[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszę z nimi tę kwestię dopiero, gdy będę miał pewność, że statek naprawdę cię interesuje.- Rany, Davadzie, nie sądzisz chyba, że jestem taki naiwny.Mó­wisz o tym wraku jak o dziecku.Jego właścicieli na pewno ucieszy moja oferta.Wreszcie się go pozbędą.Gdyby był zdatny do żeglugi, chyba nie leżałby tu jak kłoda.- No cóż.- Długa pauza.- Obawiam się, że mimo wszystko Ludluckowie nie sprzedadzą ci statku, skoro chcesz go posiekać.Nawet oni czegoś takiego nie zrobią.- Głośno zaczerpnął oddechu.- Mingsleyu, ostrzegam cię, nie rób tego.Kupić statek i odremonto­wać go to jedna sprawa.jednak twoja propozycja dotyczy czegoś zupełnie innego.Jeśli potniesz “Paragona” na kawałki, żaden z Pierwszych Kupców nie będzie z tobą robił interesów.A mnie ja­ko pośrednikowi nigdy by nie wybaczono.- W takim razie ostrożnie przedstaw moją ofertę, a ja zobowią­zuję się zachować dyskrecję.- Głos Mingsleya brzmiał protekcjonal­nie.- Wiem, że Pierwsi Kupcy z Miasta Wolnego Handlu hołdują rozmaitym dziwacznym przesądom.Nie zamierzam ich lekceważyć.Jeśli właściciele zaakceptują moją propozycję, wsiądę na statek i od­płynę nim daleko.Dopiero tam go zdemontuję.Jak to mówią: co z oczu, to z serca.Czy takie rozwiązanie cię satysfakcjonuje?- Przypuszczam, że musi - mruknął mężczyzna z rozgorycze­niem.- Przypuszczam, że tak.- Och, nie bądź taki ponury.Chodź.Wrócimy do miasta.Za­praszam cię na kolację do Souski.Musisz przyznać, że jestem hojny, ponieważ znam tamtejsze ceny, a poza tym widziałem, ile potrafisz zjeść.- Młodszy mężczyzna roześmiał się, rozweselony swoim żar­tem.Starszy nie przyłączył się.- A wieczorem udasz się do rodziny Ludlucków i oględnie przedstawisz im moją ofertę.Wszyscy będą zadowoleni.Pieniądze dla właścicieli, prowizja dla ciebie, wielkie zapasy rzadkiego drewna dla moich sponsorów.Wykaż luki w mo­im rozumowaniu, Davadzie.- Nie potrafię - przyznał cicho starszy mężczyzna.- Obawiam się jednak, że to przedsięwzięcie ci się nie uda.Na razie wprawdzie statek się nie odezwał, jest już wszakże żywą istotą i ma własny ro­zum.Spróbuj go posiekać na kawałki, a jestem pewien, że szybko przerwie milczenie.Mingsley zaśmiał się wesoło.- Tym stwierdzeniem jedynie wzbudziłeś moje zainteresowanie, drogi przyjacielu.Wiem, że o to ci chodziło.Wracajmy do miasta.“U Souski”, pamiętasz? Kilku moich sponsorów bardzo by cię chciało poznać.- Obiecałeś dyskrecję! - sprzeciwił się starszy mężczyzna.- Och, tak, i zapewniam cię, że dotrzymam słowa.Nie możesz jednakże oczekiwać, iż ktoś da mi bez słowa pieniądze.Moi przyja­ciele muszą wiedzieć, co kupują i od kogo.Zapewniam cię, że to bar­dzo dyskretne osoby, każda z nich.“Paragon” przez długi czas słuchał oddalających się kroków.W końcu do jego uszu docierały już tylko wszechobecne odgłosy fal i krzyki mew.- Posiekany na kawałki - oświadczył głośno.- No cóż, nie brzmi to najprzyjemniej.Z drugiej jednak strony, może lepszy taki stan niż wieczne leżenie tutaj.To mogłoby mnie zabić.Może umarł­bym.Taka perspektywa zadowalała go i przez chwilę ją rozważał.W końcu i tak nie miał nic innego do roboty.3.EPHRON VESTRITEphron Vestrit umierał.Ronica uświadomiła sobie ten fakt, pa­trząc na wychudłą twarz męża.Ephron umierał.Poczuła falę gnie­wu, zdenerwowała się na niego.Jak mógł jej coś takiego zrobić? Jak mógł teraz umrzeć i zostawić ją samą ze wszystkimi problemami?Gdzieś pod falami tych powierzchownych emocji odczuwała ogromny smutek.Usiłował zawładnąć jej ciałem i duszą.Walczyła z nim dziko.Gniew i irytacja, owszem, ale nie żal.Później - mówi­ła sobie.- Później, kiedy doprowadzę do końca wszystkie niezbęd­ne sprawy.Wtedy usiądę i pogrążę się w rozpaczy.Później.Na razie z rozdrażnieniem zaciskała usta.Zmoczyła ściereczkę w pachnącej balsamem wodzie i delikatnie wytarła mężowi twarz, a potem ręce.Ephron poruszył się lekko pod wpływem dotknięcia, ale się nie obudził.Wiedziała, że będzie spał jeszcze przez jakiś czas.Dziś już dwukrotnie napoiła go łagodzącym ból syropem mako­wym.Może przyniosło mu to ulgę.W każdym razie taką miała na­dzieję.Łagodnie wytarła mu brodę.Ta niezdarna Rache karmiła go bulionem.Musiała przyznać, że nie jest ona zbyt staranna.Powin­na odesłać ją z powrotem Davadowi Restartowi.Nie chciała tego robić, ponieważ Rache była młoda, inteligentna i na pewno nie za­służyła sobie na los niewolnicy.Pewnego dnia Davad po prostu przywiózł ją Ronice.Sądziła, że kobieta jest jego krewną albo gościem, ponieważ wysławiała się całkiem elegancko, a jej maniery wskazywały, że jest dobrze uro­dzona.Ronikę zaszokowało, gdy Davad zaofiarował jej Rache jako służącą, mówiąc, iż nie ośmieliłby się trzymać jej w swoim domu.Nigdy w pełni nie wyjaśnił sytuacji kobiety, a Rache w ogóle nie po­ruszała tego tematu.Ronica przypuszczała, że jeśli odda Rache Da­vadowi, ten wzruszy po prostu ramionami i wyśle młodą kobietę do Chalced, gdzie zostanie sprzedana na targu niewolników.Dopóki pozostawała w Mieście Wolnego Handlu, nominalnie uważano ją za terminującą służącą i ciągle miała szansę wrócić do dawnego ży­cia.Gdyby tylko trochę się postarała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl