[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie denerwuj się, zapewniam cię, że już bardzo niedługo będziesz w domu z mamą i tatą, jedząc pizzę i opowiadając o naszej przygodzie.- Tak myślisz?- Jasne.A wyobraź sobie, jak będziecie się cieszyć razem z Lauren i Karen.Założę się, że będą chciały usłyszeć o wszystkim, co się nam przydarzyło.- O, jestem pewny, że tak.- A więc nie martw się.Wiem, że trudno jest tak tutaj siedzieć.Ale to już niedługo się skończy i będziemy mieli co opowiadać.Tommy westchnął i trochę się rozluźnił.Po paru sekundach odezwał się znowu.- Dziadku, proszę, opowiedz mi coś.- Dobrze, Tommy.A o czym byś chciał?- O tobie, jak byłeś młody.Jak dzielnie dawałeś sobie radę, kiedy byłeśw wojsku.Starszy pan uśmiechnął się.- Jak się raz było żołnierzem, to zawsze już jest się żołnierzem - powie­dział.- Czy wiesz, że mottem naszego korpusu było semper fidelis?- Tak - Tommy uśmiechnął się.- Mówiłeś mi o tym kiedyś.Zawsze wierni.- Już ci o tym mówiłem? - Starszy pan roześmiał się i dał chłopcu sójkę w bok.- Chcesz powiedzieć, że się powtarzam? - Zaczął go łaskotać, a Tommy zwijał się i wykręcał, aż wreszcie zachichotał.- Tak, tak, nie, nie, proszę, dziadku.Nie powinniśmy tak się śmiać.- Dlaczego?- Mogliby nas usłyszeć i rozgniewać się.- To ich pech.My nie damy się im zastraszyć.A zresztą, śmiech to zdrowie.Czy opowiadałem ci już, jak śmiech uratował mi życie?- Nie.Jak to się stało?- To było na Guadalcanal - wiesz, co to za miejsce, prawda?- Uhm - skinął Tommy.- Mój pluton był na szpicy.To znaczy, że byliśmy na przedzie całego batalionu i przedzieraliśmy się przez dżunglę.Nie wiedziałem, gdzie jest nieprzyjaciel; nie byliśmy pewni, czy ma zamiar nas zaatakować, czy to my będziemy atakować jego.Było ciemno, gorąco i niesamowicie, kiedy wreszcie zatrzymaliśmy się na nocleg, ukopaliśmy się, wpatrywaliśmy się w noc, czekając na rozkazy, próbując się zdrzemnąć, niepewni, co może się stać.Czy opowiadałem ci już kiedyś o tym?- Nie, nie, no i co dalej?- No cóż, wszyscy byliśmy przekonani, że szykują się kłopoty.Wiedzieliś­my, że wróg jest gdzieś obok, że czeka tylko na właściwy moment, tak więc byliśmy nieźle wystraszeni.Nie różniło się to zbytnio od sytuacji nas obu - my też się denerwujemy, ponieważ nie mamy pojęcia co nas czeka.- No a co z tym śmiechem?- Już ci mówię.W plutonie był pewien człowiek, Jerry Larsen z New Jersey - nazywaliśmy go Jersey Jerry - i on, kiedy czuł się niewyraźnie, zawsze opowiadał dowcip.Za każdym razem ten sam dowcip.- O czym?Sędziemu przed oczami stanął nagle obraz samego siebie, przykucniętego za workami z piaskiem, młodego, spoconego, umorusanego brudnym pia­chem po jednej z bitew na wyspie, i słuchającego o Samotnym Rangerze i Tonto oraz bandzie dzikich Indian i Wspaniałym Siwku.Pamiętał główną kwestię w dowcipie: "Powiedziałem ciapa, nie cipa, tępaku".Uśmiechnął się.Ciapa, nie cipa.Spojrzał na wnuka, zastanawiając się, czy zna to słowo.Może tak, a może nie.Zawsze trudno jest wyczuć, co dzieci wiedzą, a tym bardziej co rozumieją.- No cóż, to jest dowcip dla dorosłych.- Nieprzyzwoity?- Tak" a kto nauczył cię tego określenia?- Karen i Lauren.- I co ci jeszcze powiedziały?- Właściwie więcej nic.Powiedziały, że jestem za mały.- Rzeczywiście, jesteś.- Och dziadku, proszę.- Jesteś za mały.- Opowiesz mi ten dowcip?- Kiedy będziesz starszy.- Och, dziadku.- Kiedy będziesz starszy.Taki jak Karen i Lauren.- No dobrze - zgodził się Tommy niechętnie.- No więc co się stało?- Słyszeliśmy ten dowcip chyba z milion razy, tyle razy, ile mieliśmy stracha.Ale najdziwniejsze, że zawsze nas rozśmieszał.Mimo że znaliśmy jego sens, znaliśmy go słowo po słowie, zawsze nas rozśmieszał.A przecież nie był to dowcip szczególnie wysokich lotów.Z jakichś jednak powodów, nie wiem z jakich, ale myślę, że miały one coś wspólnego z napięciem, w jakim trwaliśmy, sprawiał, że cały pluton wybuchał głośnym rechotem.No więc, było około trzeciej nad ranem i większość plutonu próbowała spać, tylko Jerry i ja, i jeszcze kilku chłopaków, którzy byli na warcie, trwaliśmy w stałym napięciu, ponieważ cały czas wydawało się, że dżungla wokół nas wciąż się rusza bez względu na to, która była godzina, i naprawdę trudno było zgadnąć, czy były to odgłosy wydawane przez zwierza czy przez ludzi.Było gorąco, byliśmy zmęczeni i nagle usłyszałem, jak tuż obok Jersey Jerry zaczyna opowiadać swój dowcip.Jestem zły, przerażony, próbuję go uciszyć, ale on nie daje za wygraną i opowiada dalej, i wreszcie zaczynam się śmiać.Nie za głośno, tylko trochę.Ale budzi to człowieka śpiącego obok mnie, który odwraca się i pyta: "Co jest?" - a ja odpowiadam: "Jerry znów opowiada kawał".Ten najpierw jęknął, ale ponieważ znał dowcip na pamięć, jak i pozostali, też zaczął się śmiać.Wtedy obudził się porucznik i paru innych.I w ciągu kilku sekund nikt już nie spał, wszyscy byli wściekli na Jersey Jerry'ego za to, że ich obudził, i wtedy usłyszałem coś z przodu plutonu, jakiś obcy odgłos.- Co to było?- Okazało się, że to był oddział nieprzyjaciela, który czaił się tuż przed naszymi pozycjami.- I co się stało?- Stoczyliśmy walkę i wygraliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl