[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.DLACZEGO MAŁPY NIE BUDUJĄ DOMÓWPo wielu miesiącach suszy zaczął padać deszcz, Młoda małpa zdziwiła się.“Co to takiego", pomyślała."Kiedy chciałam się wykąpać, zawsze musiałam skakać do wody w dół, a teraz woda leje mi się na głowę z góry.Nie zeskoczyłam do wody, a jestem cała mokra.Lubię kąpiel, ale to nie jest przyjemne.Co robić?"Schowała się pod drzewo.Krople przeciekały pomiędzy liśćmi wciąż było nieprzyjemnie.Wreszcie deszcz przestał padać.Małpa pobiegła do żółwia.— Dzień dobry, żółwiu.Co to było?— Dzień dobry, małpo.To był deszcz.— Skąd wiesz?— Bo jestem bardzo stary, wiele przeżyłem.Jak księżyc pokaże znowu całą swoją twarz, będę miał akurat sto lat.Teraz; zaczęła się mokra pora roku i deszcz będzie padać co dzień.— Hoho! Mądry jesteś, strasznie mądry.A ja jestem młoda i głupia.Powiedz mi, co mam robić, żeby mi nie było tak nieprzyjemnie, póki woda jest w górze.Kaszlę od tego.— Zbuduj sobie dom.Tyle zwierząt ma domy.Szczególniej ptaki.— A ty?— Ja też.Widzisz przecież, że noszę mój dom na grzbiecie.Żółw doradził małpie, jak zbudować dom.Ona mu podziękowała i pobiegła do swoich przyjaciółek.Im też było nieprzyjemnie, kiedy padał deszcz i bardzo się ucieszyły z rad żółwia.Porozmawiały o tym, jak by to było dobrze mieć domy.Każda miała coś do powiedzenia, więc zanim skończyły, rozpadało się znowu.Małpy rozbiegły się i pochowały.Tym razem lało tak strasznie, jak by deszcz miał je zatopić razem z całym światem.Kiedy się zeszły na drugi dzień, wołały jedna przez drugą:— Och! Ach! Ajajaj! Co za okropność!— Musimy zbudować sobie domy.Zaraz.Koniecznie.— Tak, tak, zaraz dzisiaj.— Nie, nie dziś.Dziś przynieśmy patyki, a jutro zbudujemy.Dziś za mokro.— Na noszenie patyków też za mokro, niech las przeschnie.Naradzały się i kłóciły, kiedy mają budować.I gdzie: czy pod drzewami, czy na polance.W kotlinie czy na pagórku.I jakie to mają być domki: małe, oddzielne dla każdej rodziny, czy duże, wspólne.Zanim skończyły naradę, zrobił się wieczór i poszły spać.Nazajutrz zeszły się od rana.Poprosiły tę, co rozmawiała z żółwiem, żeby opowiedziała dokładnie, jak żółw radził budować.Kiedy tego słuchały, zrobiło im się bardzo przyjemnie.Wyobrażały sobie, jak będą wyglądać ich śliczne domki.Jedne małpy wygrzewały się na słońcu, drugie jadły, inne drapały swoje dzieci leciutko po głowach.Wypytywały się, jak żółw radził obstrugać gałęzie.Sprzeczały się, czym będą strugać.I czy wszystkie zwierzęta strugają.I czy gałęzie lepiej ustawić jedną przy drugiej, czy trochę luźniej.I gdzie ma być wejście.I czy dużo zbudują takich domów.Czy wszystkie jednakowe.Naradzały się, jadły, biegały.Wreszcie jedna z nich zawołała:— O! Patrzcie, już się zrobił wieczór.— To prawda — zdziwiły się inne.— Jak ten dzień prędko przeleciał! To dlatego, żeśmy tak pracowały, tyle było do omó.wienia.— Właściwie to nie wiem, czy warto budować domy — zauważyła jedna z małp.— Nie pada dziś, może już nigdy nie będzie deszczu.Poszły spać.Ale w nocy jak nie lunie! Ulewa trwała do świtu.Rano małpy zbiegły się mokre i drżące.Ta kicha, ta kaszle.Wołają: — Budujmy, budujmy! Tylko się trochę wysuszymy i do roboty!Słońce zaczęło przygrzewać, więc pokładły się i drzemały, bo były niewyspane.Potem zaczęły się naradzać, kto pójdzie po gałęzie, a kto zostanie przy dzieciach.Potem zachciało im się jeść, więc zrobiły przerwę obiadową.Potem tylko troszkę się zdrzemnęły i — dziwna rzecz — słońce stoczyło się już tak nisko nad las, że nie warto było zaczynać budowy.Więc trochę jeszcze tylko pogadały i zrobiła się noc.Na drugi dzień od samego rana papugi skrzeczały na drzewach:— Rzeka wylała! Rzeka wylała!Małpy pobiegły zobaczyć.To ci było widowisko! Mętna woda niosła połamane gałęzie, obalone pnie, martwe zwierzęta.Małpy biegały, skakały nad brzegiem i sprzeczały się, czy woda już opada, czy jeszcze przybiera.Jakoś nie wiadomo kiedy — słońce zaszło.W nocy była pełnia Tcsiężyca.Małpy przypomniały sobie, że to urodziny żółwia.W takie święto nie wypadało pracować!Żółw właśnie kończył sto lat.Poszły rankiem złożyć mu życzenia.— Macie już domy? — zapytał żółw.— Jeszcze nie— odpowiedziały małpy.— Ale jutro zbudujemy.— Ach, tak — mruknął żółw.— No to dziękuję wam za życzenia.A jak przeżyję drugie sto lat, przyjdźcie znowu na moje urodziny i powiedzcie mi, czy już zdążyłyście zbudować te swoje domy.Jak myślicie: czy małpy będą miały domy za sto lat? Bo ja nie jestem tego pewna.JAK WAJ ZWYCIĘŻYŁ MORZERóżne są kraje na świecie: płaskie i górzyste, suche i mokre, gorące i zimne.Waj urodził się w bardzo zimnym kraju, w tundrze nad brzegiem morza.Morze było szerokie i głębokie — straszne.Chodziły po nim fale, pod falami żyły morskie zwierzęta.Ludzie wyruszali łodziami na połów ryb, albo polowali na foki.A tu wychyli się z wody mors, albo niedźwiedź biały przypłynie, przewróci łódkę i porwie rybaka pod wodę.Bali się ludzie morza, ale dokąd mieli się przenieść? Ich dziadowie i pradziadowie żyli w tundrze, dróg do innych krajów nie znali.Wyszedł raz Waj nad morze i usiadł na kamieniu.Ranek był jasny, słońce świeciło, iskrzył się lód.Waj miał na sobie futro.Buty, kaptur i rękawice — wszystko miał futrzane, więc było mu ciepło i przyjemnie.Wyszedł także jego ojciec, żeby wygrzać stare kości na słońcu.Tak sobie rozmawiali:— Ładnie dziś na morzu, ojcze.Wezmę łódkę, popłynę daleko, może coś upoluję.— Nie mów głupstw, Waju.Nasza łódź jest za mała, za wąska, nie można płynąć nią daleko.— To nic.Popłynę.— No to płyń, ale nie oddalaj się od brzegu.Teraz cisza, ale jakby się zerwał wiatr, to cię porwie na ocean i nie wrócisz.— Wrócę, silny jestem.Zabrał Waj łuk i strzały, zabrał nóż i kawałek suszonej ryby, wsiadł do łódki i odpłynął.Płynie, płynie, brzeg ledwo już widać.Rozochocił się Waj i woła:— Ej, ty wietrze, czemu nie dmuchasz? Dmuchnij!Wiatr usłyszał te słowa.Jak nie zadmie, jak nie wyskoczą bałwany, jak nie zaczną łódkę kołysać i przerzucać z fali na falę.Waj chwycił podwójne wiosło, chce wrócić do brzegu, wiosłuje z całej siły.Ale wiatr unosi go na pełne morze, wciąż dalej i dalej.Lądu już wcale nie widać, tylko głębinę czarną, straszną.Wiatr ganiał łódkę po morzu przez trzy dni.Na czwarty dzień ścichł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]