[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kola, kochany! Co tak stoisz, wchodź! Towarzysza milicjanta zaproś.Siemieński otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale nie mógł.Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby teściowa mówiła coś podobnego.- Chodźmy, skoro proszą - popędził go Pilipienko.Z domu wybiegła Leokadia i córka Saszeńka.Podbiegły do Siemieńskiego, objęły go, zaczęły całować.- Jak ci tu było bez nas? - pytała z troską Leokadia.- Przecież on nic nie jadł! - krzyknęła teściowa z okna.- Zaraz wszystko będzie gotowe!A córeczka Saszeńka w milczeniu tuliła się do tatusiowej nogi.Starszy sierżant Pilipienko powiedział, że właściwie to on musi przesłuchać rodzinę Siemieńskich w związku z tajemniczym zniknięciem, ale zrobi to dopiero jutro, żeby nie przeszkadzać rodzinnemu spotkaniu.I poszedł.Siemieński, odprowadzany przez zaskakująco dobrego Trenogę, wszedł do domu.Na widok zmian, jakie w nim zaszły, doznał szoku.W domu było czysto.Kryształowo, absolutnie i niewiarygodnie.Gdzie się podziały wstrętne ślady działalności teściowej, która miała w zwyczaju znosić zewsząd różne śmieci (a nuż się przydadzą?).Gdzie kurz, którego leniwa Leokadia nie mogła zetrzeć od pół roku? Gdzie popsute zabawki Saszeńki, dlaczego nie walają się pod nogami?Siemieński nie zdążył się porządnie rozejrzeć - teściowa nakrywała do stołu, spoglądała na niego łagodnym wzrokiem, z którym tak jej było do twarzy.Sasza dobrowolnie i bez marudzenia pobiegła umyć ręce, a Leokadia wyjęła z bufetu karafkę i sama postawiła ją na stole, żeby wypić za szczęśliwy powrót.- Jak tam? - Siemieński odzyskał w końcu dar mowy.Usiadł przy stole.- U nas wszystko w porządku - pierwsza odezwała się Saszeńka.- Stęskniłyśmy się za tobą.A ty?- Ja też - powiedział Siemieński.- Myślałem, że już nie wrócicie._ I odetchnąłem z ulgą - dodała teściowa z uśmiechem.- Co tu ukrywać, nie miałeś z nami lekko.Słysząc takie wyznanie od nieugiętej teściowej, Siemieński aż otworzył usta.W tym samym momencie spojrzał na szyję żony Leokadii.Coś było nie tak.Po chwili zrozumiał: pod uchem brakowało pieprzyka.- Leokadia - powiedział cicho.Przeszyło go straszne podejrzenie.- Gdzie pieprzyk?Wskazał palcem szyję żony i przez jego głowę przebiegła przerażająca myśl: to nie jego rodzina! Jego rodzina jest inna.Jego dom jest inny.Odruchowo podniósł do ust łyżkę z barszczem i zrozumiał, że barszcz też jest inny - takiego smacznego barszczu nie jadł nigdy w życiu.Zamienili mu rodzinę!- Aaaaa! - wrzasnął Siemieński, wyskakując przerażony zza stołu.- Puśćcie mnie! To nie wy!Nikt prócz niego się nie podniósł.Rodzina odprowadziła go smutnym wzrokiem do drzwi.W drzwiach Siemieński się zatrzymał.- Powiedzcie coś! - krzyknął.- Jesteście moją rodziną czy kosmitami przysłanymi, żeby zniszczyć nas od wewnątrz?- Jeśli masz na myśli pieprzyk - powiedziała spokojnie Leokadia - to usunięto mi go, żeby z biegiem czasu nie zezłośliwiał.- A mnie wycięli wyrostek - powiedziała Sasza.-I migdałki.Chcesz popatrzeć, tatusiu?Siemieński wrócił do pokoju i zajrzał do szeroko otwartego gardła córki.Nic nie zobaczył, ale ten ruch i ufność dziecka trochę go uspokoiły.- I po co? - zapytał.- Kto im pozwolił?- Siadaj, Kola, bo ostygnie - powiedziała Maria Stiepanowna.-Wszystko ci wyjaśnimy.'Siemieński posłusznie jadł barszcz, który po tak długiej i nerwowej głodówce smakował wyśmienicie.A Maria Stiepanowna z pomocą Leokadii opowiadały:- Na początku bardzo się przestraszyłyśmy.Płakałyśmy nawet.Mieszkamy sobie na Ziemi, czekamy, aż wrócisz z pracy, a tu nagle coś nas unosi do góry.Na początku nie wiedziałyśmy, co się dzieje.- Ale wszystko nam wyjaśnili - włączyła się Leokadia.- Sam Pokołwuch z nami rozmawiał.-Kto?- Pokołwuch, on tam jest najważniejszy, bardzo miły człowiek - odpowiedziała Maria Stiepanowna.- Szczerze polubił Leokadię.- Ja go też polubiłam - oświadczyła Leokadia.- Jeszcze czego! - wykrzyknął Siemieński.-Tego by jeszcze brakowało!- Tato, nie denerwuj się - powiedziała Sasza.- On jest zielony, sięga mi do ramienia i ma trzy nogi.Siemieński trochę się uspokoił.Jeśli to była jego córka, a nie jakieś oszukaństwo, to na pewno mówiła prawdę.- Przylecieli do nas - mówiła dalej Maria Stiepanowna - żeby poznać nasze życie.- Kto ich prosił? - sprzeciwił się Siemieński.- Co to za zwyczaje?- Tato, to naukowcy.Bardzo ich interesuje, jak żyjemy i do czego dążymy.- Saszeńka ma rację - powiedziała Maria Stiepanowna, zdejmując z patelni wspaniałe kotlety.- Najpierw się sprzeciwiałyśmy, ale potem z nami porozmawiali i wszystko wyjaśnili.- I zrozumiałyśmy - powiedziała Sasza.Trenoga grzecznie szczeknął spod stołu- Zasadnicze pytanie brzmiało - ciągnęła Maria Stiepanowna - czy ludzie dorośli do kontaktów z cywilizacjami międzygalaktycznymi.Żeby się o tym przekonać, wybrali zwykły dom w zwykłym mieście i wzięli na jakiś czas na obserwację.- Z początku byłyśmy bardzo zdenerwowane - przerwała jej Leokadia.- Nie masz pojęcia, jak wiele było w nas różnych śmieci, pieprzyków, mieszczaństwa, zabobonów, złości i kłótliwości.- Szczególnie we mnie - uśmiechnęła się Maria Stiepanowna.- We mnie też - przyznała Leokadia.- Pokazali nam możliwości, jakie otwierają się przed ludźmi w galaktycznej wspólnocie, pokazali nam szczęśliwy świat powszechnej przyjaźni, a potem zapytali, czy miałybyśmy coś przeciwko pozbyciu się naszych wad, fizycznych i moralnych - powiedziała teściowa.- Na początku nie zrozumiałyśmy - dodała Leokadia.- Myślałyśmy, że wszelkie wady są w innych, że my nie mamy żadnych wad.Jak ona to gładko mówi, pomyślał Siemieński.Może ją jednak zamienili?Ale w tym momencie Leokadia spojrzała na niego tak czule, jak nie patrzyła od czasów ślubu.To spojrzenie Siemieński rozpoznałby na końcu świata.- Interesowało ich - powiedziała Maria Stiepanowna - czy będą mogli usunąć nam te wady.Czy one są nabyte, czy wrodzone? Gdyby były wrodzone, to musieliby objąć Ziemię kwarantanną na tysiąc lat.Ale jeśli w głębi duszy ludzie nie są tacy źli, to jeszcze nie wszystko stracone.-I zgodziłyście się?- Byłyśmy odpowiedzialne za całą planetę - odpowiedziała poważnie Maria Stiepanowna.- A kiedy nas wysyłali z powrotem, to ściskali nam ręce i cieszyli się, że żadna kwarantanna nie będzie potrzebna.Wszystko można naprawić.Jedz, jedz.Przeszłam tam krótki kurs wszystkich kuchni świata, będę cię teraz rozpieszczać różnymi frykasami.Nocą, leżąc w słodkich objęciach żony, Siemieński czuł ogromną wdzięczność do zielonych badaczy.Co prawda, to uczucie zmniejszyło się trochę, gdy Leokadia szepnęła mu:- Od jutra, ukochany, będziemy się uczyć.Nasza rodzina jest pod delikatną obserwacją kosmitów.Nie chciałabym, żebyśmy musieli się wstydzić.- Mam nadzieję, że nie będziesz się gniewał za naszą szczerość - powiedziała rano Maria Stiepanowna.- Ale człowiek musi doskonalić się, stale do czegoś dążyć.- Do czegoś wielkiego - dokończyła Sasza, podnosząc paluszek.Siemieński dawno już nie płakał.Nawet gdy stracił rodzinę, nie uronił ani jednej łzy.Ale teraz coś gorącego popłynęło po jego policzkach.Zaszlochał.Z wewnętrznym drżeniem i głęboką radością rozpoczynał nowe życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl