[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gabriel zastanawiał się,czy ma się zameldować u dowódcy brygady, ale doszedł do wniosku, że wobecnej chwili byłby dlań najmniej pożądanym gościem.Około pół do dziesiątej gdzieś w okolicach zatoki odezwały się ciężkie dzia-ła.Wystrzelono sześć salw. To chyba Fox powiedział Gleeson, odsłaniając w szerokim uśmiechużółte zęby. Ostrzał artyleryjski Tangi.Dadzą im do wiwatu.Wkrótce usłyszeli sygnały trąbki i wrzaski dochodzące z oddali.Coraz wy-razniej słychać było odgłosy strzelaniny, która nie ustawała od godziny szóstej,kiedy to obudził się Gleeson. Czy to są nasze trąbki? spytał Gabriel. Pewnie tak odparł Gleeson. Mają chyba inne brzmienie.Gleeson zadarł głowę. Tak.Inne.Z czerwonego budynku wyszedł oficer sztabowy w randze kapitana, rozej-rzał się i podszedł do nich. Jesteście z kompanii A , z 69 Palamcottahskiego? spytał rozwlekłymtonem Gabriela.Ten potwierdził. Dobrze, przyszedł rozkaz w waszej sprawie.Na razie zostajecie na miejscu. Zostajemy na miejscu? Co? Tu? Tak postanowiono. Kapitan zdjął kask tropikalny i odsłaniając błysz-czącą łysinę wytarł głowę chusteczką. Potworny upał dodał. Na czym stoimy? spytał Gabriel. To znaczy, jak przedstawia się sy-tuacja?139W trakcie rozmowy usłyszeli dalsze sygnały trąbki. Zaciekły opór na wykopie kolejowym odparł kapitan. Wycofujemysię.W szyku bojowym dodał pospiesznie. Zaczekamy na dzisiejsze lądowa-nie głównych sił.Muszę lecieć.Gabriel obserwował, jak kapitan wchodzi do siedziby sztabu.Wrócił doGleesona. Wygląda na to zakomunikował że pozostajemy na miejscu.*Gabriel i Gleeson stali w pewnej odległości, kiedy Radżputowie i Pionierzyw bezładnym szyku wracali do obozu.Jedni byli przestraszeni, inni rozprawializ histerycznym podnieceniem.Obserwowali, jak wnoszono na plażę i opatry-wano tuziny rannych.Wkrótce teren dokoła czerwonego budynku zapełnił sięwycieńczonymi żołnierzami. Nie jest to przyjemny widok powiedział Gleeson. Prawda?W porze lunchu Gabriel poszedł do siedziby sztabu, żeby zasięgnąć dalszychinformacji.Wydawało się, że lądowanie głównych sił na plażach B i Cwokół cypla przebiega w normalnym tempie, tyle jednak wyładowano ludzi iekwipunku, że zabrakło miejsca dla Palamcottahów.Prawdopodobnie zostanąna Homayunie przez jeszcze jeden dzień. Wygląda na to, że na razie nie ruszymy się stąd poinformował Gleeso-na.*Po południu przez dwie godziny padał deszcz i wszyscy znów przemokli dosuchej nitki.W normalnych warunkach Pułk Palamcottahski miał swych traga-rzy i służących, którzy gotowali i troszczyli się o potrzeby żołnierzy, ale skoroludzie ci nic wylądowali w pierwszym transporcie, należało samemu zadbać osiebie.Choć nie był głodny, Gabriel z prawdziwą przyjemnością napił się świe-żego mleka kokosowego, którego było tu pod dostatkiem.Pech chciał, że go-dzinę pózniej dostał ostrej biegunki.W rezultacie pod koniec pierwszego dniapobytu na ziemi nieprzyjaciela czuł się słaby, cierpiący, a do tego przygnębionyi brudny.Udało mu się na szczęście ogolić przed ponownym wyruszeniem dosiedziby dowództwa, gdzie chciał zasięgnąć informacji co do dalszych rozka-zów dla Kompanii A. Rany boskie! Nic panu nie dolega? spytał Bilderbeck. Wygląda panokropnie. Brzuch mi wysiadł wyznał Gabriel. Ale co nowego? Cholerna jatka, ot co odparł gwałtownie Bilderbeck. Cholerna jatka. Co pan tam trzyma, jeśli wolno spytać? zaciekawił się Gabriel.140Bilderbeck stał w połowie schodów prowadzących na pierwsze piętro.Trzymał jakiś węzełek wyglądający na bieliznę damską. Bieliznę damską odparł. Dzięki gospodyni, która nas opuściła, będęmiał dziś w nocy miękkie posłanie.Nie uwierzyłby pan obejrzał się na prawo ilewo, żeby się upewnić, czy nikt nie podsłuchuje zgubiłem poduszkę. Wy-buchnął gromkim śmiechem.Gabriel odpowiedział nerwowym chichotem.Niech pan wezmie kilka halek zaproponował Bilderbeck i pozbył się połowywęzełka. Nie ma sensu spać na gołej ziemi.Gabriel poszedł za nim na skrawek pstrokatego trawnika, ciągnącego sięprzed domem od strony lądu, i obserwował, jak tamten mości sobie posłanie zliści palmowych i damskich halek. Co się dzisiaj wydarzyło? znów spytał Gabriel. Odniosłem wrażenie,że nie wszystko przebiegało zgodnie z planem. Mówiąc oględnie odparł Bilderbeck i końcem buta poprawił prowizo-ryczne posłanie. To wina tej cholernej, przeklętej, głupiej floty i tyle dodał. Wszystko przez to idiotyczne zawieszenie broni.Kiedy wczoraj rano Foxwszedł do Tangi, żeby zerwać wcześniejsze porozumienie, zasygnalizowałNiemcom o naszym ataku z dwudziestoczterogodzinnym wyprzedzeniem.VonLettow-Vorbeck miał dość czasu, by ściągnąć koleją swe wojska z Moszi. A więc Tanga była p u s t a? Tak, pusta. A teraz jest dobrze przygotowana do obrony. Z każdą godziną coraz lepiej. Twarz Bilderbecka rozjaśnił na sekundęanielski uśmiech.Wyciągnął z kieszeni kapciuch i podał Gabrielowi. Fajkę? spytał. Nie, dziękuję. Gabriel wyjął papierośnicę i zapalił papierosa. A więc jutro ruszamy do ataku powiedział, czując lekki ucisk w pier-siach. Czy Północni Lancasterczycy już wylądowali? Tak.Będą walczyć na lewym skrzydle. Dobrze odparł Gabriel.Jego zdaniem batalion wojsk brytyjskich zu-pełnie zmieniał sytuację. A co z prawym skrzydłem? spytał Bilderbeck, wypowiadając głośnociche obawy Gabriela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]