[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kim wyszedł przez okno pierwszy.Pomógł Tracy i pobiegli do samochodu. Ja poprowadzę rzucił Kim.Wskoczył za kierownicę, Tracy usiadła z tyłu.Zapuściłsilnik i szybko wyjechał z parkingu.Przez jakiś czas jechali w milczeniu. Kto mógł przypuszczać, że to się tak skończy& odezwała się wreszcie Tracy. Jakmyślisz, co powinniśmy teraz zrobić? Może jednak miałaś rację zastanowił się Kim. Może powinniśmy byli wezwaćpolicję i ponieść konsekwencje naszych czynów.Przypuszczam, że jeszcze nie jest na to zapózno, chociaż sądzę, że wpierw powinniśmy skontaktować się z Justinem Devereau. Zmieniłam zdanie stwierdziła Tracy. Myślę, że twój pierwszy odruch był słuszny.Z pewnością poszedłbyś do więzienia, ja zresztą pewnie też, a proces zacząłby się dopiero poroku.A wtedy kto wie, co by się stało? Po sprawie O.J.Simpsona straciłam wszelkie zaufaniedo amerykańskich sądów.Nie mamy miliona dolarów, żeby przepuścić je na Johnny ego Co-chrane a albo Barry ego Schecka. Co zatem proponujesz? spytał Kim.Zerknął przez moment we wsteczne lusterko.Tracy ciągle go zaskakiwała.244 To, o czym mówiliśmy wczoraj odpowiedziała. Wyjedzmy za granicę i wyjaśnijmynaszą sytuację z daleka.Gdzieś, gdzie żywność nie jest zatruta, gdzie również będziemy moglidalej walczyć z tym problemem. Mówisz poważnie? Jak najbardziej.Kim potrząsnął głową.Co prawda wspominali o tym pomyśle i mieli nawet przy sobie pasz-porty, ale w istocie Kim nie traktował tego poważnie.Według niego był to desperacki plan, coś,co rozważa się jako ostateczność.Rzecz jasna, musiał przyznać, że to zabójstwo skomplikowa-ło im życie. Oczywiście, że powinniśmy zadzwonić do Justina dodała Tracy. On będzie miałjakąś dobrą radę.Zawsze ją ma.Może będzie wiedział, dokąd powinniśmy wyjechać.Prawdo-podobnie będą podstawy prawne do ekstradycji i tym podobne. Wiesz, co mi się najbardziej podoba w tym pomyśle z wyjazdem? odezwał się Kim poparu minutach milczenia.Podniósł wzrok, żeby spojrzeć w oczy Tracy, które widział w luster-ku. Co takiego? zapytała Tracy. To, że sugerujesz, abyśmy zrobili to razem. No, ma się rozumieć. Wiesz dodał. Może nie powinniśmy się byli rozwodzić. Muszę przyznać, że i mnie to przyszło do głowy wyznała Tracy. Może z tej tragedii wyniknie jeszcze coś dobrego powiedział Kim. Wiem, że gdybyśmy pobrali się ponownie, nie zwróciłoby nam to Becky, ale byłoby miło,gdybyśmy mieli drugie dziecko. Naprawdę byś chciała? spytał Kim. Chciałabym spróbować.Znowu zaległa cisza, a byli małżonkowie zmagali się z kłębiącymi się w nich uczuciami. Jak sądzisz, ile mamy czasu, zanim władze nas dopadną? zapytała Tracy. Trudno powiedzieć odparł Kim. Jeżeli zastanawiasz się, ile zostało nam czasu nadecyzję, co dalej, to powiem ci, że niewiele.Myślę, że musimy coś postanowić w ciągu dwu-dziestu czterech, czterdziestu ośmiu godzin. To wystarczająco dużo czasu, aby pochować jutro Becky powiedziała Tracy ze ści-śniętym gardłem.Na wzmiankę o bliskim pogrzebie córki Kim poczuł napływające do oczu łzy.Mimo żeusilnie starał się o tym nie myśleć, nie mógł dłużej zaprzeczać straszliwej prawdzie, że jegoukochane dziecko umarło. O Boże! załkała Tracy. Kiedy zamykam oczy, ciągle widzę twarz tego zastrzelone-go mężczyzny.Nigdy nie zdołam go zapomnieć.Będzie mnie prześladować przez resztę życia.Kim otarł łzy z policzka i westchnął nerwowo, starając się nad sobą zapanować.245 Musisz skupić się na tym, co powiedziałaś w ubikacji.To była obrona własna.Gdybyś niepociągnęła za spust, on bez wątpienia zabiłby ciebie.A potem mnie.Uratowałaś mi życie.Tracy zamknęła oczy.Było już po dwudziestej trzeciej, kiedy zajechali pod dom Tracy i zatrzymali się za samocho-dem Kima.Obydwoje byli kompletnie wyczerpani: fizycznie, umysłowo i emocjonalnie. Mam nadzieję, że zostaniesz tutaj na noc odezwała się Tracy. Miałem nadzieję, że zaproszenie jest wciąż aktualne przyznał Kim.Wysiedli z samochodu.Idąc obok siebie, ruszyli ścieżką w stronę domu. Myślisz, że powinniśmy jeszcze dziś zadzwonić do Justina? zapytała Tracy. Zaczekajmy z tym do rana odrzekł Kim. Jestem tak podekscytowany, że nie wiem,czy zmrużę dziś oko, ale powinienem spróbować.W tej chwili marzę tylko o długim, gorącymprysznicu. Rozumiem cię doskonale skinęła głową Tracy.Wspięli się na ganek.Tracy wyjęła klucz i otworzyła drzwi.Weszła do środka, ustąpiła drogiKimowi i zamknęła je znowu na klucz.Dopiero wtedy znalazła po omacku kontakt. O rany, ale tu jasno stwierdził Kim, mrużąc oczy przed światłem.Tracy przygasiła lampy pokrętłem na kontakcie. Jestem skonany wyznał Kim.Zdjął biały kitel, który miał na sobie w rzezni, odsunął good siebie na długość ręki. Trzeba to spalić.Pewnie cały aż się lepi od Escherichia coli. Po prostu go wyrzuć powiedziała Tracy. Najlepiej do śmietnika za domem.Wy-obrażam sobie, jak rano będzie śmierdział.Tracy zdjęła płaszcz i skrzywiła się, czując nagły ból w piersi.Kiedy Carlos wpadł na nią,uderzyło ją coś twardego tuż na lewo od mostka.Wtedy ból był tak ostry, że myślała, iż zostałapchnięta nożem. Wszystko w porządku? zapytał Kim, widząc jej reakcję.Tracy ostrożnie pomacała żebra w okolicy piersi. Czy coś mogło mi się tutaj złamać? Oczywiście.Możesz mieć złamane żebro albo mostek. O, świetnie! zawołała Tracy. Co powinnam zrobić, panie doktorze? Trochę lodu nie zaszkodzi odrzekł Kim. Zaraz przyniosę, tylko pozbędę się tegokitla.Kim ruszył przez kuchnię w stronę tylnych drzwi.Tracy otworzyła szafę w korytarzu, po-wiesiła płaszcz i zdjęła buty.Zasunęła drzwi i skierowała się ku schodom.W połowie drogizamarła i krzyknęła piskliwie.Kim przestąpił właśnie próg kuchni, gdy usłyszał jej krzyk
[ Pobierz całość w formacie PDF ]