[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawał się raczej lekko wystraszony, a to niczego dobrego nie wróżyło.Bogowie zapukali do drzwi dworu.Otworzyła im białobrewa i białowłosa olbrzymka.— Witaj, matko — szepnął Tyr.— Na pięty zabitego Ymira! — wykrzyknęła gospodyni.— Synu mój! Tyle lat!lak mocno ścisnęła lyra w swych ramionach, że ten omal nie stracił dechu.Potem poprowadziła gości do hali i posadziła za stołem, choć stała się znacznie mniej uprzejma, gdy dowiedziała się, że syn przyprowadził samego Thora — Zabójcę Olbrzymów.W jednej z komnat dworu bóg gromu zobaczył wielce sędziwą olbrzymkę o dziewięciuset głowach, Tyr wytłumaczył, że to jego babka.Białobrewa olbrzymka miała już podawać potrawy, gdy zatrzęsła się ciernia.— Szybko, wstawajcie! — rozkazała bogom.— Hymir wraca! Muszę was schować i uprzedzić męża, że mamy gości.Inaczej zabije was swym magicznym spojrzeniem!Ukryła ich za szerokim słupem, podtrzymującym belkę stropową.Po chwili usłyszeli odgłos ciężkiego stąpania, uderzania buciorami o kamienie wprawione w posadzkę.Hymir wkroczył do swego domu.— Kobieto! — rozległ się głos Thursa, tak donośny, że bogom zadźwięczało w uszach.— Czuję zapach obcych! Kto tu jest?— Uspokój się mężu! — odparła białobrewa olbrzymka.— Mamygości.Nie zdążyła dokończyć, gdy Hymir wbił wzrok w słup, za którym schronili się niebianie.Pod jego magicznym spojrzeniem drewno rozleciało się w drzazgi, odsłaniając przybyszów.Gdy zabrakło podtrzymującego słupa, belka stropowa spadła z hukiem na kamienie podłogi.Zaś na belce tej wisiały wszystkie brązowe kotły, jakie posiadał Hymir.One również uderzyły o podłogę, krusząc się na drobne kawałki.Wytrzymał tylko jeden, największy.Na to naczynie zwrócił uwagę Thor i zrozumiał, że to właśnie musi być ów wspomniany przez Tyra kocioł.— Wstrzymaj się mężu! — krzyknęła gospodyni.— Przybył twójsyn z przyjacielem!Dopiero wtedy Hymir cofnął moc swego wzroku, zaś bogowie moglistanąć na nogi i powitać Thursa.Pozwolił im zasiąść za stołem, po czym krzyknął na służbę, by wniosła trzy pieczone byki.Dopiero wtedy zapytał gości o powód wizyty.Kiedy usłyszał o co chodzi, i kim jest towarzysz syna, roześmiał sięgromko.— No proszę, taki gość pod moim dachem! Chyba wiesz, Thorze,że nie ma nic za darmo?Właśnie wniesiono pieczone byki.Nie minęła chwila, a już dwa z nich zniknęły w przepastnym żołądku Thora.Hymir z niedowierzaniem patrzył na siłacza, jednocześnie troskliwie odsuwając jak najdalej od niego własną misę z pieczystym.— Zjeść potrafisz, Thorze — mruknął niezadowolony Hrimthurs — ale, by dostać ode mnie kocioł, musisz wykazać się czymś więcej, niż samym obżarstwem.Jutro sprawdzę, jak wiele prawdy tkwi w twej sławie najsilniejszego z bogów.— A cóż to ma być za próba? — zaciekawił się Thor.— Prosta — uśmiechnął się Hymir, szczerząc połamane zęby.— Popłyniemy na ryby.Kto złowi większą, ten zwycięży.A na dzisiejszy wieczór mam dla ciebie prośbę — postaraj się o jakąś przynętę, żebyś jutro nie straszył ryb nagim haczykiem.Thor skinął głową i opuścił dwór.Postanowił ukarać Hrimthursa zaciągłe naigrawanie się z jego osoby, więc podążył na pastwisko, gdzie zauważył pasące się stada Hymira.Wypatrzył najdorodniejszego byka, po czym ukręcił mu łeb.Zdobycz zaniósł do hali i pokazał Hymirowi, mówiąc, że właśnie znalazł odpowiednią przynętę.Wielką przyjemność sprawiło mu zobaczenie wściekłości na twarzy skąpego olbrzyma.Następnego dnia zbudzono Thora o świcie.Hymir już oczekiwał przy brzegu morza.Razem zepchnęli ogromną łódź na wodę i skierowali jej dziób ku otwartemu morzu.Przebrzmiało zaledwie kilka uderzeń serca, gdy Hymir wyciągnął z wody nie jakąś zwykłą rybę, ale sporego wieloryba! Założył nową przynętę na haczyk i znów zarzucił wędkę.Thor z zazdrością patrzył, jak niedługo potem olbrzym ponownie wyciąga wieloryba.— No cóż, Thorze — zjadliwie roześmiał się Hrimthurs.— Możemy wracać.Mamy dość mięsa na obiad i wieczerzę.— Jeszcze chwila, wypłyńmy trochę dalej, na głębszą wodę — bąknął zawstydzony bóg.Tak też uczynili.Haczyk z przyczepionym łbem byka zanurzył się na prawdziwej głębinie.Thor już niemal przyznał się przed samym sobą, że przegrał, gdy silne szarpnięcie wywróciło go na dno łodzi.Szybko odzyskał równowagę, zaparł się nogami o burtę i począł ciągnąć wędkę.Okazało się jednak, że musiał złapać jakiegoś prawdziwie ogromnego wieloryba, gdyż to nie zdobycz do łodzi, a łódź do niej poczęła się przysuwać!Wtedy bóg gromu wzuł Rękawice Mocy i mocniej zacisnął na biodrach Pas Siły — dary od olbrzymki Grid, matki jego przyrodniego brata.Potem począł zwijać sznur od wędki.Robota szła opornie, ale ryba znajdowała się coraz bliżej.Woda się wzburzyła, a z kipieli wyjrzał monstrualny łeb, ozdobiony wąsami i wypustkami, rogami i kłami, ogromnymi ślepiami i jeszcze większą paszcząSam Jórmungand złapał się na przynętę Thora.Bóg błyskawicznie zrozumiał, że oto ma jedyną sposobność zabicia największego potwora, jakiego kiedykolwiek nosiła Alda.Sięgnął do pasa, ale wtedy przypomniał sobie, że odłożył Mjóllnira pod ławę wioślarską.— Hymir! — krzyknął — Hymir, podaj mi młot! Muszę go zabić!Wołał i wołał, ale bez odzewu.Wreszcie odwrócił się ku Hrimthurso-wi i ujrzał, że ojciec Tyra siedzi przerażony, trzęsie się ze strachu, a po jego twarzy spływa ocean potu.— Podaj Mjóllnira!!!Tym razem Hymir się ruszył, ale zamiast sięgnąć pod ławę, wyciągnął nóż i przeciął linę, utrzymującą Miclgardsorma.Potwór zanurzył] się w odmęty.— Coś ty zrobił!? — bóg chciał się rzucić olbrzymowi do gardła, al( ten uskoczył.— Tak jest lepiej — odparł Thurs drżącymi jeszcze wargami.— Uwierz mi, tak lepiej.Thor zdusił gniew i kazał przybijać do brzegu.W końcu przecied pokazał, że potrafi złapać większą rybę.Nim wysiedli z łodzi, Hymir odzyskał spokój, a potem nawet stał się butny — przypomniał sobie, że to on stawia przed Thorem zadanis do przebycia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]