[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą tamtym staruchom i niemowlętom brakowało bodaj iskierki użytecznej wiedzy czy talentu.Kiedy obowiązki na to pozwalały, Mogaba spacerował główną trasą łączącą Pałac z południowym wejściem do miasta.Mury ob­ronne - od wielu dziesięcioleci wciąż w budowie, której końca nie było widać - nie miały znaczenia, interesował go przede wszystkimi kompleks południowej bramy, już całe wieki temu odebrany i wdrożony do użytku.Szukał idealnego miejsca, w którym dokona się kres Protektoratu.Cztery wyprawy nie przyniosły jak dotąd żadnego rezultatu.Oczy­wiste miejsca były właśnie takie: oczywiste.Duszołap będzie się strzeg­ła.Zbyt dobrze poznała ludzką naturę, by nie zdawać sobie sprawy, że plotki podsycane kryzysem na południu ożywią opozycję wobec, jej rządów.Powoli dochodził do wniosku, że tego w ogóle nie da się zrobić na ulicy.Ale im dłużej będą całą sprawę odwlekać, tym większych ona nabierze podejrzeń wobec swych kapitanów.Żadnym sposobem nie uda im się opanować zdenerwowania.Cała rzecz musiała stać się natychmiast po jej przybyciu do miasta lub bezpośrednio w chwili wejścia do Pałacu.Albo nigdy.Mogli przecież zapomnieć o całej sprawie, wrócić do swej roli wiernych piesków i razem z nią wyczekiwać katastrofy nadciągającej z południa.Na myśl o Kompanii Mogaba zadrżał i ogarnęła go najsilniejsza ze wszystkich dotychczasowych pokus, by zrezygnować ze spisku wymierzonego przeciw Protektorce.W nadchodzącej wojnie Duszo­łap zapewne okaże się najsilniejszą bronią.Brama.Południowa brama.To musiało stać się tutaj.Jej masyw został zaprojektowany z myślą o dokładnie takich scenach, aczkol­wiek w większej skali.Kiedy wrócił do pałacu, Aridatha Singh już tam na niego czekał.- Przybył posłaniec, Generale.Protektorka dotarła do Dejagore.Zatrzymała się tam, by dokonać przeglądu wojsk, aczkolwiek wróg najwyraźniej ma jeszcze długą drogę do przebycia.Mogaba skrzywił się.- A więc nie zostało nam dużo czasu.Nasi kurierzy z pewnością nie wyprzedzają jej znacznie.- Kwestią nie dopowiedzianą, z której jednak obaj doskonale zdawali sobie sprawę, pozostawał fakt, że co­raz mniej czasu zostało im na decyzję, od której nie będzie odwrotu.Potem Mogaba znienacka jęknął.Zdał sobie bowiem sprawę, że Protektorka może pozbawić ich choćby cienia sposobności równie łatwo, jak pstryknąć palcami.40.Terytoria Tagliańskie:Nad jeziorem TanjiDogoniliśmy Śpioszkę na wzgórzach okalających południowy brzeg jeziora Tanji.Pani pospieszyła naprzód.Powinna wiedzieć le­piej, ale nie potrafiła się powstrzymać.Komandosi Popłocha Singha wciąż byli gdzieś przed awangardą głównych sił.Dostatecznie blisko, żeby można było dostrzec łunę ich ognisk ponad barierą wzgórz, jednak niedawne ulewy sprawiły, że dzielące nas od nich strumienie wystąpiły z brzegów, zamieniając wąwozy w rzeki nie do przebycia.Co zresztą stanowiło jedyną przy­czynę tak szybkiego dopędzenia Śpioszki.Powodzie spowolniły tem­po jej marszu.- To nie potrwa długo - zapewniła nas.- Chyba że jeszcze popada.Te wezbrane wody szybko tutaj opadają.Wiedziałem o tym.Na tych wzgórzach wiele lat temu walczyłem z Władcami Cienia.Moja żonę wyprowadziło to z równowagi.Wsiadła na Tobo, któ­ry wraz z ojcem próbował na powrót dogadać się z Sahrą.- Kiedy masz zamiar dowiedzieć się wreszcie o tych przeklętych latających słupach tyle, żeby można je było jakoś wykorzystać? - Niewielka powódź nie zatrzyma nikogo, kto potrafi latać.Tobo powiedział Pani prawdę, czyli ostatnią rzecz, jaką ta chciała usłyszeć.- Mogą minąć jeszcze miesiące.Może nawet lata.Jeśli tak nam zależy na większej mobilności, dlaczego nie obudzimy Wyjca i nie zamówimy u niego kilku latających dywanów?Natychmiast rozgorzał ostry spór, do którego każdy próbował wtrącić swoje trzy grosze.Goblin, Doj, Pani, Tobo, Sahra, Wierzba Łabędź, Murgen, znowu Goblin.Nawet Thai Dei sprawiał takie wra­żenie, jakby też miał własne zdanie, które jednak postanowił zatrzy­mać dla siebie.Po chwili zdałem sobie sprawę, że Śpioszka nic nie powiedziała.W rzeczy samej, jej oczy zaszły mgłą.Znajdowała się daleko, na­prawdę daleko stąd.Głębia jej zatopienia w sobie była wręcz nie­pokojąca.Pozostali milkli jeden po drugim.Powoli wszystkich ogarniał jakiś profetyczny, emocjonalny mrok.Zerknąłem na Nieznane Cienie, ale niczego nie zobaczyłem.Co się działo?Tobo przemówił pierwszy:- Kapitanie? O co chodzi? - Z twarzy Śpioszki powoli odpły­wała krew.Wstałem, by poszukać apteczki.Jakoś jednak doszła do siebie.- Tobo.- Jej głos był pełen takiego napięcia, że natychmiast za­panowała całkowita cisza.- Pamiętałeś o tym, żeby przebudować bra­mę cienia tak, żeby się nie rozpadła wraz ze śmiercią Długiego Cienia?Cisza stała się jeszcze głębsza.Nagle wszyscy wstrzymaliśmy oddechy.I patrzyliśmy na Tobo.A każdy z nas znał odpowiedź na to pytanie, nawet jeśli żadnego z nas tam nie było i nikt nie chciał, aby ta odpowiedź okazała się prawdziwa.Śpioszka powiedziała:- W Hsien mają go już mniej więcej od czasu, kiedy my dotar­liśmy tu na miejsce.To jest słaby starzec.Nie pożyje długo.Tobo bez jednego słowa zaczął się sposobić do drogi.Jęknąłem, z trudem się podniosłem i również wziąłem za zbieranie rzeczy.Tobo już mówił ojcu i Wujkowi Dojowi, jak radzić sobie z Voroshk.- Muszą przez cały czas mieć jakieś zajęcie.Najlepiej niech się uczą.Trzymajcie ich z dala od Goblina.Chorego trzeba karmić siłą.Nie sądzę, aby miał długo pociągnąć.Nie byłem pewien, czy dobrze usłyszałem tę ostatnią uwagę.Mó­wił bardzo cicho.Miał rację.Życie powoli wyciekało z dzieciaka.Nie byłem w sta­nie nic zrobić.Spojrzałem ponuro na Panią, która nie zdradzała najmniejszej ocho­ty, by zrobić to, co konieczne.Powiedziałem:- Musisz z nami jechać.Po Tobo jesteś naszym najlepszym me­chanikiem od bram.- Podałem jej dłoń.Murgen, jak zauważyłem, nie zwracał najmniejszej uwagi na in­strukcje syna.Również przygotowywał się do podróży.Rysy Pani stwardniały.Ujęła moją dłoń.Wstała i spojrzała na północ.Nie było już widać łun ognisk w obozie Popłocha.Skrywała je gruba zasłona deszczu.Kilku pozostałych, między innymi Wierzba Łabędź, też zaczęło się zbierać do drogi.Nie podano żadnych imion, nie wydano żadnych rozkazów.Ci, którzy musieli jechać, oraz ci, którzy sądzili, że mogą się na coś przydać, zaczęli pakować manatki.Nikt nie narzekał.Nikt bodaj nie odezwał się słowem.Byliśmy zbyt zmęczeni, by marnować siły na cokolwiek, świadomi oczekującego nas zadania.Nikt również nie wytykał nikogo palcem.Nie potrzeba było ge­niusza, żeby pojąć, iż Tobo po prostu zagubił się w nawale pracy, ponieważ co chwilę ktoś czegoś odeń chciał.Najbardziej winna była Śpioszka.Ona powinna było zadbać, żeby wszystko zostało zrobio­ne.Powinna sporządzić sobie odpowiednią listę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl