcze?Wyciągnęła rękę, dotykając wężem otaczający ją łańcuch.Błysnął oślepiająco biały płomień.Ysmay krzycząc, zasłoniła sobie oczy.Płomień miał oślepiającą moc, lecz w ogóle nie wydzielał ciepła.Łzy płynęły jej ciurkiem, gdy usiłowała podnieść powieki.Obraz był tak niewyraźny, jakby spoglądała przez półprzeźroczystą zasłonę.Poczuła, że traci równowagę.Dotknęła gładzi drugiego z bursztynowych walców.Bez namysłu przysunęła do niego nadgarstek.Tym razem nie była w stanie dostrzec rezultatów.Czuła, jak cała konstrukcja pęka i rozpada się, a powstający przy tym pył, opada na nią.Wyczuła jakiś ruch… Czyjeś ręce złapały ją, pomagając wstać… Przez chwilę wspierała się na nich, po czym ręce cofnięto.Ysmay przetarła załzawione oczy.Wzrok jej się najwyraźniej poprawił, gdyż dostrzegła zrazu niewyraźną, potem szybko nabierającą ostrości postać Yaal, która zbliżała się do stołu.Dotarła doń prawie równocześnie z Hyllem.Stanęli naprzeciw siebie… Jego twarz wykrzywiał grymas wściekłości.Błyskawicznym ruchem sięgnął po nóż.Trzymając wolną dłoń nad znajdującym się na stole kielichem, Hylle usiłował wytoczyć z niej nieco krwi do wnętrza pucharu.Widząc to, Yaal uniosła dłoń i rana błyskawicznie się zabliźniła.Zaledwie parę kropel opadło na dno kielicha.- Nie tym razem - rozległ się jej głos.- Nawet za pomocą własnej krwi nie uda ci się przywołać…- Zamilcz! - krzyknął.- Jestem Hylle, Mistrz…- Tylko przez naszą nieuwagę stałeś się Mistrzem - potrząsnęła głową.- Twoje dni się skończyły, Hylle.Nie odwracając głowy, skierowała dłoń ku Ysmay.- Niech przybędzie wąż! - rozkazała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]