[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niektóre z mięśni pacjenta drgnęły, a potem rozluźniły się i oddech ustał.Doktor Goodman błyskawicznie wprowadził do tchawicy rurkę i nacisnąwszy worek oddechowy, napełnił płuca uśpionego mieszanką gazów, osłuchując przy tym stetoskopem jego klatkę piersiową.Z obu stron nadymała się równomiernie i do pełna.Kiedy doprowadzono do funkcjonowania opaskę uciskową, do sali wpadł dr Spallek i operacja poszła raz dwa.Chirurg otworzył staw jednym dramatycznym cięciem.- Proszę bardzo - rzekł, trzymając skalpel w górze i przekrzywiając głowę, żeby lepiej podziwiać swoje dzieło.- A teraz czas na pociągnięcie godne Michała Anioła.Penny O’Rilley wywróciła oczami na tę teatralną manierę, ale kiedy wręczała mu nóż do łękotki, jeszcze się uśmiechała.- Proszę mi namaścić ostrze - rzekł dr Spallek, wyciągając nóż do asystenta, który spryskał jego koniuszek przeznaczonym do tego celu płynem.Wsunąwszy nóż do stawu kolanowego, chirurg przez dłuższą chwilę obracał nim na ślepo, z twarzą zwróconą ku sufitowi.Ciął kierując się wyłącznie dotykiem.Rozległ się cichy zgrzyt, a potem trzask.- W porządku - oznajmił Spallek przez zaciśnięte zęby.- Oto winowajca.Zniszczona chrząstka wyszła ze stawu.- A teraz proszę wszystkich o uwagę.Widzicie to małe rozdarcie od wewnętrznej strony? Ono właśnie było źródłem kłopotów naszego pacjenta.Doktor Colbert spojrzał najpierw na chrząstkę, a potem na Penny O’Rilley.Oboje skinęli potakująco głowami, zastanawiając się przy tym skrycie, czy to małe rozdarcie nie jest przypadkiem wynikiem cięcia nożem chirurgicznym na ślepo.Zadowolony z siebie dr Spallek odszedł od stołu i z trzaskiem ściągnął rękawice.- Doktorze Colbert, proponuję, żeby zszył pan ranę.Cztery zera katgut chromowy, pięć zer katgut i sześć zer jedwabne skóra.Znajdzie mnie pan w świetlicy - dokończył.I już go nie było.Przez chwilę dr Colbert bez większego zapału osuszał tamponem ranę.- Długo to potrwa? - spytał dr Goodman nad parawanem.Colbert podniósł głowę.- Piętnaście do dwudziestu minut - odpowiedział.Ujął szczypczyki z ząbkami i wziął od Penny O’Rilley pierwszą nić.Kiedy nakłuł skórę, Berman poruszył się.W tej samej chwili Goodman wyczuł opór w worku oddechowym.Odniósł wrażenie, że operowany próbuje oddychać samodzielnie.W dodatku ciśnienie krwi wzrosło do 110 na 80.- Musiał się trochę ocknąć - rzekł doktor Colbert, usiłując porozdzielać warstwy tkanek w ranie.- Dam mu jeszcze tego miłosnego napoju - powiedział Goodman i wstrzyknął cały centymetr sześcienny innovaru, gdyż strzykawka z tym lekiem była nadal wbita w wąż kroplówki.Później przyznał, że mógł to być z jego strony błąd.Powinien był zastosować wyłącznie środek przeciwbólowy, fentanyl.W rezultacie ciśnienie krwi szybko spadło i Berman znów zapadł w głęboki sen.Tętno wzrosło do 80 uderzeń na minutę, po czym opadło do zadowalających 72.- Teraz nic nie poczuje - oznajmił doktor Goodman.- Świetnie.Penny, podawaj mi chromowe, bo chcę z tym skończyć.Asystent pracował szybko, zszywając najpierw torebkę stawową, a potem tkanki podskórne.Nikt się nie odzywał.Mary Abruzzi usiadła w kącie i włączyła tranzystorowe radyjko.Przez salę popłynęła bardzo cicha muzyka.Doktor Goodman wpisywał ostatnie uwagi na karcie znieczulenia.- Nici skórne - zażądał Colbert, prostując się znad kolana, nad którym stał pochylony.Rozległo się znajome plaśniecie, kiedy pielęgniarka wetknęła mu do ręki imadło.Mary Abruzzi uniosła od dołu maseczkę i wymieniła zużytą gumę do żucia na nową porcję.Zaczęło się od pojedynczego przedwczesnego skurczu komorowego, po którym nastąpiła równoważąca pauza.Spojrzenie doktora Goodmana powędrowało na monitor.Colbert poprosił właśnie o więcej nici.Goodman zwiększył dopływ tlenu, żeby usunąć gaz rozweselający.I wtedy doszło do kolejnych dwu nienormalnych skurczów pochodzenia pozazatokowego.Serce przyspieszyło rytm uderzeń do około 90 na minutę.Zmiana ta zwróciła uwagę instrumentariuszki, która spojrzała na Goodmana.Upewniwszy się, że anestezjolog czuwa, zajęła się na powrót zaopatrywaniem asystenta w nici i kiedy tylko wyciągnął rękę, wkładała mu do niej imadło z nawleczoną igłą.Doktor Goodman zamknął dopływ tlenu podejrzewając, że osierdzie, czyli mięsień sercowy pacjenta może być szczególnie wrażliwy na duże stężenie tlenu, jaki znajdował się właśnie we krwi.Później przyznał, że to również mógł był błąd.Zaczął wypełniać płuca Bermana sprężonym powietrzem.Pacjent nadal nie oddychał samodzielnie.I wtedy serce doktora Goodmana podskoczyło ze strachu, bo oto w szybkich odstępach czasu nastąpiło kilka serii dziwnych przedwczesnych skurczów, które, o czym wiedział aż nazbyt dobrze, często zwiastują zatrzymanie akcji serca.Kiedy nadmuchiwał mankiet ciśnieniomierza, wyraźnie drżały mu ręce.Ciśnienie krwi spadło bez widocznego powodu i wynosiło 80/55.Spojrzał na monitor, bo częstotliwość przedwczesnych skurczów zwiększyła się.Buczący sygnał rozlegał się coraz częściej, wwiercając się w mózg.Spojrzał na aparat do narkozy i na kanister pochłaniający dwutlenek węgla, gorączkowo starając się znaleźć wyjaśnienie.Czuł, że kiszki zaczynają odmawiać mu posłuszeństwa, i zmusił się do zaciśnięcia mięśni odbytu.Ogarnęło go przerażenie.Coś było nie tak, jak powinno.Przedwczesne skurcze zagęszczały się, wypierając normalne uderzenia serca, a elektroniczny sygnał na monitorze zaczął skakać po bezsensownym torze.- Co się, do diabła, dzieje? - krzyknął dr Colbert, odrywając wzrok od szwów.Goodman nie odpowiedział.Drżącymi rękami szukał strzykawki.- Lidokaina! - wrzasnął na pielęgniarkę.Chciał ściągnąć plastikowy kapturek z końca igły, ale ten nie chciał zejść.- Cholera jasna! - krzyknął i cisnął strzykawkę o ścianę, załamując się kompletnie.Zdarł celofanowe opakowanie z drugiej strzykawki i jakoś udało mu się ściągnąć kapturek z igły.Mary Abruzzi próbowała przytrzymać butelkę z lidokainą, ale tak jej się trzęsły ręce, że okazało się to niemożliwe.Wyrwał jej butelkę i wbił igłę.- Rany boskie, facetowi stanie serce - powiedział z niedowierzaniem dr Colbert.Wpatrywał się w monitor.W prawej ręce nadal trzymał imadło z igłą, a w lewej szczypce o ostrych zębach.Goodman nabrał lidokainy do strzykawki.Butelka wypadła mu z rąk, rozbijając się na wykładanej kafelkami podłodze.Powstrzymując drżenie, usiłował wprowadzić igłę do węża kroplówki, ale udało mu się tylko ukłuć się w palec wskazujący, z którego wypłynęła kropla krwi.Tranzystor rozbrzmiewał w tle jękliwym głosem Glena Campbella.Zanim Goodmanowi udało się wstrzyknąć lidokainę do kroplówki, monitor wrócił nagle do równego, przedkryzysowego rytmu.Nie wierząc własnym oczom, anestezjolog patrzył, jak elektroniczny punkcik kreślił znajomy, normalny wzór.Złapawszy worek oddechowy, szybko nadął płuca Bermana.Ciśnienie krwi wynosiło 100/60, a tętno wróciło powoli do około siedemdziesięciu uderzeń na minutę.Na czole doktora Goodmana zebrały się kropelki potu i z grzbietu nosa skapnęły na kartę znieczulenia.Serce biło mu z szybkością stu uderzeń na minutę.Doszedł do wniosku, że wbrew temu, co przedtem myślał, prowadzenie narkozy nie zawsze jest nudne.- Co to wszystko miało znaczyć? - spytał Colbert.- Pojęcia nie mam - odparł Goodman.- Ale niech pan kończy.Chcę go obudzić.- Może monitor się zepsuł - podsunęła Mary Abruzzi, siląc się na optymizm
[ Pobierz całość w formacie PDF ]