[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiedziano jednak dobrze, jakie byłowłaściwe znaczenie tego rodzaju pogróżek i rozkazów;wiedziano i to także, że im gwałtowniejszy był wybuchgniewu, tym większa pózniej pobłażliwość i wy-rozumiałość.Poprzestano więc na tym, iż nieco dalejskazany przed chwilą wiwandier oczekiwał na klęczkachprzejazdu cesarza, a obok niego jakaś kobieta i kilkoroprzygodnie zebranych dzieci.Cesarz uspokojony już zapytał obojętnie: Czego chcecie?" i kazałuwolnić skazańca.Nie zdążył jeszcze zsiąść z konia, gdy ujrzał nadjeż-dżającego co koń wyskoczy Belliarda, od lat piętnastutowarzysza broni Murata, a w owym czasie szefa jegosztabu.Zdumiony sądził, iż stało się coś złego.LeczBelliard uspokoił go, po czym dodał: że w pobliżuWiazmy poza głębokim jarem, w nader obronnej pozycji,ukazały się liczne gotowe do walki pułki nieprzy-jacielskie; że również ruszyła z obu stron jazda; że po-trzebując nieodzownie wsparcia piechoty, król osobiściestanął na czele jednej z dywizji Davouta i poprowadził jąw ogień, gdy wtem nadbiegł marszałek i kazał zatrzymaćsię swoim szeregom, ganiać głośno taktykę króla iniesubordynację swoich generałów; że wówczas Muratna próżno powoływał się na piastowaną przez siebiegodność i na ważny, nie cierpiący żadnej zwłoki momentwalki; że wobec tego oświadcza cesarzowi, iżzniechęcony już jest okazywaną mu ustawicznie niena-wiścią i lekceważeniem i że cesarz wybierać musi po-między nim a Davoutem."Wysłuchawszy raportu Napoleon zawrzał gniewem iwołając: że Davout zapomina o wszelkiej subordynacji ilekceważy w osobie Murata cesarskiego szwagra izastępcę!" wysłał Berthiera z rozkazem natychmiasto-wego oddania dywizji Compansa tej właśnie, którazatarg spowodowała pod bezpośrednią komendę króla.Davout przyjął w milczeniu uwagi, dotyczące użytychprzez się zewnętrznych form i wyrażeń, lecz broniłuporczywie treści całego zajścia, bądz to dlatego, iżodnosił się do króla z nie tajoną niechęcią i uprzedze-niem, bądz też, że istotnie lepiej ocenił właściwościterenu i odpowiednią do nich taktykę.Tymczasem walka ucichła i Murat rozpamiętywaćmógł bez przeszkód wszystkie szczegóły sprzeczki z Davoutem.Zamknięty w namiocie, sam na sam z nieod-stępnym Belliardem, w miarę jak odtwarzał w pamięcicałe zachowanie się marszałka, rumieniec gniewu i wsty-du oblewał mu czoło, a krew burzyła się w żyłach. Został zignorowany, zelżony publicznie, a Davout żyłjeszcze i żadnej nie poniósł kary! Obojętny mu jestgniew cesarza i powzięta przezeń decyzja, gdyż krwiątylko zmazać można podobną zniewagę! Szpadzie swojejwszystko zawdzięcza i ze szpadą w dłoni szukać będziezadośćuczynienia za krzywdę i obelgi!" I chwytałjuż za oręż, by szukać marszałka, gdy Belliard jął powstrzymywać go i uspokajać, powołując się na wy-jątkowe okoliczności, na armię, której należało świecićprzykładem, na uchodzącego coraz dalej nieprzyjaciela,którego mogły jeno cieszyć i radować tego rodzajuniesnaski i kłótnie.Król jak mówił generał przeklinał swoją koronę istarał się przełknąć obrazę, ale łzy bólu i gniewu spłynęłymu po licach na galony i hafty munduru.Podczas kiedyMurat tak ciężko przeżywał te chwile, Davoutnajspokojniej siedział w swojej kwaterze i w dalszymciągu twierdził z uporem, iż cesarz oszukiwany był irozmyślnie w błąd wprowadzany.Napoleon powrócił do Wiążmy, gdzie winien był ogar-nąć całokształt tej nowej zdobyczy oraz związane z niąkorzyści.Wiadomości otrzymane z głębi Rosji świad-czyły o tym, iż rząd rosyjski sobie przypisuje naszesukcesy i stara się przekonać naród, że utrata tylu pro-wincji była wynikiem powziętego z góry planu cofaniasię na całej linii.Przejęte w Wiazmie papiery stwierdzałynadto, że w Petersburgu, z racji rzekomych zwycięstwpod Witebskiem i Smoleńskiem, odśpiewano pocerkwiach uroczyste Te Deum.Zdziwiony i oburzonytym Napoleon zawołał: Uroczyste Te Deum!.Okłamu-ją tedy równie bezczelnie Boga, jak ludzi!".l września około południa Murat stanął tuż w pobliżuGżacka.Niewielki lasek sosnowy odgradzał jazdę nasząod miasta.Obecność kozaków zmusiła króla do na-tychmiastowego działania.Poszło w ogień kilka pułków.Niebawem jednak, zniecierpliwiony zbyt przewlekłąwedług niego walką, Murat skrzyknął kilkudziesięciujezdzców i wyparłszy Rosjan z lasku, znalazł się u bramGżacka.Widząc to Francuzi natarli ze zdwojonym ani-muszem i zajęli wnet miasto aż po rzekę, która dzieliła jena dwie części.Lecz mosty na rzece stały już w pło-mieniach.W Gżacku, tak jak w Smoleńsku i w Wiazmie, bądz toprzypadkowo, bądz też na skutek dawnych obyczajówtatarskich, targ i bazary znajdowały się od stronywschodniej, na przeciwległym nam brzegu.Tylne strażerosyjskie osłonięte rzeką miały zatem dość czasu, abyspalić całą tę dzielnicę.Reszta miasta ocalała li tylkodzięki zwinności i odwadze Murata.Przepłynięto rzekę Gżack jak kto mógł: na tratwach, nabelkach i wpław
[ Pobierz całość w formacie PDF ]