[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam czekało jego auto, którymodjechał. Czy były jakieś ślady na autostradzie? Było sporo śladów aut, ale nic konkretnego.To wszystko jest tylko domysłem.Ostatecznie zdecyduje to, co powie Williams.Jeżeli zauważył, że drzwi są tylko przy-mknięte, ale w skoblu nie ma zatyczki musimy przyjąć drugi wariant. Jak on się ma? Jest jeszcze nieprzytomny.Dalej nic nie wiadomo.Lekarze mówią, że do dwu,trzech dni rzecz się rozstrzygnie. No tak. powiedział Sheppard. Musi pan dobrze opracować tę rekonstruk-cję, bo cóż nam zostaje jako alternatywa? .A z bojazni przed nim przerazili się stró-że.61Wzrok Gregory ego zeszedł z twarzy inspektora na jego ręce, spoczywające bez ru-chu na biurku. Sądzi pan? powiedział powoli. Wolałbym, żeby mnie pan nie uważał za przeciwnika, Gregory.Raczej niech pansobie wyobrazi, że siedzi pan na moim miejscu.Czy to śmieszne? spytał spokojnie,bo porucznik uśmiechał się. Nie.Coś mi się przypomniało.Ja także.zresztą; mniejsza z tym.Gdybym był pa-nem, myślałbym tak samo, jak teraz myślę.Nie można przejść przez ścianę, jeżeli niema drzwi. Dobrze.Rozpatrzymy pierwszy wariant.Sprawca, powiada pan, zakradł się dokostnicy przed jedenastą, nim pierwszy policjant objął służbę.Tu mam plan.Gdziemożna się ukryć? Tu, w kaciej za wiekiem trumny, albo w przeciwnym, za deskami. Robił pan jakieś próby? No, o tyle, o ile.Za tym wiekiem można stać, ale gdyby poświecić z boku, kryjów-ka straciłaby wartość.Dlatego myślę raczej o deskach.%7ładen z konstablów nie przeszu-kał systematycznie kostnicy, zaglądali tylko przez drzwi. Dobrze.Aby wypchnąć zwłoki przez okno, sprawca musiał zmienić ich pozycję,bo były zesztywniałe, prawda? Tak.Musiał to zrobić po ciemku.Następnie wysadził okno i opuścił ciało na ze-wnątrz. W jaki sposób zostawił ślad bosej stopy trupa pod ścianą? No, to nie było chyba specjalnie trudne. Myli się pan, to było bardzo trudne.Musiał to zrobić nie zauważony przezWilliamsa, który już obserwował tę scenę, zwabiony trzaskiem pękającego szkła.To jestbodajże najkrytyczniejszy moment.Williams nie uciekłby na pewno, gdyby zobaczyłsprawcę.Nie uciekłby przed człowiekiem manipulującym przy zwłokach, ponieważ onprzecież na takiego człowieka czekał.Strzeliłby albo nie, może usiłowałby go pochwycićbez użycia broni, ale nie uciekłby od razu.Zgadza się pan ze mną?Gregory patrzał inspektorowi w oczy.W końcu krótkim gestem przytaknął.Sheppard mówił dalej: Gdyby zwłoki wypadły w śnieg, a sprawca był przy tym niewidoczny, powiedzmy,gdyby przykucnął za oknem tak, aby go nie można było dostrzec z zewnątrz, to i wtedyWilliams by nie uciekł.Czekałby z bronią na to, co się stanie.Miałby zapewne na okudrzwi i okno, jeżeliby wolał nie wchodzić do środka, co ostatecznie jest do przyjęcia.Nieuciekłby jednak.Czy i z tym pan się zgadza?Gregory znów skinął głową, wpatrzony w rysunek na biurku.62 Ta sama trudność występuje w drugim wariancie.Uprawdopodobnione jest tylkodostanie się sprawcy do środka, bo nie musiał się ukrywać za tymi deskami.Znieg mógłistotnie przysypać jego ślady.Idzmy dalej.Teraz chodzi już o przebieg wypadków takisam w obu rekonstrukcjach.Po ucieczce Williamsa sprawca wyszedł z kostnicy, prze-ciągnął zwłoki ku drzwiom, a potem umknął przez krzaki i dalej korytem strumienia.Po co wlókł ciało przez głęboki śnieg, a właściwie nie wlókł go, jak dobrze obaj wiemy,ale czynił coś dziwnego, tak że w efekcie pozostały ślady, jakby ktoś nagi przeszedł narękach i kolanach.Prawda? Tak. Po co to zrobił? Sytuacja jest dużo gorsza niż za naszej pierwszej rozmowy. powiedział Gregorycałkiem innym tonem niż dotąd, jakby czynił niespodziane zwierzenie. Człowiek na-prawdę mógłby się dostać do środka, jeśliby tylko wszystko dobrze sobie obliczył.Mógłiść za policjantem padał śnieg, było ciemno, wichura zagłuszała stąpanie mógłwejść do kostnicy i czekać tam, powiedzmy, trzy kwadranse czy godzinę, aby śnieg nadobre pokrył jego ślady.Pozostaje jednak ta reszta.Myślałem, że on chciał wywołaćefekt, o którym pan mówił.Myślałem, że sprawa doszła do kresu, kiedy dopuściłem ist-nienie człowieka działającego po to, aby policja uwierzyła w zmartwychwstanie.Otóżteraz nawet to odpada.On poruszał zwłokami i zostawił je tam.Mogło go coś spłoszyć.Ale po co poruszał zwłokami w śniegu? Ich stan świadczy o tym, że żadnego zmar-twychwstania nie było, on musiał wiedzieć, że tak będzie, a jednak porzucił je.Tego nierozumiem ani w kategoriach przestępstwa kryminalnego, ani w kategoriach szaleń-stwa. Może został spłoszony, jak pan przed chwilą mówił.Może usłyszał nadjeżdżają-cy samochód. Tak, mógł go nawet zobaczyć, ale. Zobaczyć? W jaki sposób? Kiedy zakręca się na autostradzie w stronę Pickering i ma się szosowe światła,można trafić nimi z góry bo autostrada leży trochę wyżej w cmentarz i w dachkostnicy.Stwierdziłem to wczoraj w nocy. Ależ, Gregory, to bardzo ważne! Jeżeli takie światła go spłoszyły i dlatego porzuciłzwłoki, mielibyśmy wyjaśnienie! Byłby to właśnie pierwszy przypadek jego potknięcia,niedokończenia planowanej akcji.Zostawił zwłoki, bo stracił głowę, myśląc, powiedz-my, że nadjeżdża policja.To powinien być filar pańskiej rekonstrukcji.a przynajmniejdeska ratunku! Tak, to jest deska ratunku przyznał Gregory ale.nie śmiem jej chwycić.Człowiek, który przed rozpoczęciem działania bada komunikaty meteorologiczne, któ-ry planuje swoje czyny tak, aby wypełniały skomplikowaną formułę matematyczną,63musiałby wiedzieć, że światła aut zamiatają z zakrętu autostrady całą okolicę i przelo-tem trafiają w cmentarz. Pan ma o nim nader pochlebne zdanie. To prawda.Ja po prostu, no, po prostu nie śmiem uwierzyć w to, że on się spło-szył.Nie bał się stojącego w odległości kilku kroków policjanta z rewolwerem, a zląkłsię dalekiego światła? To się zdarza.Ostatnia kropla, która przepełnia czarę.Mógł być nie przygoto-wany.Może został oślepiony.Nie sądzi pan, że to możliwe.Pan się znowu uśmiecha?Gregory, ależ pan jest zafascynowany tym człowiekiem, niech pan uważa, jeszcze jedenkrok, a stanie się pan.wyznawcą! To możliwe sucho powiedział porucznik.Sięgnął po kartkę i stwierdził, żedrżą mu palce.Schował rękę pod stół. Pan może ma rację. dodał po namyśle. Sądziłem, że.wszystko, co tam zastałem, było właśnie takie, jakie miało być, alemoże już gonie w piętkę.Tylko.Williams przeląkł się nie zwłok, ale tego, co się z nimidziało.Działo się coś, co doprowadziło go do paniki.Może dowiemy się, co to było, aledlaczego.? Zostaje jeszcze kot mruknął Sheppard jakby do siebie.Gregory podniósł gło-wę. Tak.I muszę powiedzieć, że to moja szansa. Jak pan to rozumie? To jest znamię regularności, które występuje w całej sprawie to są te wspólnerysy, niezrozumiałe, ale wspólne.To nie jest, mimo wszystko, chaos.Tam o coś chodzi,tylko cel pozostaje ciemny.Panie inspektorze.ja.chociaż, jak pan mówił, sam.Denerwował się, bo nie umiał się wysłowić. Uważam, że nie możemy nic zrobić, poza zwiększeniem nadzoru.Teraz jeszczenic.Doprowadzimy jednak do tego, że nie będzie już żadnej szczeliny dla niego.Ondziała z bezwzględną regularnością i ta regularność obróci się przeciw niemu.Sciss po-może nam, obliczając, gdzie trzeba się spodziewać następnego wypadku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]