[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na maksa.Z wąskiej lufy miotaczy strzelał błękitny promień, który powinien być widoczny na wiele mil.Nie wiedzieli, jaki zasięg mają komunikatory w hełmach, ale z pewnością mogli liczyć na skuteczność błyskowych sygnałów ostrzegawczych.- Zrobi się! - Renfry już wspinał się po drabinie, nie okazując rozczarowania, że nie będzie jednym z odkrywców.Ruszyli w stronę budynków.Ashe szedł przodem, a Ross i Travis kroczyli z tyłu.Indianin przyglądał się piaskowi pod stopami.Nie wiedział, czego szuka.Przecież na tych luźnych, sypkich ziarenkach nie pozostałyby żadne ślady.Ślady! Spojrzał za siebie.Nawet niewielkie wgłębienia po stopach były prawie niewidoczne.Piach nie pokrywał jednak całej planety.Travis stąpnął w bok, aby ominąć pękniętą betonową płytę przechyloną na jedną stronę i odsłaniającą wgłębienie.Zawahał się, spoglądając w dół.Zeszłej nocy wiał wiatr, Indianin czuł go wyraźnie na górze przy luku wejściowym statku.Dzisiaj powietrze stało nieruchomo, nawet najmniejszy podmuch nie przesuwał drobinek piasku.A w tym wgłębieniu nie było piachu.Instynkt podpowiadał mu, że oznacza to coś niedobrego.Nękany podświadomym niepokojem, ukląkł, aby przyjrzeć się jamie.Zobaczył to, co w innym wypadku uszłoby jego uwagi - otwór w ziemi, gdzie nie zebrał się piasek.Wiedziony impulsem, przesunął opuszkami palców po wgłębieniu.W dotyku wyczuł coś tłustego.Zdjął hełm i podniósł palce do nosa.Cuchnący, słodki odór - czegoś żyjącego, czegoś, co nie dbało o higienę ciała.Tego był pewien! Stwór najwidoczniej przycupnął na dłuższy czas w dobrze wybranej kryjówce, z której mógł niepostrzeżenie obserwować statek.Travis wywnioskował, że obca istota posiada pewnego rodzaju inteligencję.Założył hełm i przez komunikator powiadomił o swoim odkryciu resztę załogi.- Twierdzisz, że musiało tu siedzieć jakiś czas? - spytał Ashe.- Tak.A odeszło całkiem niedawno.- Doszedł do tego wniosku, widząc niewielkie wgłębienie, które musiało powstać w skutek nacisku ciepłego ciała na piaszczyste podłoże w obrębie małego schronienia.- Żadnych śladów?- Nie byłoby ich tu widać.- Travis uniósł stopę i postawił ją na ziemi.- Nie, nie ma mowy o śladach.Ukryty obserwator mógł przybyć tylko z jednego miejsca - z budynków, w połowie zakrytych pod przemieszczającymi się wydmami.Wstał i ostrożnie ruszył do przodu, trzymając ręce blisko zatkniętej za pas broni.Poczucie czającego się niebezpieczeństwa było wyjątkowo silne.Ashe zatrzymał się przed budynkami.Gdy przyjrzał się strukturze, zorientował się, że to jedna budowla.Niskie, pozbawione okien przejście łączyło dwa skrzydła z głównym blokiem.Travis wiedział, jaki wpływ na struktury skalne mają wiatr i erozja.Tutaj te same czynniki od dawna żłobiły w kamieniu wgłębienia, zaokrąglając i polerując krawędzie, dopóki ściany nie upodobniły się wyglądem do wszędzie widocznych wydm.Mężczyźni nie dostrzegli okien ani drzwi.Tylko na krańcu skrzydła widniało zagłębienie w wydmie, łamiące naturalną linię wyznaczoną przez wiatr.Załamanie było dostatecznie niezwykłe, aby przyciągnąć wyostrzoną uwagę Indianina.- Tam - zawołał, zapominając o komunikatorze w hełmie.Powoli, z ostrożnością myśliwego podkradającego się do płochliwego zwierzęcia, ruszył ku przerwie w wydmie.Nie widział żadnych śladów, a mimo to wyczuwał, że zmiana w wyglądzie piaszczystego wzniesienia zaistniała niedawno z powodu czegoś, co poruszało się w określonym celu.Z pewnością nie był to skutek działania wiatru.Okrążył wydmę, która sięgała mu do ramion, i oparł się o ścianę.Nie mylił się.Piach został odrzucony i zablokowany luźno po dwóch stronach, jakby jakieś drzwi otwarły się na zewnątrz.- Osłaniaj go! - Cień Ashe'a przeciął skąpany słońcem wzgórek i spotkał się z drugim, rzucanym przez Rossa.Z dwoma agentami czasu po bokach Apacz rozpoczął wnikliwe badanie zewnętrznej strony muru.Nie widział żadnej różnicy w gładkiej powierzchni, lecz jego palce wyczuły coś mniej więcej na poziomie bioder.Namacał pasek biegnący aż do ziemi, który różnił się w dotyku od materiału powyżej i po bokach.Spróbował nacisnąć, ciągnąć, w końcu naparł całym ciężarem, chcąc przesunąć fragment płyty, ale skała nie ustępowała.Był prawie pewien, że ta część się otwiera.Stąd ślady na piasku.W końcu, opierając się na rękach i kolanach, wcisnął końcówki palców pod mur tuż przy ziemi.Wtedy odkrył szorstki pędzelek włosów wystający z niewidocznej szczeliny.Pomagając sobie czubkiem noża, uwolnił kosmyk.Włosy były sztywniejsze niż sierść znanych mu zwierząt, a każdy pojedynczy włos był sześciokrotnie grubszy od ludzkiego.Maskujący szarobiały kolor sprawiał, że zlewały się z odcieniem piasku i na tle wydm były niewidoczne.Tłusty kosmyk przylgnął mu do palców.Travis nie musiał wąchać swego znaleziska, aby stwierdzić, że cuchnie.Oddał je Ashe'owi, czując wzrastający niesmak.Dowódca wyprawy badawczej włożył trofeum do jednej z kieszeni paska.- Jest jakaś szansa, żeby to otworzyć? - Wskazał na ukryte drzwi.- Nie sądzę - odparł Travis.- Prawdopodobnie są zabezpieczone od wewnątrz.Przyglądali się niepewnie budynkowi.Poza nim rozpościerała się pustynia, sięgająca aż po horyzont, gdzie zeszłej nocy płonął ogień.Jeżeli była tu jakaś zagadka, jej rozwiązanie leżało wewnątrz tej budowli, a nie w pustynnym krajobrazie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]