[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poznałem ją u mojej ciotki,gdzie przez niejaki czas bawiła.Była śliczna i pełna życia.Przez trzy miesiące udawałemmiłość, a ona zakochała się doprawdy.Razu jednego moja ciotka pojechała na teatr, a onazostała w domu dla bólu głowy.Stanąłem we drzwiach krzeseł, a obaczywszy, że moja ciociaw loży sama jedna, cofnąłem się, żeby mnie nie dojrzała, i pędem strzały na Podwale.Zasta-łem Marynię w bawialnym pokoju.Byliśmy sami, głowa jej płonęła.i.ale dajcież mi po-kój, jeszcze się wstydzę, że to był wieczór jeden i jedyny. Któż temu winien? zapytał inny. Ja i nie ja odpowiedział pierwszy. Na drugi dzień Marynia już powróciła do ojca.%7ładne prośby mojej ciotki zatrzymać jej nie mogły.A ja odebrałem.zgadnijcie co? Ale niezgadniecie.Oto odebrałem bilecik prawie w tych słowach: ,,Karolu! Zgubiłeś mnie.Mój oj-ciec pozwoli., przychodz, nie opuszczaj nieszczęśliwej.Parsknąłem ze śmiechu i pojechałemkonno na Nowy Zwiat.We trzy miesiące odebrałem drugi bilecik takiej podobno treści: Ka-rolu! jestem matką, mój ojciec wie o wszystkim, męczy mnie i katuje, abym mu odkryłasprawcę mojego nieszczęścia; milczę i milczeć będę.Opuściszże mnie, Karolu? Przychodz,on ci przebaczy i ja ci przebaczę. Pewny byłem, że kłamie, że to była łapka, nic więcej;przy tym pani R*** czekała mnie w Ogrodzie Saskim, nie miałem więc czasu długo nad tymmedytować. A potemże co? zapytał rotmistrz. A potem? odpowiedział młody człowiek, wstając i opierając się na poręczy krzesła pani R*** była śliczna, grzeczniejsza, niż mogłem się nawet spodziewać; jej mąż większydaleko mazgaj, niżelim sobie wyobrażał, i naturalnie o mojej brunetce zapomniałem. Któż był jej ojciec? Mnie się wszystko zdaje, że to jakaś gryzetka. Mówiłem ci, rotmistrzu, że nie.Jej ojciec był to dymisjonowany major, nazywał się.Na te słowa pan Michał zerwał się ze swego miejsca i krzyknął piorunującym głosem: Nie wymawiaj pan jego nazwiska; zanadto brudne twoje usta. Co to jest? zawołał oficer czy mi pan tego wzbronisz? Był to major Groiński. Led-wie wymówił te słowa, gdy pan Michał podniósł rękę i uderzył go w twarz z całej mocy.Po-toczył się oficer daleko, wszyscy porwali się do szabel, ale widząc, że pan Michał stoi niepo-ruszony, wstrzymali się, Wówczas zwodziciel biednej Maryni przyskakując do niego, zapytał: Kto pan jesteś? Pan Michał powiedział mu swoje nazwisko i swój urząd.Dobrze rzekłdalej, trzęsąc się od gniewu, Możesz mi więc dać satysfakcją; rozumie się, że pistolety. Pistolety! Pistolety! krzyknęli wszyscy. Zgoda rzekł pan Michał ale usiądzcie, panowie.W jego głosie było coś nakazującego.Twarz poważna i blada, wyraz pełen szlachetności,dowód odwagi i siły, który dał dopiero, wszystko to skłoniło oficerów, że go usłuchali i usie-dli.Wtenczas pan Michał opowiedział im historię Maryni i swoją.Mówił z przeniknieniem, zboleścią pełną prawdy i wymowy; odmalował ją jako ofiarę rozpusty, czystą i niewinną, opi-sywał jako córkę, jako matkę pełnę poświęcenia i miłości.Zacytował jej ostatni list do siebie inareszcie dał obraz tego widoku, na który natrafił w Hrubieszowie, gdzie spodziewał się za-nieść jej pociechę i sam znalezć szczęście.Gdy skończył, wszyscy byli wzruszeni, a zwodzi-ciel siedział z daleka w kącie z zakrytą twarzą.Spojrzał po nich pan Michał i dodał:49 Słyszeliście, panowie! Jakkolwiek jesteście zdemoralizowani i zepsuci, nie sądzę jednak,abyście byli pozbawieni wszelkiej szlachetności.Powiedzcież, który z was zechce być sekun-dantem tego zbrodniarza?Spojrzeli po sobie oficerowie, ruszyli ramionami i żaden się nie odezwał. Jak to? zawołał, powstając pan Karol więc nie mam tu między wami żadnego kolegi?%7ładnego przyjaciela?Wszyscy milczeli i ten i ów brał za kaszkiet, żeby się wynieść. Dobrze więc, nie chcecie, aby był pojedynek krzyknął z rozpaczą opuszczony odwszystkich to będzie proste zabójstwo, bez świadka; bo rzecz ta na słowach skończyć sięnie może.Pan to sam czujesz. Stąd niedaleko cmentarz hrubieszowski; wolę więc tu umierać niż gdzie indziej odpo-wiedział pan Michał. Ale żebyś pan miał dowód dodał że się lituję nad twoim położe-niem, chociażeś tego niewart, przyjmuję pojedynek i tych panów wszystkich proszę, aby bylinaszymi świadkami, wszakże bez żadnego zobowiązania, jakie przyjmują na siebie sekundan-ci.O pół mili na drodze lublińskiej będę panów czekał.Panowie wyjedziecie tam na spacer.To powiedziawszy pan Michał wyszedł, kazał zaprząc, a o pół mili zatrzymał się i czekał.W pół godziny rozległ się po polu tętent kilku galopujących koni i cała kompania oficerówprzybyła.Zwrócili na lewo do niedalekiego lasu, gdzie poszedł drożyną i powóz pana Mi-chała.Siedząc w nim nasz bohater pierwszy raz od kilku lat uśmiechnął się na obraz śmierci,która go miała połączyć z Marynią, Gdy przybyli na miejsce, dwaj przeciwnicy z bronią wręku stanęli naprzeciw siebie o kilka kroków.Nigdy zapewne nieboszczyk Albert Mier niesiadał z tak zimną krwią do tłumaczenia Andromaki i nie stawał obojętniej do pojedynku.Oficerowie nie zsiadając z koni, uszykowali się z boku.Wtenczas pan Michał odezwał się: Nie pojedynkowałem się nigdy, ale strzelam lepiej od pana.Gdybym pierwszy strzelał,jak mam prawo, nie byłoby pojedynku, bo pan pewno byś nie żył.Strzelaj więc! Czy mam strzelać? zapytał oficer ów kolegów.Wszyscy milczeli. Strzelaj pan krzyknął pan Michał bo cię drugi raz uderzę!Na te słowa oficer zatrząsł się, wymierzył i strzelił.Z głowy pana Michała zleciał kape-lusz.Oficerowie siedzieli na koniach w milczeniu, jak posągi. Niechże ci teraz Bóg i cień jej przebaczy, bo ja nie mogę rzekł pan Michał; wymierzył,ogień błysnął na panewce, huk się rozległ i oficer upadł na ziemię, Zeskoczyli z koni koledzy,obstąpili go, ale już nie żył, ani jęknął, ani odetchnął, kula przeszła przez serce.Skłonił siępan Michał swoim świadkom, wsiadł do bryczki i pojechał.Tu się zaczyna prozaiczna część jego historii.Pod samym Lublinem dopędził go oficer odżandarmów z dwoma żołnierzami.Osadzono go w Lublinie pod strażą, po dwóch miesiącachprzewieziony został do Warszawy i oddany pod sąd kryminalny.Dowiedziawszy się o losiepana Michała, dostałem się do jego więzienia.Nigdym go nie widział spokojniejszym.Gdyprzyszła kolej jego sprawy, zamiast obrony, napisał całą historię swoją i Maryni.Sędziowieczytali ją z zajęciem; żal im się zrobiło pana Michała; a pomnąc, że summum ius, summainiuria, korzystali z tak oryginalnego sposobu bronienia się i naznaczyli komisją lekarską.Pobiegłem do doktora M., uprosiłem go; on uprosił kolegów i wszyscy poświadczyli, że panMichał ma pomieszane zmysły.Odesłano go do Bonifratrów, gdzie mieszkał dwa lata.Wroku 1829 wyszedł z domu wariatów, ale nigdy odtąd nie widziałem go innym, jak jest dziś.Zawsze zamyślony, ponury, milczący, a nawet mnie unika.Co roku tylko jezdzi do Hrubie-szowa, a co wtorku i piątku chodzi, jak dziś, po tej ulicy i siedzi na tej ławeczce.Przyjdz tukiedy przez ciekawość tego dnia, bądz pewny, że znajdziesz pana Michała.Ale chodzmy,dosyć już tej gawędy.Szliśmy z wolna, a przed nami szedł pan Michał.Wkrótce zbliżyła się ku niemu jakaśmłoda kobieta, piękna i pięknie ubrana, oparta na ramieniu młodego i przystojnego mężczy-50zny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]